Szef połączonych sztabów: prezydent musi mieć do dyspozycji wszystkie opcje militarne


Wojsko przygotowuje swoje własne opcje na wypadek, gdyby zawiodły wysiłki na rzecz dyplomatycznego rozwiązania kryzysu z Koreą Północną - oświadczył szef połączonych sztabów sił zbrojnych USA generał Joseph Dunford.

- Jako wojskowy dowódca muszę się upewnić, że prezydent ma do dyspozycji wszystkie możliwe do użycia opcje militarne na wypadek, gdy naciski dyplomatyczne i ekonomiczne zawiodą - powiedział gen. Dunford. To jego pierwsze wystąpienie po kolejnym teście międzykontynentalnego pocisku balistycznego przeprowadzonego przez Koreę Płn. 28 lipca.

- Gdy przygotowujemy scenariusze, jesteśmy świadomi konsekwencji wprowadzenia w życie tych planów i zdajemy sobie sprawę, że musimy zrobić absolutnie wszystko, co możliwe, by wspierać sekretarza (stanu Rexa) Tillersona i jego wysiłki - dodał.

Niebezpieczeństwo nie jest "bezpośrednie"

W ostatnich tygodniach między prezydentem USA Donaldem Trumpem a liderem Korei Płn. Kim Dzong Unem dochodziło w mediach do ostrej wymiany zdań, wypełnionej groźbami po obydwu stronach.

W piątek amerykański prezydent zapowiedział na Twitterze, że siły zbrojne USA "są gotowe do strzału". Kilka godzin później ostrzegł północnokoreańskiego dyktatora, że nie "ujdą mu na sucho jego pogróżki", a jeśli jeszcze raz to zrobi, "bardzo szybko dostanie za swoje".

Skomentował to doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego generał H.R. McMaster. Jak powiedział w niedzielnym programie stacji NBC "Meet the Press": - Nie jesteśmy bliżej wojny, niż tydzień temu, ale jesteśmy bliżej wojny, niż byliśmy dekadę temu.

Podobnego zdania jest dyrektor CIA Mike Pompeo, który wcześniej orzekł, że niebezpieczeństwo ze strony Korei nie jest "bezpośrednie".

Jak dotąd żadne dodatkowe wojska USA nie zostały rozlokowane na Półwyspie Koreańskim. Aktualnie ponad 28 tys. amerykańskich żołnierzy stacjonuje w Korei Południowej. Nie zostały wprowadzone jakiekolwiek zmiany w funkcjonowaniu tych sił.

"Nigdy więcej wojny na Półwyspie"

Tymczasem prezydent Korei Południowej Mun Dze In wezwał w poniedziałek Koreę Północną oraz USA do rozsądnego i pokojowego działania. - Nigdy więcej nie może dojść do wojny na Półwyspie Koreańskim. Z czymkolwiek się zmierzymy, sytuacja z północnokoreańskim programem nuklearnym musi zostać rozwiązana pokojowo - powiedział Mun podczas spotkania z doradcami w Błękitnym Domu (oficjalna siedziba prezydenta Korei Płd.).

- Pokój nie może być narzucony siłą. Nawet jeśli pokój i negocjacje wymagają bólu oraz cierpliwości, to musimy to przecierpieć - zaznaczył prezydent. Południowokoreański przywódca wyraził również nadzieję, że na zagrożenie ze strony Korei Płn. Waszyngton "odpowie spokojnie i odpowiedzialnie, tak samo jak my (Korea Płd.)".

- Powtarzam głośno jeszcze raz. Interes narodowy Korei Południowej jest najważniejszy. Ten interes to pokój - dodał.

Mun wezwał również Koreę Płn. do "natychmiastowego przerwania wszystkich prowokacji i gróźb" oraz "zaprzestania pogarszania sytuacji". Zapowiedział, że jeżeli Pjongjang "podejmie dobrą decyzję", to Seul będzie gotowy do współpracy z Północą, aby "zapewnić jasną przyszłość naszego kraju (Korei Płd.)".

Rośnie napięcie

Ostatni wzrost napięcia wokół Korei Płn. związany jest z komunikatem północnokoreańskiej agencji prasowej KCNA. W środę poinformowała ona, że Korea Północna "starannie analizuje" plany dokonania ataku rakietowego na będącą terytorium amerykańskim wyspę Guam na Pacyfiku i że atak zależy od decyzji Kim Dzong Una.

Autor: mm//plw / Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: public domain | US Air Force