Front Narodowy – wielki przegrany ataków w Paryżu?


Ataki z 7 i 9 stycznia mogły radykalnie zmienić oblicze francuskiej sceny politycznej. Tymczasem, prawie trzy tygodnie po zamachu na redakcję "Charlie Hebdo", sytuacja wydaje się odmienna od oczekiwanej. Punktuje premier i prezydent, a największym przegranym jest - niespodziewanie - prawicowy Front Narodowy.

Wydawać by się mogło, że to właśnie teraz Francuzi zwrócą się w stronę nacjonalistycznej partii Marine Le Pen od dawna "ostrzegającej" przed islamem. Zamiast skoku jest jednak rozczarowanie. Na popularności zyskali wszyscy główni gracze na francuskiej scenie politycznej. Uznanie dla François Hollande’a wzrosło o 12 pkt. proc., a premiera Manuel’a Valls’a – o 18 pkt. proc. Z jednopunktowym wzrostem, Marine Le Pen na ich tle wypada niezwykle blado. Co więcej, według sondażu przeprowadzonego dla dziennika "Le Parisien", 67 proc. Francuzów uważa, że to właśnie liderka Frontu była ostatnio najmniej widocznym politykiem.

Nieobecność, która kłuła w oczy

Według dziennikarza dziennika "Le Monde", Abela Mestre, partia Marine Le Pen wypadła z gry na własne życzenie. Przede wszystkim, ugrupowania zabrakło na marszu solidarności 11 stycznia. Na paryskiej defiladzie obecni byli przedstawicieli wszystkich francuskich partii politycznych, ale Marine Le Pen, która narzekała na brak jasnego zaproszenia od prezydenta Hollande’a, udała się wtedy do Beaucaire – rządzonego przez Front Narodowy 15-tys. miasta na południu kraju. Na spotkanie przyszło zaledwie kilkaset osób, które zamiast złożyć hołd ofiarom zamachów, skandowały: „Marine na prezydenta”.

- To straszne dla wizerunku FN – mówi Mestre. - Marine Le Pen po atakach chciała zerwać ze stereotypem “diabolicznej” i “antyimigracyjnej”, ale zrobiła to nieumiejętnie. Zamiast wziąć udział w niespotykanej we Francji mobilizacji narodowej, czekała na potkniecie rządzących. Zabrakło jej też w dyskusji o symbolicznej unii narodowej, którą w tych trudnych chwilach obiecywała lewica i prawica.

Co więcej, z sondaży wynika, że Francuzi nie wiedzą, jakie jest najnowsze przesłanie Frontu Narodowego. Dwa dni po ataku na Charlie Hebdo Marine Le Pen prosiła, żeby nie wsadzać fundamentalistów i muzułmanów do jednego worka. Zaledwie kilka godzin później, jej ojciec, Jean-Marie, publicznie wyznał jednak, że “nie jest Charlie, ale Charlie Martel”. Charlie Martel to Karol Młot, władca państwa Franków, który w 721 roku wygnał z Francji Arabów.

O jedno zdanie za daleko?

Frontowi Narodowemu nie pomogło też wystąpienie eurodeputowanego partii, Aymeric’a Chauprade, który publicznie oświadczył, że “Francja jest na wojnie z muzułmanami, a islam jest ogromnym zagrożeniem dla jej przyszłości”. Chauprade został co prawda usunięty ze stanowiska szefa brukselskiej delegacji FN, ale niesmak wśród wielu wyborców pozostał.

Jeszcze 31 grudnia, podczas życzeń noworocznych, Marine Le Pen zapowiadała: “Całą nasza energię przeznaczamy na jeden cel. Układamy sobie drogę do władzy. W 2015 umocnimy nasz ubiegłoroczny sukces”. Jak na razie, to życzenie Frontu Narodowego, znacznie się oddala.

Autor: Anna Kowalska / Źródło: tvn24.pl