Laburzyści i Szkocja. Nieczyste zagrywki tuż przed wyborami


Brytyjska Partia Pracy Eda Milibanda zdecydowanie wykluczyła koalicję ze szkockimi nacjonalistami (SNP). To reakcja na przedwyborczy atak torysów, straszących aliansem laburzystów z SNP i w konsekwencji secesją Szkocji.

Już wcześniej laburzyści ogłaszali, że jeśli wygrają wybory parlamentarne to nie wejdą w koalicję z nacjonalistami, by utworzyć większościowy rząd. Teraz wykluczyli też nieformalny alians polityczny w parlamencie z SNP. Jak spekuluje agencja Reutera, w wypadku zwycięstwa najprawdopodobniej utworzą rząd mniejszościowy.

Przedwyborcza zagrywka

Miliband odpiera w ten sposób nowe ataki torysów. Partia premiera Davida Camerona zmieniła strategię wyborczą na dwa tygodnie przed wyborami parlamentarnymi, gdyż sondaże wykazały, że wyborców nie przekonuje oparcie kampanii na kwestiach gospodarczych.

Postanowili więc oni zmienić główny motyw swej kampanii: nowy komunikat Camerona to straszenie wyborców aliansem laburzystów z SNP, co miałoby doprowadzić do kolejnego referendum ws. szkockiej niepodległości.

Minister spraw wewnętrznych w rządzie Camerona i jedna z najbardziej wpływowych osób w establishmencie torysów Theresa May powiedziała w niedzielę, że sojusz laburzystów z SNP spowodowałby największy kryzys konstytucyjny w Wielkiej Brytanii od abdykacji króla Edwarda VIII w 1936 roku. Dodała, że Miliband byłby pod wpływem nacjonalistów, którzy "nie chcą, by istniała Wielka Brytania, i chcą zniszczyć kraj".

Gospodarka nie daje efektów

Główne przesłanie Camerona było jak dotąd oparte na założeniu, że wyborców przekona do jego partii mówienie o sukcesach gospodarczych za jego rządów. Jednak nie przynosi to spodziewanego rezultatu, bo nie wzrosły realne zarobki i Brytyjczycy nie czują poprawy sytuacji gospodarczej.

Partia Pracy posługuje się natomiast w swej kampanii argumentem, zgodnie z którym poprawa sytuacji gospodarczej Zjednoczonego Królestwa odbyła się kosztem ludzi biednych, a radykalnie wzbogaciła tych, którzy i tak już byli zamożni.

Zwycięzca nie jest oczywisty

Jak przypomina Reuters, stawka w nadchodzących wyborach parlamentarnych jest wysoka jak nigdy dotąd. Cameron obiecuje bowiem referendum ws. przynależności Zjednoczonego Królestwa do Unii Europejskiej, co grozi tym, że piąta pod względem wielkości gospodarka świata opuści UE. Szkoccy nacjonaliści, którzy według sondaży mają na własnym terytorium odebrać większość głosów laburzystom, mogą tymczasem doprowadzić do kolejnego plebiscytu ws. niepodległości.

Z sondaży opublikowanych w piątek i sobotę wynika, że dwie główne brytyjskie partie idą na niecałe dwa tygodnie przed wyborami parlamentarnymi łeb w łeb. W zależności od tego, która firma przeprowadza badanie opinii, prowadzą albo laburzyści albo torysi. Przewaga jest zawsze minimalna.

Wyznaczone na 7 maja wybory parlamentarne są - według komentatorów - najbardziej nieprzewidywalne od kilkudziesięciu lat.

Autor: mk//gak / Źródło: PAP

Raporty: