Iskrzy między azjatyckimi potęgami. Groźny precedens w sporach Chin i Japonii


Chiny i Japonia, pomimo utrzymywania bardzo intratnej współpracy gospodarczej, nie przestają się prowokować i antagonizować politycznie. We wtorek 150 japońskich parlamentarzystów odwiedziło kontrowersyjną świątynię Yasukuni, uznawaną przez Pekin za symbol imperializmu. Chińczycy zaaresztowali natomiast japoński statek za straty poniesione podczas II wojny światowej, tworząc niebezpieczny precedens.

Chińsko-japońskie spory mają przede wszystkim korzenie w historii - zwłaszcza w II wojnie światowej, podczas której Japończycy postępowali wyjątkowo brutalnie wobec Chińczyków. Od 1945 roku jest to jednym z głównych powodów mało przyjaznego nastawienia Chin do Japonii, pomimo pragmatycznego prowadzenia ożywionej współpracy gospodarczej.

Dla Chin Japonia jest drugim po USA, największym partnerem gospodarczym. Dla Japonii Chiny są natomiast najważniejszym partnerem gospodarczym. Niemal dwukrotnie ważniejszym niż USA.

Duchy przeszłości

Ścisła współpraca gospodarcza nie przeszkadza jednak obu krajom w wzajemnym drażnieniu się i utrzymywaniu mało przyjaznych relacji politycznych. Ze strony japońskiej przejawia się to między innymi właśnie w postaci wizyt prominentnych polityków w świątyni szintoistycznej Yasukuni.

Świątynia poświęcona jest duszom około 2,5 mln żołnierzy poległych za Japonię, w tym 14 uznanym za zbrodniarzy wojennych i skazanych po kapitulacji Japonii przez alianckie trybunały wojskowe. Wizyty w Yasukuni wywołują zawsze gniewne reakcje Chin i Korei Południowej, które uważają tę świątynię za symbol japońskiego imperializmu i miejsce honorowania żołnierzy, którzy mordowali Chińczyków oraz Koreańczyków.

We wtorek odwiedziło ją 150 parlamentarzystów, w tym minister spraw wewnętrznych Yoshitaka Shindo. Premier Shinzo Abe wysłał natomiast tradycyjne ofiary. Wywoła to na pewno gniewną reakcję Pekinu, choć częstotliwość wizyt polityków prawicowego rządu Abe nieco zaczyna czynić je powszednimi, co zapewne było ich celem.

Zagrożenie dla biznesu

Równocześnie swój ruch wykonali Chińczycy. W ich porcie zatrzymano statek japońskiej firmy Mitsui na poczet długu z okresu II wojny światowej. Chodzi o sprawę, która toczyła się w chińskim sądzie od 1988 roku i sięgała aż wydarzeń z roku 1936. Wówczas firma Mitsui wynajęła od chińskiego armatora dwa statki. Niecały rok później wybuchła wojna pomiędzy Chinami i Japonią. Wynajęte chińskie statki zostały przejęte przez japońską flotę. Nie dotrwały jednak do końca wojny - zostały zatopione. Japonia nigdy nie zapłaciła Chinom rekompensaty. Najpierw z braku normalnych relacji, a w 1972 roku oba państwa wydały deklarację, w której zrzekły się wzajemnych roszczeń o odszkodowania za straty wojenne. Na tej podstawie sądy obu państw zazwyczaj oddalały wszelkie sprawy w tym zakresie. Precedensem jest właśnie sprawa Mitsui i dwóch chińskich statków.

Jednak w 2007 roku sąd w Szanghaju po niemal dwóch dekadach sporów zadecydował, że japońska firma musi zapłacić spadkobiercom przedwojennego chińskiego armatora 30 milionów dolarów. W 2012 roku wyrok podtrzymał sąd apelacyjny. Japończycy powołali się jednak na deklarację z 1972 roku i zapłaty odmówili.

Decyzja o aresztowaniu statku tworzy nowy precedens, pokazujący, jak złe są relacje obu państw w sferze politycznej. Jest też o tyle niebezpieczna, że dotyczy biznesu, w którym dotychczas oba państwa zajmowały wyjątkowo pragmatyczne stanowiska.

Autor: mk/kka / Źródło: Reuters, PAP, tvn24.pl