Eksplozja, ucieczka, pułapka - wybuchy w Bostonie to kopia stylu Al-Kaidy?

Aktualizacja:

Jest wybuch, ludzie zaczynają uciekać i oto nadchodzi drugi wybuch - pułapka, w którą wpadają. Typowa metoda Al-Kaidy - mówią eksperci. Czy tak właśnie było w Bostonie, gdzie takze doszło do dwóch eksplozji w odstępie kilkudziesięciu metrów? Tu zdania sią podzielone. - To wręcz jak firmowy atak Al-Kidy - uważa Kacper Rękawek z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Grzegorz Cieślak z Centrum Badań Nad Terroryzmem Collegium Civitas wskazuje jednak: Ładunki wybuchły w zbyt małym odstępie czasu.

Niektórzy ze specjalistów porównali dwa wybuchy w Bostonie, do których doszło przy tej samej ulicy (ZOBACZ MAPĘ), do metod stosowanych przez Al-Kaidę. Pierwszym wybuchem terroryści niejako przepędzają ludzi w strefę rażenia drugiej eksplozji - wtedy dochodzi do drugiej lub kolejnych detonacji.

Firmowy atak Al-Kaidy?

Kacper Rękawek z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych widzi analogię do tej metody w wydarzeniach z Bostonu. Według niego, znaczące było to, iż eksplozji dokonano na mecie maratonu, a chwilę później w kolejnej części tej samej ulicy.

- To jest wręcz jak firmowy atak Al-Kidy. I choć to nie jest możliwe, bo ta organizacja nie ma możliwości, by przerzucić swoich członków do USA, to to jest tak, jakby ktoś kopiował pewną metodę: jest jedno uderzenie, a zaraz następne, dążące do maksymalizacji ofiar - wyjaśnił Rękawek na antenie TVN24.

Nie wyklucza, że za atakami stoją islamskie bojówki lub amerykańska skrajna prawica. Mogła być to też osoba, która była motywowana przez organizacje spoza Stanów Zjednoczonych, uważa.

A może tylko "prawo serii"?

Innego zdania jest Grzegorz Cieślak z Centrum Badań Nad Terroryzmem Collegium Civitas, który nie zgadza się z opinią o "kopiowaniu" Al-Kaidy. - Wybuchy dzielił niezwykle krótki czas między pierwszą a drugą eksplozją, przez co te osoby nie zdążyłyby się przemieścić - twierdzi Cieślak.

- Jest to raczej wykorzystanie prawa serii, tzn. zaatakowanie długiego odcinka, na którym eskalować się będzie liczba osób przerażonych, które będą wyrządzać sobie dodatkowe straty poprzez tratowanie się - ocenił.

Specjalista podkreśla, że dopiero oświadczenie FBI może rozwiać główne wątpliwości dotyczące zdarzenia.

Ładunek kiepsko sporządzony

Jakiego rodzaju ładunek wykorzystano do zamachu w Bostonie? - Dla większości specjalistów jest chyba jasne, że to nie są wojskowe materiały wybuchowe. Jest to albo proch czarny, albo niezwykle kiepsko sporządzony anfo (rodzaj amonitu - red.) - ocenił we "Wstajesz i wiesz" Cieślak.

Zdaniem eksperta ładunek wybuchowy, który został wykorzystany podczas zamachu w Bostonie, mógł zostać skonstruowany na miejscu, z rzeczy zakupionych np. w pobliskim sklepie.

Jego zdaniem przy tego typu wybuchu z użyciem materiału wojskowego na miejscu byłoby około 200-300 ofiar. - Oznacza to, że ten materiał ma na celu ograniczenie ofiar lub po prostu jest słaby konstrukcyjnie co do komponentów (z których jest zrobiony) - dodał.

Nieprzyznanie się do tej pory przez żadną z organizacji do przeprowadzenia zamachu podczas 117. maratonu w Bostonie - zdaniem eksperta - może oznaczać, że sprawcą jest pojedyncza osoba lub bardzo mała organizacja.

To nie był ekspert?

Kacper Rękawek twierdzi, że osoba przygotowująca ładunki wybuchowe w Bostonie mogła nie być tzw. ekspertem terrorystycznym. - Ja bym nie mówił, że skoro te ładunki były małe, to ktoś chciał nam przekazać "coś innego". Tak przygotowane (bomby) są świadectwem tego, że ktoś jest po prostu "słaby" i się na tym - dzięki Bogu - nie zna. Dlatego mamy trzy ofiary, a nie 20 lub 300 - twierdzi Rękawek.

Jak zauważył, umieszczenie w materiale kulek z łożysk lub innych metalowych przedmiotów miało za zadanie ewidentne zmaksymalizowanie ofiar. - To działa jak szrapnel, który ma ciąć ludzi w promieniu kilku metrów. A w tym przypadku ta fala miałaby się jeszcze odbijać od budynków - powiedział.

"Atak miał zabić, i to się udało"

Rękawek nie zgadza się z rozpatrywaniem wybuchów jedynie jako "aktu prowokacji", ponieważ bostońskie ładunki były stosunkowo niewielkie, o niedużym zasięgu.

- Umieszczenie jednego z nich w okolicy trybuny dla VIP-ów, w tak ważnym miejscu i odpalenie go w tak istotnym momencie, to nie jest jedynie prowokacja. Prowokacją byłoby, gdyby ktoś umieścił ładunek wielkości Snikersa gdzieś na 5 km trasy maratonu, gdzie przebiega w danym momencie kilka czy kilkanaście osób - ocenił ekspert. - To był akt terrorystyczny mający zabić, i to się udało - dodał.

Odłamkami były kulki od łożysk

Dr Krzysztof Kubiak, ekspert ds. bezpieczeństwa w Dolnośląskiej Szkole Wyższej również twierdzi, że sprawcą może być pojedyncza osoba, ale nie wyklucza też grupy zorganizowanej.

- O ile grupę afiliacji politycznej można jeszcze w jakiś sposób zlokalizować, wykryć, o tyle "samotny wilk", działający w sposób podobny do masowego mordercy, jest niesłychanie trudny do wcześniejszego zlokalizowania i neutralizacji - twierdzi Kubiak.

Przyznał, że z rozmów z lekarzami zajmującymi się ofiarami wynika, iż najprawdopodobniej użyto ładunków odłamkowych tak, by spowodować dużą liczbę zabitych i rannych.

- Jeden z lekarzy twierdzi, że z ciał ofiar wydobywano kulki od łożysk którymi sprawcy posłużyli się w charakterze odłamków - powiedział ekspert. Jego zdaniem taka informacja już wyklucza hipotezę, jakoby dwie eksplozje w Bostonie były przypadkowym zbiegiem okoliczności.

Zamachu dokonał Amerykanin?

Przemysław Nadolski, ekspert ds. terroryzmu z Uniwersytetu Szczecińskiego ocenił we "Wstajesz i wiesz", że ataku najprawdopodobniej dopuścił się ktoś z wewnątrz kraju.

- Wiele wskazuje, że było to wewnętrzne działanie z terenu USA. Amerykanie na swoim podwórku mają bardzo poważny problem z przeciwnikami aborcji, agresywnymi grupami propagującymi dostępność do broni palnej czy przeciwnikami udziału Amerykanów w wojnach. Są to w ogóle przeciwnicy rządu federalnego. Być może jest to działanie którejś z tych grup - dywagował Nadolski.

Przypomniał, że "terroryzm to wojna biednych". - Każdy może skonstruować ładunek wybuchowy, podłożyć go w miejscu, gdzie znajdują się ludzie i wywołać panikę, oburzenie i strach, by propagować swoje idee właśnie w ten sposób - wyjaśnił.

Autor: zś//kdj / Źródło: tvn24

Tagi:
Raporty: