Cyborgi z lotniska szachują Donieck. A mieli być urodzinowym prezentem dla Putina


W najbliższą, wyborczą niedzielę, minie dokładnie pięć miesięcy, jak bronią donieckiego lotniska. Cyborgi. Tak w swej bezsilności nazwał ich wróg. Przyjęło się. Na całej Ukrainie. Dziś są bohaterami, nie mniejszymi niż ci z Niebiańskiej Sotni.

Cyborgami nazywają ich media, internauci, a nawet politycy, z samym prezydentem na czele. To dziś nad Dnieprem największy możliwy komplement. Bo na tle słabej armii, nieudolnych i skorumpowanych generałów, niezdyscyplinowanych ochotników i zdradzieckiej agentury, obrońcy donieckiego lotniska są bohaterami. A skuteczna obrona tego obiektu, powodem do dumy Ukraińców, upokorzonych wcześniej klęskami w „kotle dołżańskim”, pod Zielenopolem, Amwrosijewką, czy – to symbol porażek w Donbasie – w „kotle iłowajskim”.

Relacje dziennikarzy, którym udało się dotrzeć na lotnisko, budują wyidealizowany wizerunek wręcz nadludzi. Wiele w tym przesady, ale przyznać trzeba, że chyba nikt na Ukrainie nie zalazł jeszcze za skórę separatystom i ich patronom z Moskwy tak, jak komandosi, pancerniacy i „bojcy” z Międzynarodowego Portu Lotniczego im. Siergieja Prokofiewa.

Popsuli urodziny

Donieckie lotnisko i okolica to specyficzny obszar. Gdy wszędzie indziej toczyły się walki sił ATO (antyterrorystyczna operacja) z rebeliantami, a potem i regularnym wojskiem rosyjskim, tutaj było stosunkowo spokojnie. Gdy zawarto rozejm (5 września) i na większości linii frontu zapanowała cisza, tutaj rozgorzały zacięte i krwawe walki.

Celem rebeliantów było, mimo uzgodnionego w Mińsku zawieszenia broni, wykorzystać jeszcze parę dni (pod pretekstem powolnej stabilizacji i wyrównywania linii frontu), aby sięgnąć po kilka ważnych punktów. Jednym z nich było lotnisko donieckie. Wciąż w rękach Ukraińców, choć miasto było „czarno-niebiesko-czerwone” (barwy flagi tzw. Donieckiej Republiki Ludowej).

Minął miesiąc rozejmu (i ataków na lotnisko), a nad terminalem wciąż powiewała błękitno-żółta. Towarzysze generałowie z Moskwy zaczęli się niecierpliwić nie na żarty. A że zbliżały się urodziny Władimira Władimirowicza, wymyślono, że żaden prezent nie ucieszy go tak, jak zwycięski przełom w sprawie, która zaczyna już szkodzić wizerunkowi zwycięskiej Rosji.

Jak ujawnił 10 października ukraiński generał Mykoła Małomuż, rosyjscy wojskowi „doradzający” rebeliantom szturmującym lotnisko dostali rozkaz, żeby przejąć na obiektem pełną kontrolę przed urodzinami prezydentam. Te wypadały we wtorek 7 października. - Z naszych danych operacyjnych wynika, że kierownictwo rosyjskie postawiło stanowczo zadanie: użyć wszelkich sił w czwartek i piątek (2-3 października – red.), żeby zająć lotnisko w sobotę i niedzielę (4-5). Żeby była tam stuprocentowa kontrola rosyjska – powiedział gen. Małomuż na antenie Radia Swoboda. Poszło natarcie i rosyjskie media odtrąbiły zdobycie lotniska już w piątek, 3 października. - Od razu zaraportowali prezydentowi – dodaje gen. Małomuż. Tyle, że żadnego zajęcia nie było. – Dla Rosji to była wielka porażka – mówi ukraiński generał.

I zapewne jest coś na rzeczy, bo po weekendzie, gdy oczywiście Putin doskonale już wiedział, że doniesienia o zdobyciu lotniska nie są prawdziwe, zwołał posiedzenie Rady Bezpieczeństwa FR. Nawet oficjalny komunikat Kremla przyznawał, że przede wszystkim chodzi o lotnisko w Doniecku. To świadczy o ogromnej irytacji Putina, który jednak nie doczekał się tego prezentu, ani jadąc na urodziny w syberyjskiej tajdze, ani po powrocie.

Być może zresztą prezydent nabawił się jakiegoś kompleksu lotniska w Doniecku, bo temat nieoczekiwanie wrócił podczas wystąpienia w dyskusyjnym Klubie Wałdajskim. Putin ubolewał nad tym, że i Ukraińcy i rebelianci nie do końca wypełniają postanowienia rozejmu. - Na przykład, wojskowe pododdziały Ukrainy powinny zostawić pewne punkty, w których były rozlokowane przed umową w Mińsku, a siły pospolitego ruszenia powinny zostawić niektóre miejscowości, które zajmowały przed mińskim porozumieniem. Ani ukraińskie wojska nie odchodzą z tych punktów, które powinny zostawić, na przykład z lotniska z Doniecku, ani pospolite ruszenie w pełni nie opuszcza tych punktów, które powinno zostawić, twierdząc, że tam ich rodziny mieszkają – mówił 23 października Putin. Na jakiej zasadzie twierdził, że miński rozejm przewiduje oddanie przez Ukraińców lotniska rebeliantom, nie wiadomo.

„To nie ludzie”

Kto zrobił taką przykrość Putinowi? Kilka tygodni temu jeden z blogerów przytoczył rozmowę telefoniczną separatystów, której miał być świadkiem. Jeden z uczestników kolejnego nieudanego natarcia na lotnisko dzwonił do kolegi. - Nie wiem, kto broni lotniska, ale my już trzy miesiące nie możemy ich wybić. Próbowaliśmy szturmować – przyłożyli nam – wycofaliśmy się. Zaczęliśmy ostrzeliwać Gradami – chowają się w podziemnych korytarzach. Po ostrzale nacieramy, a oni wyłażą i znów nam dają ognia... - miał mówić jeden z rebeliantów. W końcu rzucił do słuchawki: - Nie wiem, kto tam jest, ale to nie są ludzie. To są cyborgi!

Nie wiadomo, na ile autentyczna jest ta relacja, ale określenie błyskawicznie zrobiło furorę na ukraińskich blogach i społecznościówkach. Powstała masa memów. Niektóre nawiązywały do bohatera filmu z 1987 r. „Robocop”. W sieci pojawiły się nawet „cyborg selfies”.

12 października w orędziu do narodu użył tego określenia sam prezydent. - Nasi dzielni żołnierze bohatersko trzymają pozycje na donieckim lotnisku, które już stało się symbolem odwagi i heroizmu. Wrogowie tych bohaterów nazywają ich ukraińskimi cyborgami – mówił Poroszenko. Jedna z ukraińskich dziennikarek, która była na lotnisku, napisała potem, kim jest ośmiu cyborgów, których tam poznała. Na ośmiu tylko dwaj to zawodowi żołnierze: komandos z Charkowa oraz kontraktowy kapitan. A inni? 18-latek, który zaciągnął się na ochotnika do sił specjalnych w Kirowogradzie. Przysięgę składał już na lotnisku. W „poprzednim życiu” uczeń kijowskiego Instytutu Teatrologii. Inny to pracownik huty. Kolejni: fizyk-naukowiec z Doniecka oraz profesor politologii z uniwersytetu. Jedna z Ukrainek, zamieszczając na Twitterze zdjęcia z pogrzebu żołnierza walczącego na donieckim lotnisku, podpisała je: „Dla niektórych są cyborgami. Dla innych są synami, mężami, ojcami”.

Choć to ostatnie miejsce, gdzie można spokojnie przezimować wojnę, żołnierze – jeśli wierzyć ministrowi obrony – wręcz rywalizują, żeby trafić na lotnisko. A wielu z tych, którzy trafili do starego terminala, nie chcą się stamtąd wycofywać.

- Sami zaczęliśmy wierzyć w to, że jesteśmy cyborgami – mówi jeden z obrońców donieckiego lotniska, ochotnik z Prawego Sektora.

Czego i jak bronią, że stali się pozytywnymi cyborgami?

Donbasu okno na świat

Międzynarodowy Port Lotniczy im. Siergieja Prokofiewa leży ok. 10 km na północny zachód od centrum Doniecka.

Budowa lotniska w tym mieście ruszyła w 1933 r. – gdy na sowieckiej Ukrainie szalał Wielki Głód, ludobójstwo zaplanowane z zimną krwią przez Józefa Stalina. I to właśnie od nazwiska dyktatora swoją nazwę wzięło wówczas miasto. Współczesny Donieck w latach 1924-1961 nosił nazwę Stalino.

Nową erę w historii lotniska wyznaczyła wielka sportowa impreza. Gdy okazało się, że jednym z gospodarzy Euro 2012 będzie Donieck, rządzący wtedy Wiktor Janukowycz i oligarchowie z Donbasu postarali się, żeby znaleziono w budżecie miliony na modernizację portu lotniczego. W czerwcu 2011 r. gotowe było już nowoczesne połączenie drogowe z centrum i obwodnicą Doniecka. W maju 2012 r. oddano do użytku nowy terminal, który mógł przyjąć w godzinę 3,1 tys. pasażerów. W ciągu 2013 roku przez donieckie lotnisko przewinął się milion pasażerów.

Prezydent Wiktor Janukowycz na otwarciu nowego terminalu (maj 2012)president.gov.ua

Główne obiekty lotniska to nowy terminal, stary terminal, pobliski hotel i wieża kontroli lotów.

Krwawa łaźnia Wostoku

Na karty historii konfliktu w Donbasie lotnisko w Doniecku trafiło po raz pierwszy w połowie kwietnia. Kiedy separatyści zajęli leżący na północny zachód od stolicy obwodu Słowiańsk, ukraińskie dowództwo zachowało się na tyle przytomnie (co, zwłaszcza wtedy, nie było takie oczywiste), że wysłało wojsko na lotnisko donieckie. To był oddział z 3. Pułku specnazu z Kirowogradu. Przyjechali, rozlokowali się w starym terminalu, a lotnisko nadal normalnie działało.

Tymczasem sytuacja w Donbasie z dnia na dzień pogarszała się (z punktu widzenia Kijowa). Na początku maja w Doniecku pojawił się batalion Wostok, który zaczął panoszyć się na ulicach miasta wraz z ludźmi organizacji paramilitarnej Opłot. Jedni i drudzy byli wrodzy Ukrainie.

26 maja dowódca Wostoku Aleksandr Chodakowski (były dowódca jednostki specnazu SBU Alfa) rozpoczął negocjacje z dowódcą ukraińskich komandosów na lotnisku. Ten drugi odmówił kapitulacji. Wtedy kilka kamazów z rebeliantami wjechało na teren lotniska. Wkroczyli do nowego terminala, który wciąż normalnie działał. Ukraińcy nie przeciwdziałali, bo chcieli uniknąć niepotrzebnych ofiar. Strzelali tylko w powietrze, żeby wszyscy cywile uciekli z lotniska. Tymczasem rebelianci zajmowali pozycje, m.in. wchodząc na dach terminala. Przeciwko nim, gdy wywiązała się walka, Ukraińcy wykorzystali dwa śmigłowce Mi-24 i samolot Su-25. Zaskoczeni oporem ludzie Chodakowskiego wycofali się z terminalu na obrzeża lotniska. Byli w takiej panice, że podczas odwrotu rozstrzelali jeden z własnych kamazów, w którym przewożono rannych, myśląc, że to ciężarówka ukraińskich komandosów. Do końca dnia całe lotnisko znalazło się pod kontrolą ukraińskiego wojska. Według rebeliantów, batalion Wostok stracił wtedy 120 ludzi, według strony ukraińskiej, 150.

Także pod koniec maja po raz pierwszy lotnisko zostało ostrzelane przez artylerię. Rzecz jasna, od 26 maja przestało działać.

Ale potem przez kilka miesięcy panował stosunkowy spokój. Po majowej krwawej łaźni rebelianci nie kwapili się do walki z żołnierzami najbardziej elitarnej jednostki komandosów na Ukrainie. Podejmowane próby zajęcia lotniska jego obrońcy z łatwością odpierali. Tym bardziej, że separatyści wycofali się już ze Słowiańska, a siły ukraińskie powoli zaciskały pierścień oblężenia wokół Doniecka. Nie oznacza to jednak, że obrona lotniska nie miała nic do roboty. Ich pozycje były celem snajperów, cały czas były ofiary. Szczególnie na ogień wroga narażone były konwoje z dostawami do i z lotniska.

Ale jeszcze na początku sierpnia, gdy żołnierzy 25. Brygady Powietrzno-Desantowej (którzy wcześniej wzmocnili obronę lotniska) zmieniali na lotnisku ci z 93. Brygady Zmechanizowanej, wciąż jeszcze wisiały napisy na lotnisku, stały oznaczenia, nawet wnętrza większości budynków były całe.

Piekło zaczęło się kilka dni później.

Szturm za szturmem

Wokół lotniska zaczęło robić się gorąco tuż przed wkroczeniem regularnych wojsk rosyjskich na Ukrainę. Operacja ta zaczęła się 10 sierpnia, a już otwarcie i na pełną skalę Rosjanie wtargnęli rano 24 sierpnia. W międzyczasie obrońcy lotniska dostali kolejne propozycje kapitulacji, wzmagał się też ostrzał. Ukraińcy odpowiedzieli wzmocnieniem załogi lotniska (wspomniana 93. Zmechanizowana). Od 20 sierpnia już regularnie pozycje ukraińskie ostrzeliwała rebeliancka i rosyjska artyleria. Wydaje się, że wcześniej starano się oszczędzić lotnisko, żeby przejąć je w możliwie najlepszym stanie. Dlatego ogień koncentrowano na Marince i Awdiejewce, największych miejscowościach pod Donieckiem, kontrolowanych przez Ukraińców. Zakładano, że wraz z ofensywą rosyjską i porażkami sił ATO, Kijów zdecyduje się ewakuować lotnisko. Obrońcy nie zamierzali jednak się wycofywać.

Pierwszy duży szturm miał miejsce w nocy z 31 sierpnia na 1 września. Jednocześnie ruszyło natarcie na lotnisko ługańskie. Tam, w obliczu m.in. batalionu czołgów regularnej armii rosyjskiej, Ukraińcy wycofali się. W Doniecku też trzon atakujących sił stanowili rosyjscy żołnierze, wzmocnieni jedynie rebeliantami. Pozycje ukraińskie bombardowała też artyleria, moździerze i wyrzutnie rakietowe. Ukraińcy odparli szturm.

Prawdziwe piekło rozpętało się jednak, paradoksalnie, po ogłoszeniu rozejmu 5 września. Od połowy września zaś rebelianci skupili ogień artylerii na budynkach terminali – wcześniej ostrzeliwano przede wszystkim okoliczne tereny.

Szczególnie dużo roboty „ukraińskie cyborgi” miały na przełomie września i października. Rebelianci powtarzali szturmy 28 września, 2 października, 3 października, 6 października. Za każdym razem ogłaszali zdobycie lotniska i za każdym razem okazywało się, że to przedwczesna radość. Poczynając od 28 września Ukraińcy musieli odpierać już tylko wyłącznie rebeliantów, żołnierze rosyjscy przestali brać udział – przynajmniej bezpośredni – w walkach o lotnisko.

Ostatnie zmasowane natarcie rebelianci przypuścili 19 października rano, na stary terminal. „Co oni chcieli przez to powiedzieć? No niestety, nie ma nawet kogo zapytać, zginęli prawie wszyscy. Z naszej strony bez strat” - skomentował kolejny nieudany szturm wroga na Facebooku ochotnik-weteran walk w Donbasie, dziś doradca prezydenta, Jurij Biriukow, ps. Feniks.

Dom Pawłowa 2.0

Tytułowy budynek to czteropiętrowa kamienica w Stalingradzie. Była ważnym punktem oporu podczas bitwy z Niemcami w 1942 r. Budynek przeszedł do historii jako symbol bohaterstwa sowieckich żołnierzy.

"Dom Pawłowa" w StalingradzieWikipedia

Charkowski biznesmen Roman Donik, założyciel grupy wolontariuszy, która zbierała środki na pomoc dla żołnierzy na froncie, bywał nie raz na donieckim lotnisku. Walki o budynek starego terminalu w Doniecku porównuje do obrony „domu Pawłowa” w Stalingradzie. - Mówią: lotnisko. Ale lotnisko to ogromny obszar, pas startowy, przylegające zabudowania, przylegające tereny, hotele. Ukraińcy, w tym Prawy Sektor, kontrolują hotel koło garaży i stary terminal – opowiadał kilka dni temu Donik.

Główne obiekty, o które toczy się walkaCnes/Spot Image/ astrium/Google

Należy pamiętać, że lotnisko nie jest w pełni okrążone. Jeśli umieścić je w centrum okręgu, to jego odcinek styczności z wrogiem (obrony) wynosi jakieś 220 stopni. Pozostałe 140 stopni to wyjście na poddonieckie miejscowości obsadzone przez siły ukraińskie. Główne połączenie biegnie przez miejscowość Pieski, ok. 3 km od lotniska. Mieszkało tam kiedyś ok. 2 tys. ludzi, dziś stoją tam jedynie oddziały ukraińskie. Tędy biegnie jedyna droga na lotnisko, tędy co pewien czas przemieszczają się niewielkie konwoje do terminali. Dostarczają amunicję, żywność i wodę, zabierają poległych, rannych i jeńców. Te trzy kilometry to droga przez otwarty teren, pod nieustannym ogniem świetnie wstrzelanej artylerii przeciwnika. Zresztą artylerzyści z jednej i z drugiej strony zdążyli się już wstrzelać w cały ten rejon. A trzeba pamiętać, że z ponad 400 hektarów – a tyle liczy cały obszar lotniska – 99 proc. to zupełnie otwarty teren.

Centrum obrony znajduje się w starym terminalu, zaś rebelianci rozrzuceni są po całym terenie lotniska. Wykorzystują jako osłonę budynki gospodarcze, hangary, siedzą w okopach i prowizorycznych schronach. Wszystkie budynki – po jednej i po drugiej stronie – są totalnie zrujnowane. Dlaczego więc Ukraińcy tak długo potrafią skutecznie stawiać opór mimo artyleryjskiej nawały i ciągłych ataków? Otóż pod lotniskiem znajduje się mnóstwo podziemnych korytarzy, poczynając od głównego tunelu łączącego instalacje obrony przeciwlotniczej, a na bunkrach i piwnicach terminali kończąc. Dziesiątki pomieszczeń, mniejszych i większych, gdzie można zejść przy ciężkim ostrzale i błyskawicznie wyjść, gdy po artyleryjskim przygotowaniu rusza wroga piechota.

W podziemiach nie ma elektryczności i bieżącej wody. Żołnierze radzą sobie przy pomocy generatorów prądu. Wodę do picia dostarczają konwoje. Zdarza się też, że Ukraińcy z terminala wymieniają jeńców na wodę i żywność. Najbardziej uciążliwe jest dla obrońców ciągłe bombardowanie przez moździerze i wyrzutnie rakietowe. A sądząc po natężeniu ognia, na brak zaopatrzenia w amunicję rebelianci nie narzekają. Ukraińcy odpowiadają ogniem artylerii stacjonującej na zachód od Doniecka. Ofiarą tej wymiany ognia padają często mieszkańcy Doniecka.

Bez wsparcia z poddonieckich miejscowości, lotnisko nie miałoby szans się utrzymać. Okopana w Awdiejewce i Pieskach ciężka artyleria wspiera cyborgów, bombardując pozycje rebeliantów na i pod lotniskiem. Ukraińcy zajmują pozycje wzdłuż linii Pieski – lotnisko – Opytnoje – Awdiejewka – Krutaja Bałka – Wasiljewka – Wierchnietoreckoje – Krasnyj Partizan. Rebelianci ostrzeliwują tutaj pozycje ukraińskie, a ostatnio chyba doszli do wniosku (aż dziw, że tak późno), że lotniska nie da się zdobyć frontalnym atakiem, że trzeba je odciąć od zaopatrzenia i posiłków. Stąd np. niedawna próba ataku na Pieski.

Najlepsi z najlepszych

Początkowo lotniska bronili tylko żołnierze 3. Pułku Specnazu z Kirowogradu – prawdziwej elity sił specjalnych. Poczynając od sierpnia, sztab zaczął im wysyłać posiłki, zdając sobie sprawę ze znaczenia utrzymania lotniska: bataliony Dnipro-1, OUN i Sicz, Ochotniczy Ukraiński Korpus (DUK), pododdziały 79. i 95. Brygad Powietrzno-Desantowych oraz 93. Brygady Zmechanizowanej i 17. Brygady Pancernej.

93. Samodzielna Brygada Zmechanizowana zapewnia wsparcie ciężkim uzbrojeniem. Dowódca brygady płk Ołeh Mikac, dowodzi też obroną lotniska. Jako ciekawostkę można podać, że płk Mikac jest numerem 3 na liście wyborczej Prawego Sektora. Natomiast dowódca obecnego na lotnisku Ochotniczego Ukraińskiego Korpusu (DUK) skupiającego członków Prawego Sektora, Ołeh Stempickij, jest na 4. miejscu listy. Lotniska bronią także czołgiści z 17. Brygady Pancernej. Od początku października są też spadochroniarze z 79. Brygady Powietrzno-Desantowej. Zostali zdziesiątkowani pod Zielenopolem, ale po uzupełnieniach wspierają obronę lotniska. Dziś to najlepiej wyszkolona, wyposażona i doświadczona w boju jednostka frontowa.

Kluczowych pozycji w Pieskach bronią ochotnicy z batalionu Dnipro-1. Niektórzy jego żołnierze są też na samym lotnisku. Rosyjska propaganda nazywa ich „batalionem Kołomojskiego”. Dnipro-1 powstał jako jeden z pierwszych ochotniczych batalionów na Ukrainie.

Mięso armatnie „doradców” z Rosji

Kto walczy po drugiej stronie? W maju był to batalion Wostok Aleksandra Chodakowskiego – z wiadomym skutkiem. W sierpniu także rebelianci, ale pod koniec miesiąca i przez cały niemal wrzesień – głównie regularne wojsko rosyjskie. Od końca września znów ciężar zdobywania lotniska wzięły na siebie w całości zgrupowania separatystów.

Lotnisko jest atakowane jednocześnie z kilku kierunków, przez różne oddziały. Widać poważne problemy z koordynacją tych ataków, trudno nawet stwierdzić, czy jest jakieś jedno dowództwo, którego słuchają się wszystkie atakujące lotnisko oddziały. A walczą tam bataliony Opłot (Zacharczenki), Wostok (Chodakowskiego), Sparta, oddziały „Giwi”, „Motoroli” czy „Czeczena” (on sam miał zginąć w zastawionej przez żołnierzy Dnipro-1 zasadzce w nocy z 8 na 9 października). Od blisko miesiąca regularne oddziały rosyjskie, których liczba zmniejszyła się, pełnią tylko rolę osłonową.

Rebelianci ciągle zmieniają taktykę – w pewnym momencie zaczęli atakować w nocy, w zupełnych ciemnościach – ale nic to nie daje. Atakujący ponoszą bardzo duże straty. Tylko po pierwszym październikowym weekendzie – gdy zamierzano zrobić prezent Putinowi - w kostnicy miejskiej doliczono się 427 ciał rebeliantów zabitych podczas walk o lotnisko. - O godz. 5.10 był pierwszy atak z czołgami i bronią strzelecką. Piechota poszła przy wsparciu czołgów, jak zawsze. Drugi atak był o 9.50. Czołgi wyszły na pozycje ogniowe i zaczęły bić ogniem bezpośrednim w terminale – tak szturm z 5 października opisywał rzecznik prasowy ATO Władisław Sielezniew. Ukraińscy analitycy zwracają uwagę na katastrofalne błędy szturmujących lotnisko. Najbardziej dziwią frontalne natarcia dużej liczby piechoty, biegnącej w stronę terminala przez odkryty teren. Ukraińcy koszą ich wręcz seriami z broni maszynowej. To samo dotyczy użycia ciężkiej broni przez rebeliantów. Czołgi, zamiast ostrzeliwać terminal z zabezpieczonych pozycji, wyjeżdżają na odkryte pole i wtedy prowadzą ogień. Stają się łatwym celem dla przeciwpancernej broni obrońców.

Z każdym kolejnym szturmem liczba rosyjskich żołnierzy malała, a rebeliantów rosła. Od 28 września w szeregach atakujących obrońcy nie widzieli już rosyjskich mundurów. Co nie zmienia faktu, że to rosyjscy oficerowie dowodzą operacją, a rebelianci służą za mięso armatnie. Przez tę „miasorubkę” (tego słowa tłumaczyć chyba nie trzeba) przeszli żołnierzy chyba wszystkich walczących w Donbasie rosyjskich jednostek. Podobnie jest z rebeliantami. Ściągano tutaj nawet Kozaków z Ługańszczyzny. Rosyjskie media lansują na bohaterów walk o lotnisko komendantów „Giwi” i „Motorolę”, ale tak naprawdę dowodzą rosyjscy oficerowie, „wojskowi doradcy” komendantów. Po ciężkich walkach w ostatnich dniach, bataliony Opłot i Wostok czasowo wycofały się z walk o lotnisko. Obecnie są uzupełniane posiłkami oraz bronią i amunicją rosyjską.

Strategia czy psychologia?

Dlaczego Ukraińcy tak zaciekle bronią obiektu zmienionego w kupę gruzu? - Lotniska nie można poddawać. Znajdują się tam wielokondygnacyjne, zbrojone instalacje obronne z czasów ZSRR. To nawet pięć kondygnacji pod ziemią, kilometry podziemnych korytarzy. To wzgórze wisi nad Donieckiem niczym miecz Damoklesa. Budowa jakiejkolwiek imitacji państwa nie wyjdzie rebeliantom, dopóki lotnisko jest ukraińskie. Dlatego rzucają na nie najlepsze siły. I giną – mówi Ihor Łucenko, aktywista z Majdanu, kandydat do parlamentu z Batkiwszczyny. Zdają sobie z tego sprawę także rebelianci. - Jeśli 30 minut wolnej jazdy od organów władzy DRL i sztabu jej armii siedzi ukraińskie zgrupowanie z artylerią i czołgami, regularnie ostrzeliwując miasto, to chyba zgodzicie się, że coś jest nie tak – mówił agencji Rosbalt były zastępca „ministra spraw zagranicznych Donieckiej Republiki Ludowej” Borys Borysow.

Podobnie było wcześniej z drugim strategicznym lotniskiem w strefie wojny: w Ługańsku. Tam też obszar portu lotniczego służył jako pozycje dla artylerii ukraińskiej. Nie tylko ostrzeliwano stąd pozycje rebeliantów w Ługańsku, ale też lotnisko blokowało miasto od zachodu i południa. Tyle że tam ciężki ogień prowadzony przez Grady z pobliskiego Krasnodonu zmusił Ukraińców do odwrotu – bo nie ma tam takich podziemnych umocnień, co w Doniecku.

Zresztą bitwa o lotnisko w Doniecku tak naprawdę nie jest bitwą o lotnisko, a o poszczególne jego części. Główne punkty oporu to terminale. Dlaczego, choć zdewastowane, wciąż stoją, choć artyleria każdej ze strony mogłaby zrównać je z ziemią (tak jak się stało w Ługańsku)? Wydaje się, że rebelianci nie chcą tego zrobić choćby z tego powodu, aby było w ogóle coś, co można zająć. Zresztą nawet opanowanie terminali nie oznacza panowania nad lotniskiem. Podziemny kompleks jest spenetrowany i doskonale obsadzony przez ukraiński specnaz. Nawet jeśli rebelianci zajmą górę, to muszą się liczyć z nagłymi atakami specnazu wyłaniającego się w różnych punktach lotniska spod ziemi. Aby można było mówić o zdobyciu i panowaniu nad lotniskiem donieckim, trzeba zająć wraz z nim wszelkie miejscowości w promieniu co najmniej 10 km.

Samo zajęcie lotniska i nawet szybkie wyremontowanie pasa startowego, aby można było przyjmować samoloty, jest bez sensu, jeśli i tak Ukraińcy pozostaną w pobliskich Pieskach czy Awdiejewce. To jest tak blisko, że samoloty podchodzące do lądowania lub startujące mogliby zestrzeliwać praktycznie z ręcznej broni automatycznej.

Jeśli więc nie chodzi o łączność powietrzną, to o co? Na pewno o odsunięcie zagrożenia dla samego Doniecka. Ale panowanie nad lotniskiem, zwłaszcza po tylu miesiącach zażartych walk, ma znaczenie przede wszystkim psychologiczne. Dla rebeliantów byłoby triumfem pokazującym, że rozejm nie jest ich porażką, i że potrafią zwyciężać siły rządowe bez bezpośredniego bojowego udziału regularnej armii Rosji.

Jeszcze większe znaczenie ma lotnisko dla morale drugiej strony. Zwłaszcza w świetle oskarżeń o nieudolność i zdradę oficerów, o tchórzostwo wielu żołnierzy, w świetle klęsk w „kotle dołżańskim”, pod Krasnym Łuczem, Ługańskiem, w „kotle iłowajskim” czy pod Amwrosijewką, bastion donieckiego lotniska urasta do rangi symbolu bohaterstwa w oczach całej Ukrainy. Jest ważny dla umocnienia morale nadszarpniętego militarną porażką w starciu z Rosjanami. Staje się drugim – obok Majdanu – mitem założycielskim nowej Ukrainy.

Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl, Radio Swoboda, Rosbalt, Fakty.ua

Źródło zdjęcia głównego: Twitter

Tagi:
Raporty: