Opisała żonę Trumpa. Padła ofiarą antysemickiej nagonki


Anonimowy rozmówca, który puszcza przez telefon przemówienie Hitlera, pełne jadu wiadomości, groźby - z takim odzewem ze strony zwolenników Donalda Trumpa musiała się zmierzyć Julia Ioffe, autorka opublikowanej w środę w magazynie "GQ" sylwetki jego żony Melanii. - Rano podchodziłam do tego z poczuciem humoru, jednak pod koniec dnia ciężko już było się śmiać - tłumaczy dziennikarka. I ostrzega: wygrana Trumpa w wyborach prezydenckich może stanowić zagrożenie dla wolności słowa.

Obszerny artykuł autorstwa cenionej dziennikarki Julii Ioffe został opublikowany w środę w "GQ". W sylwetce żony prowadzącego w wyścigu o prezydencką nominację Donalda Trumpa, Melanii, wykorzystano m.in. fragmenty wywiadu z byłą słoweńską modelką. Znajduje się tam też informacja o przyrodnim bracie Melanii, z którym rodzina ma nie utrzymywać kontaktu.

Żona miliardera odcięła się od artykułu. Idąc w ślady swojego męża, który często zarzuca dziennikarzom brak obiektywizmu w relacjonowaniu przebiegu kampanii wyborczej, zaatakowała Ioffe, twierdząc, że tekst jest przykładem działalności "nieuczciwych" mediów. Zdaniem Melanii, Ioffe nie ma czystych intencji. Podkreśliła też, że jej rodzice nie są osobami publicznymi, więc nie powinni być poddawani "niesprawiedliwej analizie".

Fala antysemickiej agresji

Krytyka ze strony bohaterki publikacji to jednak nic w porównaniu z tym, w jaki sposób swoje niezadowolenie oznajmili Ioffe zwolennicy miliardera. - Rano podchodziłam do tego z poczuciem humoru, jednak pod koniec dnia ciężko już było się śmiać - tłumaczy w rozmowie z "Guardianem" Ioffe. Dziennikarka twierdzi, że została zalana antysemickimi i pełnymi jadu wiadomościami. Odebrała telefon od anonimowego rozmówcy, który puścił jej przemówienie Adolfa Hitlera. W internecie pojawił się fotomontaż, na którym twarz Ioffe nałożona została na zdjęcie więźnia Auschwitz.

Na neonazistowskiej stronie internetowej "The Daily Stormer" pojawił się komentarz zatytułowany: "Cesarzowa Melania zaatakowana przez plugawą rosyjską Żydówę w 'GQ'".

- To nie jest ostry, krytyczny artykuł - tłumaczy autorka. - Nie ma w nim żadnego fragmentu, który byłby nieprawdziwy. Jeśli zwolennicy Trumpa reagują w taki sposób, co stanie się, jeśli dziennikarze zaczną się przyglądać przypadkom korupcji albo krytykować jego politykę? - zastanawia się Ioffe.

Trump a wolność słowa

Dziennikarka podkreśla w rozmowie z "Guardianem", że obawia się o to, co stałoby się z wolnością słowa, gdyby Trump rzeczywiście trafił do Białego Domu.

- Widzieliśmy, w jaki sposób podburza swoich zwolenników do ataków na media. Chce zmienić przepisy dotyczące zniesławienia, żeby było łatwiej pozwać dziennikarzy - tłumaczy.

Trump od dawna oskarżany jest o to, że choć nie wprost, zachęca swoich zwolenników do przemocy. Kiedyś zaoferował, że opłaci koszty sądowe mężczyźnie, który uderzył jednego z demonstrantów na jego wiecu. Nie od razu odciął się też od byłego lidera Ku Klux Klanu Davida Duke’a, który wyraził poparcie dla kandydatury miliardera.

Julia Ioffe urodziła się w Moskwie, jednak od siódmego roku życia mieszka w Stanach Zjednoczonych. Pracowała w redakcji "The New Republic", pisze dla takich tytułów jak "The New Yorker" czy "The Washington Post".

Przez trzy lata pracowała jako dziennikarka w Moskwie. Jak wspomina, to właśnie w tym kraju zdarzało się, że stykała się z antysemityzmem. Zapewnia jednak, że do tej pory nigdy nie spotkało jej to w Stanach Zjednoczonych.

- Dzisiaj przypomniałam sobie, że 26 lat temu moja rodzina przyjechała do Stanów Zjednoczonych z Rosji. Wyjechaliśmy, bo uciekaliśmy przed antysemityzmem - mówi.

Autor: kg\mtom / Źródło: Guardian

Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia | Boss Tweed

Tagi:
Raporty: