"Mogą krzyczeć na prezydenta i nikt nie sięga po pałkę"


20 lat temu pod wpływem wydarzeń w Polsce, NRD i na Węgrzech zaczął się sypać komunizm w Czechosłowacji. W rocznicę "aksamitnej rewolucji" Czesi znów wyszli na ulice Pragi. Świętowali też Słowacy. Największe uroczystości odbywały się w Bratysławie. Prezydent Vaclav Klaus, którego wygwizdano, ocenił i to jako osiągnięcie rewolucji: - Ludzie mogą krzyczeć na prezydenta i nikt nie sięga po pałkę - mówił.

Komunizm trząsł się w posadach już w czerwcu 1989, gdy opozycyjne ugrupowanie Karta 77 opublikowało petycję "Kilka zdań", w której domagało się demokratyzacji życia kraju. Przywódcy partii komunistycznej odrzucali jednak możliwość prowadzenia rozmów z opozycją.

Kolejne fale masowych demonstracji miały miejsce w październiku i listopadzie.

Początek końca

17 listopada władze zezwoliły na zorganizowanie manifestacji ku czci praskiego studenta zamordowanego w 1939 roku przez Niemców. Legalne zgromadzenie przekształciło się w największą od 1969 roku antykomunistyczną demonstrację.

Zapoczątkowała ona 12-dniowy okres nieustannych manifestacji w całym kraju. Na wiecach zakładano demokratyczne ruchy społeczne - Forum Obywatelskie w Pradze, Społeczeństwo Przeciwko Przemocy w Bratysławie. Jedną z najważniejszych postaci czeskiej opozycji był późniejszy pierwszy prezydent Czech Vaclav Havel.

4,5 tys. ludzi w rocznicę

20 lat później w marszu, który pokonał tę samą trasę co w 1989 r., wzięło udział około 4,5 tys. ludzi. Niesiono czeskie flagi narodowe i transparenty z hasłami skierowanymi przeciwko obecnemu eurosceptycznemu prezydentowi państwa Vaclavowi Klausowi, przeciwko komunistom i przeciwko Unii Europejskiej, bądź też deklarujące poparcie dla byłego prezydenta Vaclava Havla.

Pochód dotarł do ulicy Narodni Trzida, gdzie rozpoczął się wielki okolicznościowy koncert. Wcześniej politycy uczcili tam wydarzenia 1989 roku złożeniem wieńców.

Wygwizdali, bo mogli

Prezydentowi Klausowi towarzyszyły przy tym dwie rozdzielone policyjną asystą kilkudziesięcioosobowe grupy - jedna złożona z jego wiwatujących zwolenników, druga zaś z gwiżdżących przeciwników.

- To, co się tutaj rozgrywa, jest naturalną sprawą demokracji - skomentował wydarzenie Klaus. Według niego, zwycięstwo sprzed 20 lat polega na tym, że ludzie mogą krzyczeć na prezydenta i nikt nie sięga po pałkę.

Nie wszystko się udało

Jeszcze przed południem miejsce pamięci przy Narodni Trzida odwiedzili przywódcy dwóch największych czeskich ugrupowań politycznych - najpierw socjaldemokrata Jirzi Paroubek, a następnie kierujący prawicową Obywatelską Partią Demokratyczną (ODS) Mirek Topolanek.

- Nie wszystko, co robiono, powiodło się. Pewnie się to powiedzie w przyszłych latach - ocenił przeszłość Paroubek. Natomiast Topolanek powiedział dziennikarzom, że demokracja w Republice Czeskiej nie jest jeszcze po 20 latach utwierdzona.

Według niego, trzeba stawiać na młodych ludzi i pracować z nimi, ponieważ są szansą dla kraju.

Skrajna prawica wykorzystuje sytuację

Jubileusz "aksamitnej rewolucji" próbowali we wtorek wykorzystać do swoich celów prawicowi ekstremiści z Partii Robotniczej. Około 300 aktywistów tego ugrupowania zgromadziło się w pobliżu położonego przy Narodni Trzida Teatru Narodowego, nie zgłosiwszy wcześniej swej akcji władzom miejskim.

Na wezwanie policji rozeszli się, by w dwie godziny później pojawić się w tym samym miejscu w grupie około 150-osobowej. Wbrew obawom, nie doszło jednak do ich kontaktu z uczestnikami głównego pochodu.

Źródło: PAP