Pakistańczycy na granicy będą odpowiadać siłą


"Pełną wolność" do odpowiadania na ewentualne ataki NATO na pograniczu afgańsko-pakistańskim dał swoim żołnierzom szef pakistańskiej armii Ashfaq Parvez Kayani, informuje "Hindustan Times". "Wall Street Journal" dodaje zaś, że do ostatniego krwawego incydentu na granicy, w którym zginęli pakistańscy żołnierze, mogli przyczynić się sami Pakistańczycy.

Jak informuje "WSJ", każda akcja na pograniczu afgańsko-pakistańskim powinna być notyfikowana specjalnemu centrum koordynacji, w którym zasiadają przedstawiciele Waszyngtonu, Kabulu i Islamabadu. 26 listopada, gdy w regionie Mohmand trwała akcja natowskich komandosów, Pakistańczycy jednak o niej nie wiedzieli. Można to tłumaczyć dość wątpliwą reputacją pakistańskich sił zbrojnych, z których informacje już wielokrotnie w przeszłości wyciekały do talibów.

Jednak gdy komandosi znaleźli się pod ostrzałem, mówią "WSJ" amerykańskie źródła, NATO powiadomiło o tym centrum koordynacji, pytając, czy w pobliżu planowanej powietrznej odsieczy znajdują się pakistańscy żołnierze. Odpowiedź od Pakistańczyków obecnych w centrum miała być jednoznaczna - w regionie miało nie być żadnego żołnierza Islamabadu.

W efekcie lotnictwo dostało rozkaz zbombardowania celu, który okazał się później pakistańskim posterunkiem o kryptonimie Wulkan. Dopiero 50 minut po tym, gdy na Pakistańczyków zaczęły spadać pierwsze bomby, Islamabad zażądał od dowództwa NATO zaprzestania bombardowania. Później Pakistańczycy oświadczyli, że atak nie był niczym sprowokowany, postanowił wyrzucić amerykański personel lotniczy ze swojego terytorium oraz zbojkotować konferencję dotyczącą Afganistanu, która zacznie się 5 grudnia w Bonn.

Zielone światło dla dowódców

Jak informuje "Hindustan Times", Islamabad postanowił również omilitarnych środkach odwetowych. Według indyjskiego dziennika, dowódca pakistańskiej armii Ashfaq Parvez Kayani dał "pełną wolność" swoim podwładnym do odpowiedzi na graniczne ataki NATO.

Kayani miał powiedzieć, że "nie powinno być niejasności" co do tego jak reagować na przyszłe podobne do ostatniego incydenty, a dowódcy mają "pełną wolność odpowiedzi wykorzystując wszystkie możliwości". Lokalne działania armii, według słów Kayaniego cytowanych przez "HT", nie potrzebują od teraz potwierdzenia na wysokim szczeblu.

Żaden agresor "nie odejdzie spokojnie", miał powiedzieć Kayani dodając, że najważniejszy jest narodowy honor.

Źródło: hindustantimes.com, online.wsj.com