Kliczko z Monachium wzywa do walki. Radykałowie na Majdanie szykują się na atak milicji

Aktualizacja:
Kliczko z Monachium wzywa do walki
Kliczko z Monachium wzywa do walki
tvn24
Protestujący na barykadachtvn24

Witalij Kliczko wezwał w sobotę w Monachium swoich zwolenników do kontynuowania walki o europejską przyszłość Ukrainy. Tymczasem w Kijowie, najbardziej radykalni demonstranci szykują się na atak milicji, który - jak twierdzą - może nastąpić w każdej chwili.

- Bez walki nie odniesiemy zwycięstwa, dlatego musimy walczyć o nasz kraj. I zwyciężymy - powiedział były pięściarz Witalij Kliczko na wiecu zorganizowanym w śródmieściu stolicy Bawarii. - Chcemy być nowoczesnym europejskim krajem z bezpieczną przyszłością - dodał szef partii Udar. W wiecu uczestniczyło kilkaset osób. W sobotę po południu Kliczko wziął jeszcze udział w dyskusji w ramach Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. W części dotyczącej sytuacji na Ukrainie uczestniczyli minister spraw zagranicznych Ukrainy Leonid Kożara, politolog Zbigniew Brzeziński, deputowany do rosyjskiej Dumy Państwowej Leonid Słucki i prezydent Rumunii Traian Basescu. Wystąpienie Kliczki zostało przyjęte burzliwymi oklaskami. Opozycjonista powiedział, że mieszkańcy niepodległej od 1991 roku Ukrainy marzyli o stabilnym i nowoczesnym kraju. Wskazał na inne kraje regionu - Polskę, Czechy i Węgry, które startowały 20 lat temu z tego samego poziomu, a obecnie są znacznie bardziej zaawansowane w procesie reform i zamożniejsze. - Zamiast reform mamy na Ukrainie korupcję i stracony czas - mówił Kliczko. Przypomniał, że prezydent Wiktor Janukowycz obiecał podpisać umowę stowarzyszeniową z UE, ale przed listopadowym szczytem Partnerstwa Wschodniego w Wilnie nieoczekiwanie zmienił decyzję.

01.02.2014 | Ławrow ostro krytykuje UE za popieranie protestów na Ukrainie
01.02.2014 | Ławrow ostro krytykuje UE za popieranie protestów na UkrainieFakty TVN

Szykują się na atak

Tymczasem w Kijowie, radykalni demonstranci szykują się na atak milicji. Młodzi w większości ludzie, czuwający na barykadach na ulicy Hruszewskiego, prowadzącej do dzielnicy rządowej, tworzą "zbrojne ramię" Majdanu, na którym wcześniej demonstrowali pokojowo. - Ile można było tak stać? Staliśmy i do niczego to nie doprowadziło - powiedział PAP Roman, który do Kijowa przyjechał z okolic Lwowa. Podkreśla równocześnie, że to prezydent Wiktor Janukowycz pierwszy zaczął używać siły. - To ten mafioso zaczął - dodaje i pokazuje drewnianą tarczę z dziurą po kuli. Grupki młodych ludzi co noc pilnują barykad grzejąc się przy ogniu rozpalonym w metalowych beczkach i toczą dyskusje. - Uważam, że powinniśmy zebrać większą grupę i pójść w stronę administracji prezydenta - przekonuje dwudziestokilkulatek w kominiarce i żółto-niebieskiej kurtce reprezentacji Ukrainy. - A następny będzie Kreml - odgraża się.

Nie tracą czujności

W nocy z piątku na sobotę kordon milicjantów stojących na Hruszewskiego dość mocno się przerzedził. W poprzek ulicy stało ponad 30 milicjantów. Inni tłoczyli się z tyłu przy ogniskach. Mimo pozornego spokoju demonstranci czuwający na pierwszej barykadzie nie tracą czujności. Na pierwszą linię strażnicy pilnujący przejść przy barykadach przepuszczają tylko ludzi zaopatrzonych w kaski. - W każdej chwili milicja może zacząć czymś w nas rzucać - tłumaczą. Za barykadą kilkunastu manifestantów otrzymuje reprymendę. - Nie może być tak, że nie wiecie kto z was jest na prawej flance, a kto na lewej! - krzyczy mężczyzna w wojskowym kasku. - Musi być lepsza organizacja - dodaje.

Jedna noc bez groźby ataku

W ostatnim czasie na Hruszewskiego tylko w jedną noc nie było groźby ataku - gdy w czwartek 23 stycznia jeden z liderów opozycji Witalij Kliczko ogłosił tymczasowy rozejm. Był on związany z rozmowami liderów opozycji z prezydentem Janukowyczem. Gdy w nocy, po zakończeniu negocjacji, Kliczko pojawił się na Hruszewskiego i przekazał ich wyniki demonstranci nie ukrywali niezadowolenia.

"Rewolucja", "hańba", "na barykady", "kula za kulę" - krzyczeli. Następnego dnia rozejm został zerwany.

Minister zapewnia, że siły zbrojne nie ulegną prowokacji

Minister obrony Ukrainy Pawło Łebiediew w opublikowanym w sobotę komunikacie zapewnił, że ukraińskie siły zbrojne nie ulegną prowokacjom i będą działały wyłącznie w zgodzie z prawem. Dodał, że zdecydowana większość wojskowych popiera politykę prezydenta kraju. - Zgodnie z konstytucją Siły Zbrojne Ukrainy mogą być użyte wyłącznie w przypadku wprowadzenia stanu wyjątkowego, lub wojennego. W innym przypadku armia będzie zajmowała się tym, czym zajmuje się obecnie, w czasie pokoju – powiedział minister. Łebiediew nazwał prowokacjami informacje „niektórych polityków i mediów” dotyczące m.in. możliwości przekazania jednostek wojsk powietrznodesantowych do dyspozycji Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Ukrainy. Wiadomości te określił jako „otwarcie pozbawione sensu”.

"Jestem przekonany, że w naszym państwie nastanie porządek"

Minister stwierdził jednocześnie, że 87 proc. ukraińskich wojskowych popiera działania prezydenta kraju Wiktora Janukowycza. "Znamienne jest, że 87 procent, czyli znacząca większość składu armii poparła działania prezydenta, wyraziła przekonanie, że nie wolno dopuścić do dalszego rozwoju konfliktu w społeczeństwie i zaapelowała o niezwłoczne wstrzymanie niezgodnych z prawem działań, które widzimy dziś w naszym kraju” – podkreślił Łebiediew.

„Jako minister obrony mam nadzieję, że opinia wojskowych zostanie uwzględniona także przez obywateli i organizacje o radykalnym nastawieniu, które tworzą chaos na ulicach. Jestem przekonany, że w naszym państwie nastanie porządek i spokój” – oświadczył szef resortu. W piątek wojskowi zwrócili się do prezydenta Janukowycza z prośbą o podjęcie „niezwłocznych działań na rzecz stabilizacji sytuacji w kraju”. Ich oświadczenie, które także pojawiło się na stronie internetowej ministerstwa obrony, opozycja uznała za dowód na przygotowania do wprowadzenia na Ukrainie stanu wyjątkowego w związku z antyrządowymi demonstracjami trwającymi od listopada.

Autor: kde//kdj / Źródło: PAP