Nieuleczalnie chory sześciolatek utknął w obozie. "W takim namiocie jego dni są policzone"


Wasel i Johaina pochodzą z syryjskiego miasta Dajr az-Zaur. Byli przekonani, że jeśli tylko uda im się wydostać z ogarniętego wojną kraju i dostać do Europy, zapewnią odpowiednią pomoc medyczną 6-letniemu synkowi, który cierpi na postępującą dystrofię mięśniową. Utknęli jednak w namiocie w prowizorycznym obozie na granicy grecko-macedońskiej. Po trzech miesiącach lekarze przestali dawać mu jakichkolwiek szanse na przeżycie. ("Fakty z Zagranicy")

Do rodziny dotarli dziennikarze CNN. Wasel i Johaina zdecydowali się wyjechać z Syrii, gdy pomoc medyczna dla ich chorego synka Alyamana przestała być dostępna. Nie było już leków, które mogłyby złagodzić objawy dystrofii mięśniowej, z którą zmaga się chłopiec.

Z Syrii przedostali się do Turcji, a następnie przeprawili się przez Morze Śródziemne. Potem trafili do urządzonego na stacji benzynowej prowizorycznego obozu na granicy grecko-macedońskiej. Tam musieli patrzeć, jak syn gaśnie w oczach. Schorzenie, na które cierpi Alyaman, jest nieuleczalne, jednak odpowiednia terapia może złagodzić symptomy, poprawić komfort życia i je przedłużyć. W namiocie, w którym mieszka rodzina, nie można jednak na to liczyć. Chłopiec spał w kołysce przeznaczonej dla znacznie młodszych dzieci. Jest jednak tak mały i kruchy, że bez problemu się w niej mieścił.

Objawy dystrofii mięśniowej pojawiły się także u najmłodszej córki pary, rocznej Bisan. Rodzice mówią, że nie może już np. zaciskać palców. Był to jeden z pierwszych symptomów, które pojawiły się u Alyamana przed zdiagnozowaniem choroby pięć lat temu.

"W takim namiocie jego dni są policzone"

Pracujący w obozie lekarz Zaher Sahloul mówił na początku tygodnia, że rokowania w przypadku Alyamana są bardzo złe. - Ledwo może jeść i oddychać. Jest odwodniony, niedożywiony, nie reaguje na bodźce. W miejscu z dostępem do odpowiedniej opieki medycznej dostawałby dożylnie płyny, byłby podłączony do aparatu tlenowego - wyjaśniał. - W takim namiocie jego dni są policzone - podkreślał.

Lekarzy z Syrian American Medical Society, z którymi rozmawiali dziennikarze CNN, przygniata myśl, że nie mogą zrobić dla chłopca więcej. Są też pełni złości na Europę, która ich zdaniem mogłaby sprawniej pomagać takim osobom jak Alyaman, uwięzionym w obozach i rozpaczliwie potrzebującym dobrej opieki medycznej.

- To bardzo bolesne, że w XXI wieku są na terenie Europy rodziny, które nie mają dostępu do minimum, jakie mieliby zapewnione nawet w krajach rozwijających się - podkreślała lekarka Hanne Lossius.

- To nieludzkie. Dziecko nie powinno spędzać swoich ostatnich godzin w takim namiocie - zaznaczyła. - Spotykamy tu ludzi, którzy mówią, że chcą wrócić do Syrii, by umrzeć z godnością. Szybko, a nie konając w bólu - powiedziała.

Johaina i Wasel wiedzą, że życia ich synka nie da się już uratować. Mają jednak nadzieję, że uda im się pomóc rocznej Bisan. - Dla mojego syna jest już za późno, ale potrzebuje pomocy dla córki. Nie chcę, by cierpiała jak jej brat - opowiadała Johaina.

CNN informuje na swojej stronie internetowej, że wywiad z rodziną dziennikarze przeprowadzili w czwartek. Od tego czasu Alyaman został w pilnym trybie przyjęty do szpitala w Szwajcarii. Lekarze mówią, że jego stan może się na jakiś czas poprawić. Choroba jest jednak nieuleczalna.

Autor: kg\mtom / Źródło: CNN, Fakty z zagranicy

Raporty: