Matka siedmiorga dzieci nie pójdzie do więzienia. Zarzucali jej zdradę Rosji

Uwolnienia Dawydowej domagało się bardzo wiele osób

Rosyjski wymiar sprawiedliwości postanowił umorzyć sprawę karną przeciwko Swietłanie Dawydowej, którą aresztowano pod zarzutem zdrady państwa po telefonie do ambasady Ukrainy w Moskwie - ogłosił w piątek adwokat Dawydowej, Iwan Pawłow. Podczas rozmowy telefonicznej kobieta miała poinformować Ukraińców o ruchach wojsk rosyjskich.

"Dzisiaj otrzymaliśmy dobrą wiadomość: sprawa karna przeciwko Swietłanie Dawydowej została zamknięta z braku znamion przestępstwa" - napisał Pawłow na Facebooku. "Oddalono wszystkie zarzuty o zdradę" - dodał i poinformował, że matka siedmiorga dzieci może domagać się odszkodowania.

Groziło jej 20 lat kolonii karnej

37-letnia mieszkanka Wiaźmy, w obwodzie smoleńskim, została zatrzymana 21 stycznia za zdradę, za co groziło jej nawet 20 lat kolonii karnej.

Jak relacjonował dziennik "Kommiersant", rano tego dnia do drzwi jej mieszkania zadzwonił dzielnicowy, wyjaśniając, że sąsiedzi się na nią skarżą.

Gdy otworzyła, do mieszkania wtargnęła brygada specjalna w czarnych kombinezonach, ludzie z Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Kobietę umieszczono w moskiewskim areszcie śledczym Lefortowo.

Telefon do ambasady

Na początku lutego Dawydowa, której aresztowanie wywołało oburzenie w Rosji, została zwolniona. Wcześniej petycje z żądaniem natychmiastowego wypuszczenia Dawydowej z aresztu podpisały dziesiątki tysięcy ludzi, w tym wdowa po Aleksandrze Sołżenicynie, Natalia, pisarka Ludmiła Ulicka czy reżyser filmu "Lewiatan" Andriej Zwiagincew.

W kwietniu 2014 roku Dawydowa, która od początku konfliktu na wschodzie Ukrainy nie kryła pacyfistycznych przekonań, zatelefonowała do ukraińskiej ambasady, żeby przekazać - jak relacjonował jej mąż - że jednostka wojskowa w Wiaźmie opustoszała, co zdaje się wskazywać na to, iż żołnierzy wysłano na Ukrainę. Dawydowa opowiadała, że w transporcie miejskim usłyszała, jak jeden z żołnierzy z jednostki specjalnej wywiadu wojskowego GRU relacjonował komuś przez telefon, iż wraz z kolegami jedzie do Moskwy, "skąd w niewielkich grupach udadzą się w delegację; broń otrzymają na miejscu".

Autor: kg/ja / Źródło: PAP