Nerwy, pęknięcia, oskarżenia. Kontynent musi się ratować, zgody nie widać


Seria spotkań liderów europejskich przed planowanym na połowę września szczytem 27 krajów ws. przyszłości UE po Brexicie ma pomóc wypracować receptę na słabości, z jakimi mierzy się wspólnota. Różnice między państwami członkowskimi nie ułatwiają tego zadania.

Najbardziej widoczna jest ofensywa dyplomatyczna kanclerz Niemiec Angeli Merkel, której jednym z elementów była piątkowa wizyta w Warszawie. Szefowa niemieckiego rządu spotkała się z kilkunastoma szefami państw i rządów UE w ostatnim tygodniu. W polskiej stolicy rozmawiała z premierami państw Grupy Wyszehradzkiej.

Podróże Merkel i migracja

- Ta (aktywność - red.) odzwierciedla fakt, że Niemcy to obecnie największy i z pewnością jeden z najbardziej wpływowych krajów UE - mówi szef brukselskiego think tanku Bruegel, Guntram Wolff.

Konsultacje, jakie prowadzi nie tylko niemiecka kanclerz, ale też szef Rady Europejskiej Donald Tusk, premier Włoch Matteo Renzi czy prezydent Francji Francois Hollande, mają przygotować spotkanie 27 krajów UE - bez Wielkiej Brytanii - zaplanowane na 16 września w Bratysławie.

Choć po każdym z miniszczytów przywódcy mówią o konieczności pozytywnej odpowiedzi na Brexit, analiza ich wypowiedzi nie pozostawia wątpliwości, że UE jest głęboko podzielona co do tego, jak owa odpowiedź ma wyglądać.

Przykładem mogą być kraje Grupy Wyszehradzkiej, które tuż po Brexicie ogłosiły, że UE musi się bardziej wsłuchiwać w głosy narodowych parlamentów. W piątek w Warszawie premier Węgier Viktor Orban podkreślał, że UE powinna być prowadzona przez Radę (czyli państwa członkowskie), a KE powinna skończyć zabawę w politykę.

Państwa Europy Środkowej sprzeciwiają się m.in. propozycjom Komisji Europejskiej ws. osób szukających azylu. Jej lipcowy projekt przewiduje, że kraje UE będą musiały co roku przyjmować plany przesiedleń uchodźców z obozów spoza Europy.

Adwokatem takiego rozwiązania są Niemcy, ale też kraje Południa Europy dotknięte w największym stopniu napływem uchodźców i migrantów. Państwa te szukają w solidarności europejskiej możliwości poprawy własnej sytuacji wobec presji migracyjnej.

Pieniądze i bezpieczeństwo

Inna linia podziałów rysuje się, jeśli wziąć pod uwagę podejście stolic do polityki budżetowej. Podczas czwartkowego spotkania liderów europejskich partii socjalistycznych we Francji padały apele o to, by państwom UE zostawić swobodę manewru, jeśli wprowadzają reformy. O takie podejście od dawna zabiega np. Rzym czy Paryż, ale przeciwnikiem luzowania zasad dotyczących dyscypliny wydatków jest Berlin, a także kraje nordyckie.

Wobec braku możliwości porozumienia się na tych płaszczyznach przywódcy akcentują, że w Bratysławie konieczne jest skupienie się na bezpieczeństwie Europy. Mówili o tym zarówno Hollande w czwartek na zamku Celle-Saint-Cloud pod Paryżem, jak i Merkel z liderami Grupy Wyszehradzkiej w piątek w Warszawie.

Premierzy Węgier i Czech zaproponowali z kolei rozpoczęcie dyskusji o armii europejskiej. Wcześniej z propozycją zacieśnienia współpracy ograniczonej liczby państw w dziedzinie obronności wyszli ministrowie obrony i spraw zagranicznych Włoch. O koncepcji unijnej armii mówił też jeszcze przed Brexitem szef KE Jean-Claude Juncker.

Mimo tych nawoływań eksperci nie mają wątpliwości, że pomysł pozostanie na papierze. "Nie wyobrażam sobie, by mogło to zostać zrealizowane w takim kształcie, że będziemy mieli jedno wojsko pod jednym dowództwem, pod którym mieliby służyć np. niemieccy, polscy czy węgierscy żołnierze" - ocenił szef Bruegela. Jak uzasadnił, decyzje o wysyłaniu żołnierzy na wojnę są podejmowane w stolicach i nie ma zgody, by przenosić je na poziom unijny.

- Mogę sobie wyobrazić za to zintegrowanie infrastruktury, zamówienia sprzętu itd. To byłby znaczący krok do przodu - dodał ekspert.

Wspólnym mianownikiem na przyszłość po Brexicie, choć nie do końca widzianym przez wszystkie kraje w ten sam sposób, ma być za to zapewnienie UE wzrostu gospodarczego.

"Ludzie tylko wtedy zaakceptują Europę, jeżeli Europa zapewni im dobrobyt" - podkreślała w Warszawie Merkel, wskazując na możliwości prorozwojowe, jakie kryją się w dalszej cyfryzacji i rozwoju nowych technologii.

Premier Grecji Aleksis Cipras mówiąc na ten sam temat w czwartek pod Paryżem wzywał do sformułowania projektu gospodarczego dla Europy, który byłby "skoncentrowany raczej na wzroście i walce z bezrobociem (...) niż na cięciu wydatków".

Zdaniem Wolffa Merkel podczas swojej ofensywy dyplomatycznej chce wysłuchać, co mają jej do powiedzenia europejscy partnerzy, by potem przedstawić propozycję, która będzie uwzględniała stanowiska wielu stolic.

- Uważam, że UE powinna i będzie w stanie wypracować wspólne stanowisko. Ostatecznie do tego została stworzona Unia, by brać pod uwagę różne interesy na kontynencie i wypracowywać wspólne stanowisko - uznał Wolff.

Autor: adso//gak / Źródło: PAP