Potężny wstrząs, huk, ciemność i wdzierająca się woda. Statek uderzył prosto w kajuty

[object Object]
Uszkodzony USS Fitzgerald zawija do portuUS Navy
wideo 2/2

Dobę po wypadku było już jasne, że siódemka zaginionych marynarzy z niszczyciela USS Fitzgerald nie żyje. Ich ciała znaleziono w jednym z kilku zalanych przedziałów. Podczas zderzenia z filipińskim kontenerowcem jego gruszka dziobowa uderzyła między innymi w kajutę, w której spali marynarze. Wyrwani ze snu nie zdążyli uciec na czas.

Na zdjęciach uszkodzonego w wypadku amerykańskiego niszczyciela widać tylko wielką wyrwę w jego nadbudówce dziobowej. Spowodował ją dziób filipińskiego kontenerowca AXC Crystal. Tam była między innymi kajuta kapitana, który też spał w momencie zderzenia. Został poważnie ranny i na ląd zabrał go śmigłowiec.

Jednak widoczne na zdjęciach uszkodzenia są tymi mniej poważnymi. Znacznie groźniejsze dla okrętu i załogi były te, które znajdują się kilka metrów niżej, pod powierzchnią wody.

Współczesny taran

Wszystkiemu winna jest tak zwana gruszka dziobowa cywilnego statku. To specjalnie ukształtowany element dziobu, wystający kilka metrów naprzód tuż pod powierzchnią wody. Jego zadaniem jest zmiana dynamiki wody opływającej kadłub statku. Efektem jest ograniczenie oporów hydrodynamicznych i umożliwienie płynięcia w sposób ekonomiczny z większymi prędkościami.

Gruszka dziobowa w obecnej postaci rozpowszechniła się w ciągu ostatniego pół wieku, kiedy udało się ostatecznie zoptymalizować jej kształt. Ma ją większość budowanych współcześnie statków cywilnych. Podczas gdy na co dzień czyni je bardziej ekonomicznymi, to podczas kolizji staje się niebezpiecznym podwodnym taranem. Podobnym do czegoś, co stosowano na okrętach w starożytności i XIX wieku.

Podczas uderzenia w burtę gruszka dziobowa trafia w najbardziej newralgiczną część każdej jednostki pływającej - tą zanurzoną pod wodą. Tak właśnie było w wypadku kolizji u wybrzeży Japonii. Wystający nad wodę dziób zdemolował nadbudówkę, która nie jest jednak krytyczna dla zachowania pływalności i przeżycia całego okrętu. Uderzenie gruszki dziobowej w burtę pod wodą było znacznie groźniejsze.

Przykład gruszki dziobowej statku pozbawionego ładunku. Kiedy jednostka jest załadowana, to gruszka znajduje się tuż pod powierzchnią wodyBernard Spragg | domena publiczna/wikipedia

Potężna wyrwa w kadłubie

US Navy nie ujawniło na razie szczegółów katastrofy. Więcej będzie wiadomo, jeśli zostaną pokazane zdjęcia z doku, dokąd niechybnie niedługo trafi niszczyciel. Wiadomo jednak, że gruszka dziobowa wybiła wielką dziurę w burcie okrętu. Prawdopodobnie ma ona wiele metrów kwadratowych powierzchni.

- Zniszczenia są poważne. To nie była lekka kolizja. Jest wielkie przebicie, wielka wyrwa pod linią wodną. Trzy przedziały zostały poważnie uszkodzone - powiedział na konferencji prasowej zastępca dowódcy 7. Floty US Navy admirał Joseph Aucoin.

Trzy zalane przedziały to dwie kajuty i bliżej nieokreślona część przedniej maszynowni okrętu. Wnioskując z listy ofiar, na której znajdują się sami specjaliści od obsługi uzbrojenia, to w ich pomieszczenie znajdujące się kilka metrów pod powierzchnią wody przed ścianą maszynowni, musiała trafić gruszka dziobowa. Do kolizji doszło około godziny drugiej w nocy, więc najpewniej spali przed oczekiwanym na następny dzień rano zawinięciem do bazy Yokosuka.

Zderzeniu musiał towarzyszyć potężny huk i wstrząs. Najpewniej wyłączyło się normalne oświetlenie i zostało to awaryjne, utrzymując wnętrze okrętu w półmroku. Do przedziałów natychmiast zaczęła się wdzierać woda. W trzech dużych dziobowych kajutach dla marynarzy mieszka ich ponad stu, więc większości udało się otrząsnąć z snu, szoku i zdołać uciec.

Siódemka nie miała szczęścia. Nie wiadomo, czy zabiło ich uderzenie, czy utopili się nie mogąc znaleźć wyjścia ze zdemolowanej kajuty. Nurkowie znaleźli ich ciała w zalanym przedziale już po powrocie okrętu do portu.

Kajuta marynarzy na niszczycielu typu Alreigh Burke. To ciasne pomieszczenia | US Navy

Okręt uratowany, okoliczności niejasne

Ze zdjęć uszkodzonego niszczyciela widać wyraźnie, że do wnętrza kadłuba dostała się znaczna ilość wody. Jednostka jest przechylona na uszkodzoną prawą burtę i przegłębiona na dziób. - Heroiczne wysiłki załogi zapobiegły katastrofie. Powstrzymali rozprzestrzenianie się wody w kadłubie, co mogło doprowadzić do zatonięcia okrętu lub osadzenia go na dnie - stwierdził admirał Aucoin.

Ostatecznie USS Fitzgerald zdołał dotrzeć do nieodległej bazy Yokosuka o własnych siłach po 16 godzinach akcji ratunkowej.

Radzenie sobie z takimi sytuacjami jest jednym z najważniejszych zadań marynarzy na okrętach wojennych. Amerykanie słyną z bardzo dobrze zorganizowanych grup awaryjnych, odpowiedzialnych za walkę z uszkodzeniami oraz z przemyślanej konstrukcji okrętów. Dało to o sobie znać już podczas II wojny światowej, kiedy jednostki US Navy utrzymywano na wodzie pomimo rozległych uszkodzeń, które zatopiłyby okręty przeciwników. Walkę z ogniem czy wdzierającą się wodą trenuje się do upadłego i nieustannie.

Admirał Aucoin zapewnił, że wyniki śledztwa zostaną ujawnione opinii publicznej. Pozostaje niejasne w jaki sposób mogło dojść do kolizji nowoczesnego okrętu wojennego wyposażonego w różne systemy obserwacji, na pokładzie którego musiała czuwać wachta, z dużym i stosunkowo powolnym oraz mało zwrotnym statkiem cywilnym.

Jest pewne, że do zdarzenia doszło na bardzo ruchliwym torze wodnym i w ciemności. Nagrania z satelitarnych systemów śledzenia ruchów statków cywilnych pokazują, że AXC Crystal niedługo przed kolizją wykonał gwałtowny manewr. Nie są znane jego przyczyny i czy to sprawiło, że uderzył w niszczyciel.

USS Fitzgerald zmierzający do portu. Widać jak bardzo jest przechylony w wyniku zalania części przedziałów | US Navy

Autor: Maciej Kucharczyk\mtom / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: US Navy