Dowódca separatystów przyznaje: chętnych do walki mało, brakuje broni i amunicji


- Błędem jest oczekiwać, że będziemy w stanie bronić naszej republiki małymi siłami i przy symbolicznym budżecie - oświadczył przywódca separatystów w Donbasie, Igor Striełkow. Przyznał, że jest mało chętnych do wstępowania w szeregi bojówek, a Donieck nie jest gotowy na odparcie zmasowanego ataku. Ogólnie - rysuje bardzo pesymistyczny obraz przyszłości.

Striełkow od kilku dni jest naczelnym dowódcą "sił zbrojnych" samozwańczych republik ludowych Doniecka i Ługańska. Władze w Kijowie twierdzą, że jest to obywatel Rosji nazwiskiem Girkin, służący w GRU, czyli wywiadzie wojskowym. Do niedawna cieszył się wielkim poważaniem, jednak decyzja o wycofaniu się ze Słowiańska w miniony weekend poważnie nadszarpnęła jego wizerunkiem i morale separatystów. Od kilku dni Striełkow i jego doradcy tłumaczą się z tego bardzo kontrowersyjnego posunięcia. Pod ich adresem padają oskarżenia o zdradę, malwersacje i nieudolność. We wtorek wieczorem Striełkow wystąpił w Pierwszej Telewizji Republikańskiej, która jest oficjalnym organem propagandy separatystów. Mówił szeroko o sytuacji militarnej bojówek. W podobnym wywiadzie jeszcze przed upadkiem Słowiańska stwierdził, że bez interwencji Rosji wojsko Kijowa wygra w kilka tygodni. Z jego kolejnego wystąpienia wynika, że sytuacja wygląda coraz gorzej.

Obszar na którym działają separatyści

Donieck niegotowy

Striełkow mówił między innymi o przygotowaniu Doniecka do obrony. Po wycofaniu się ze Słowiańska i Kramatorska, to właśnie ta metropolia ma być teraz redutą separatystów, przed którą zatrzymają oni ofensywę wojska. Padały zapewnienia, że miasto jest gotowe do zaciętej obrony.

Dowódca separatystów przyznaje jednak, że nie jest to do końca prawda. - Praktycznie nie podjęto żadnych przygotowań do obrony. Obecne umocnienia wystarczą do odparcia tylko lekkich sił wroga. Natomiast jeśli chodzi o ciężkie kolumny pancerne wsparte przez artylerię, które teraz stosuje wróg, obrona będzie bardzo trudna i oznaczała poważne straty wśród milicji (tak o sobie mówią separatyści - red.) - stwierdził Striełkow. Separatyści mają na gwałt wzmacniać obronę, jednak Striełkow sarka, iż ludność Doniecka "nadal prowadzi zwykłe życie". - Nie chcą, albo nie potrafią zrozumieć, co się stanie kiedy oddziały karne Kijowa przystąpią do ataku i rozpoczną zmasowany ostrzał artyleryjski - twierdzi dowódca bojówek. Kuleć ma też współpraca z drugim głównym ośrodkiem separatystów - Ługańskiem. W drogę mają wchodzić osobiste animozje i ambicje, ale "sytuacja się poprawia". Striełkow utrzymuje, iż celem wojska nie jest zdobycie Doniecka, ale zrównanie go z ziemią. Kijów ma działać na rozkaz USA i Unii Europejskiej, które rzekomo nie chcą konkurencji ze strony przemysłu Donbasu. - Oni chcą dostać stad kilkaset tysięcy, albo kilka milionów, tanich robotników do pracy w Europie. Tylko tego - twierdził separatysta.

[object Object]
Jacek Czaputowicz o szczycie czwórki normandzkiej w Paryżutvn24
wideo 2/23

Mało chętnych do walki

Dowódca bojówek przyznał również, że jest mało chętnych do walki z wojskiem i ma za mało ludzi. Brakuje też zaplecza, czyli miejsc do szkolenia, odpoczynku czy zapasów broni i amunicji. - Przy kolosalnej przewadze wroga, wręcz absolutnej dominacji w broni ciężkiej i lotnictwie, jest coraz ciężej bronić naszego terytorium - mówił Striełkow. Ma to być niemal niemożliwe. - Błędem jest oczekiwać, że będziemy w stanie bronić naszej republiki małymi siłami i przy symbolicznym budżecie. Potrzeba szerokiej mobilizacji zasobów - twierdził Striełkow, ale zaraz dodał, że nie ma przygotowanych takich środków. Brakuje broni i amunicji na masową mobilizację. Ma jej wystarczyć na prowizoryczne uzbrojenie i przeszkolenie kilku tysięcy ludzi.

Według Striełkowa potrzeba jednak ośmiu - dziesięciu tysięcy dodatkowych "bojowników", aby zatrzymać wojsko. Problemem jest jednak nie tylko to, że brakuje broni. Ludzie mają też być mało chętni do wstępowania w szeregi bojówek. Striełkow narzeka, że z liczącej kilka milionów ludności Donbasu tylko mała część przyłączyła się do walki. Nie podaje dokładnej liczebności bojówek. - Gdybyśmy mieli dość środków, przeprowadzilibyśmy generalną mobilizację. Nie ważne, że trzy czwarte zdolnych do służby mężczyzn by uciekło. Ci pozostali by wystarczyli - stwierdził dowódca separatystów. - Bez bardziej aktywnego udziału ludności Donbasu będzie bardzo trudno zatrzymać wroga. Potrzebujemy ludzi. Nie ważne czy ochotników, czy wcielonych przymusowo - dodał.

Pieniądze, koordynacja i dyscyplina

Striełkow dał do zrozumienia, że brak ochotników go zaskoczył. Ludność Donbasu, wśród której jest wielu górników ma być w jego ocenie przyzwyczajona do "trudnej i niebezpiecznej pracy". W ocenie dowódcy bojówek, poważnym problemem jest to, że "milicjanci" nie otrzymywali żołdu i "brakowało finansowego zabezpieczenia dla rodzin". - Teraz to zmienimy. W tym miesiącu rozpoczniemy wypłacanie członkom milicji sum, które jak na lokalne standardy są bardzo znaczące. Od pięciu do ośmiu tysięcy hrywien (ok. 1,6 - 2 tysięcy złotych) - oznajmił. Na marginesie Striełkow przyznał, że dochodzi do pewnych nieporozumień pomiędzy jego ludźmi o obywatelem Doniecka. Nie podał konkretnych przykładów, ale z jego słów wynika, iż oddziały wycofujące się z Słowiańska i Kramatorska natknęły się na przypadki wrogości. Część separatystów miała też "zachowywać się niewłaściwie" i doszło do rękoczynów. - Na szczęście nikt nie zginął - stwierdził Striełkow i tłumaczył swoich ludzi tym, że wielu z nich przeżyło bardzo trudne chwile w walce i widziało śmierć wielu towarzyszy. Jeden z batalionów miał tracić nawet 20 ludzi dziennie, co jest rzadkim przyznaniem się do wysokich strat w walce z wojskiem.

Autor: mk//kdj / Źródło: tvn24.pl

Tagi:
Raporty: