Noworodek znaleziony w śmietniku. Matka bała się, że straci pracę


Historia zaledwie dwutygodniowego chłopca odnalezionego w środę w pojemniku na śmieci, poruszyła całą Hiszpanię. Życie dziecka uratował przypadkowy przechodzień, który usłyszał płacz dochodzący z kontenera i powiadomił straż miejską. W piątek aresztowano matkę chłopca. Jak przyznała, porzuciła synka, bo czuła się przytłoczona swoją sytuacją.

Matka chłopca to 37-letnia Kolumbijka. Wspólnie z mężem wychowuje już trójkę dzieci w wieku 4, 5 i 11 lat.

Jak pisze hiszpański dziennik "El Mundo", kobieta pracowała jako kelnerka i bała się, że straci posadę. Ukrywała ciążę przed mężem, który miał powtarzać, że nie chce więcej dzieci oraz szefem.

30 czerwca kobieta powiedziała mężowi, że źle się czuje i pojechała do szpitala. Jej przeciągająca się nieobecność zaniepokoiła jednak mężczyznę, który postanowił sprawdzić, co się stało. Gdy zapytał o żonę, ku swemu zdziwieniu dowiedział się, że znajduje się na sali porodowej.

Poród przebiegł bez komplikacji, jednak chłopczyk urodził się z drobną wadą, przez co musiał spędzić kilka dni na oddziale dla noworodków. Kobieta wyszła natomiast ze szpitala i wróciła do pracy. Codziennie jeździła do szpitala, by karmić synka. Jak pisze "El Mundo", wydawała się szczęśliwa, choć uwagę pracowników szpitala zwrócił fakt, że nie towarzyszył jej nigdy ojciec dziecka.

W poniedziałek 6 lipca chłopczyk został wypisany ze szpitala. Po powrocie do domu rodzice zaczęli się kłócić, a mężczyzna miał wyrzucać żonie ciążę. Napięcie między nimi stale rosło. Codziennie chodzili do pracy, zostawiając noworodka pod opieką starszego rodzeństwa. "El Mundo" pisze, że mężczyźnie, który wstawał bardzo wcześnie do pracy, przeszkadzał płacz dziecka, który uniemożliwiał mu odpoczynek.

Plecak z workiem na śmieci

W środę kobieta umieściła chłopczyka w plecaku razem z butelką i smoczkiem. Plecak włożyła do worka na śmieci, który wrzuciła do pojemnika na śmieci oddalonego 200 m od jej domu. Następnie poszła do pracy.

Mężczyzna spacerujący z psem usłyszał niepokojące dźwięki, gdy przechodził obok pojemnika. Kiedy się do niego zbliżył, rozpoznał, że to płacz dziecka. Natychmiast powiadomił służby.

Strażnicy miejscy musieli przeszukiwać worek po worku, by odnaleźć chłopca, zachowując przy tym ogromną ostrożność, by dziecko nie zostało przygniecione śmieciami. - Z każdą sekundą płacz był coraz słabszy. Myśleliśmy, że umiera - relacjonował w rozmowie z dziennikiem "El Pais" jeden z funkcjonariuszy.

W końcu chłopca udało się odnaleźć. - Natychmiast pobiegłem z nim do samochodu. Wydawało się, że nie oddycha. Nie reagował na żadne bodźce - wspominał funkcjonariusz. - Gdy przejechaliśmy około kilometra, zaczął nagle płakać. Wtedy się uspokoiliśmy - dodał.

W szpitalu udzielono chłopcu pomocy. Jego życiu ani zdrowiu nie zagrażało niebezpieczeństwo.

Dzięki śledztwu szybko udało się ustalić tożsamość matki. W piątek została aresztowana. Początkowo zaprzeczała, jednak w końcu przyznała się do winy. Jak tłumaczyła, czuła się przytłoczona swoją sytuacją życiową.

Policja uznała, że ojciec nie wiedział nic o planie kobiety.

Autor: kg/tr / Źródło: El Mundo, El Pais