Manifestacje na ulicach Paryża. "Z Macronem na wstecznym biegu"


Obserwatorzy za sukces uznali sobotnią manifestację w Paryżu przeciwko, jak to nazwano, "socjalnemu zamachowi stanu" Macrona. Do udziału w akcji wezwał Jean-Luc Melenchon - przywódca skrajnie lewicowej, uznawanej za populistyczną, Francji Nieujarzmionej.

Choć czoło pochodu od Bastylii do placu Republiki było nieco przerzedzone, w środkowej części zwarte szeregi maszerujących zajmowały nie tylko całą szerokość jezdni, ale i oba trotuary. Według policji w pochodzie szło do 50 tys. osób. Organizatorzy mówią o 150 tysiącach.

Jakie hasła

"Nie socjalnemu zamachowi stanu!" - ogólne hasło manifestacji było też najczęstszym zdaniem wypisanym na transparentach i plakietkach niesionych przez manifestantów, jak i na samoprzylepnych etykietkach na ich ubraniach i plecakach. Inne napisy głosiły: "Nie dla pracy, która wyrzuca pracownika na śmietnik". "Bądźcie nowocześni z Macronem, wracajcie do XIX wieku". "Z Macronem na wstecznym biegu". "Pieniądze dla bogatych, podatki dla biednych". "Wszędzie kapitaliści, nigdzie sprawiedliwości". Na transparentach, czy wpięta w klapy ubrań widniała grecka litera "phi", będąca godłem partyjnym Francji Nieujarzmionej. Niektórzy protestowali przeciw "permanentnemu stanowi wyjątkowemu", inni żądali rozporządzeń w sprawie globalnego ocieplenia, a jeszcze inni - niskiego komornego. Nad kilkoma szeregami maszerujących powiewały czerwone sztandary z podobizną Ernesto Che Guevary. W pochodzie byli też anarchiści. Gdzieniegdzie na flagach narodowych doklejono podobizny Robespierre’a mające nawiązywać do terroru czasu rewolucji francuskiej.

Przeciw Macronowi

Marie, młoda nauczycielka angielskiego z liceum w Paryżu, miała na głowie beret fryzyjski, podobny do noszonych przez XVIII-wiecznych rewolucjonistów. - Nie mogłam strajkować (podczas dwóch dni akcji, do których wezwała centrala związków zawodowych CGT), bo to mój pierwszy rok pracy, więc przyszłam dziś, żeby pokazać, że demokracja to ulica - odpowiedziała na pytanie o powód udziału w demonstracji. Podczas pobytu w Nowym Jorku na sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ prezydent Emmanuel Macron powiedział, że "demokracja to nie ulica". - Jestem tu dlatego, że prezydentura Macrona to nieprzerwana agresja społeczna. Mam dosyć niesprawiedliwości i nierówności - powiedziała Julie Pitois, pracownica wytwórni czekolady. - Przyszedłem protestować przeciw socjalnemu regresowi przygotowywanemu przez prezydenta - tłumaczył Jean-Bernard Souders, 63 letni fotograf z Paryża. - Jestem tu dla swych dzieci i wnuków - wyznał emerytowany profesor technikum, który przyjechał na demonstrację z departamentu Wogezów. - Problem nie ogranicza się do nas, bo społeczeństwa Francji, Europy i świata idą w złym kierunku. Mamy wszystko, czego trzeba, żeby było dobrze, i robimy wszystko, żeby było źle - dodał.

Przemówienie Melenchona

Na mocno zatłoczonym placu Republiki, który był docelowym punktem pochodu, przemawiał Jean-Luc Melenchon. Przybierając pozy Charles'a de Gaulle’a i cytując go bez podawania źródła, wzywał do "kontynuowania walki". Oskarżał "oligarchię" o łamanie prawa, a Macrona - o ciągoty monarchiczne, zarzucając mu, że „nikt tak jak on, nawet królowie, nie obrażał Francuzów”. Melenchon wezwał do jedności całej lewicy i związków, o których się wyrażał bardzo pochlebnie, choć, jak powiedział profesor paryskiego Instytutu Nauk Politycznych Dominique Reynie, "organizując dzisiejszą demonstrację, ustawił się w roli konkurenta związków". Profesor podkreślił, że hasło "przeciw socjalnemu zamachowi stanu" jest bardzo niebezpiecznym kwestionowaniem demokracji, gdyż podważa prawowitość wyboru prezydenta; tym bardziej, że Macron jeszcze jako kandydat na prezydenta zapowiedział reformę kodeksu pracy.

Autor: mb/sk / Źródło: PAP