"Krzyczeliśmy: skacz. W końcu to zrobiła"


- Nigdy nie zapomnimy zdjęć kobiety, która wyskakiwała z okna płonącego budynku – mówił w brytyjskim parlamencie premier David Cameron. Z pewnością zgadzają się z nim rodzice 32-letniej Polki, którzy informację o kobiecie zobaczyli w telewizji, a potem okazało się, że to była ich córka.

Monika Kończyk wynajmowała pokój w mieszkaniu w kamienicy w południowym Londynie. Do Wielkiej Brytanii przyjechała pięć miesięcy temu. We wtorek musiała uciekać z budynku wyskakując z okna, bo z płonącej sąsiedniej kamienicy do jej mieszkania wdzierał się dym.

Myślała, że spłonie

Kobieta w tej chwili przebywa u siostry, która też mieszka w Croydon. – Nie miałam jak uciec. Myślałam, że umrę. Myślałam, że spalę się żywcem – powiedziała Kończyk gazecie "Daily Mirror".

Wśród mężczyzn, którzy krzyczeli do 32-latki, by skoczyła z okna był Adrian Manu – rumuński imigrant. - Stała nieruchomo, a my krzyczeliśmy: skacz, skacz. Wychyliła się i cofnęła ze strachem. W końcu skoczyła – relacjonuje mężczyzna. Monika Kończyk wylądowała na ułożonych pod oknem materacach.

- Chwyciłem ją, bo bałem się, że upadnie i rozbije sobie głowę. Trzymałem ją przez chwilę, a później dwóch policjantów ją zabrało, a nas przegonili – opowiada Manu.

Najpierw ochotnicy, potem policjanci

Autorka zdjęcia – Amy Watson – mówi, że przez chwilę nikt nie pomagał 32-latce. – Dopiero kiedy Rumun i kilku innych mężczyzn rzucili się przez policyjny kordon, pod oknem pojawili się policjanci mówiąc: musimy coś zrobić – relacjonuje Watson.

Koleżanka Polki - fryzjerka z pobliskiego salonu fryzjerskiego mówi, że Monika Kończyk nadal jest bardzo wystraszona. – Jest w szoku, nie wiem jak czuje się z tym wszystkim – mówi kobieta.

O Monikę martwią się także jej rodzice, którzy słynne zdjęcie zobaczyli w telewizji, a później okazało się, że jego bohaterką jest ich córka.

"Sto razy mówiłem, że to do niczego nie prowadzi"

Wśród symboli zamieszek w Wielkiej Brytanii jest także Tariq Jahan, ojciec zabitego w Birmingham 21-latka. Mężczyzna apeluje o zaprzestanie rozruchów w zemście po śmierci jego syna.

- Skończcie tę bezsensowną przemoc i grabieże. Sto razy mówiłem, że to do niczego nie prowadzi. Ludzie tracą źródło utrzymania, tracą swoje domy. Ja straciłem rodzinę – mówi Jahan.

Sądy w Londynie i innych miastach pracują 24 godziny na dobę. Niektórzy, skruszeni, sami zgłaszają się na policję. Wśród złapanych jest młodzież z dobrych domów, pracownicy opieki społecznej, a nawet nauczyciele.

W aresztach jest już ponad półtora tysiąca sprawców zamieszek.

Źródło: Fakty TVN