Chińskie stocznie masowo budują okręty. Rośnie nowa morska potęga

Chiński niszczyciel typu 52B podczas wspólnych ćwiczeń z dwoma okrętami rywala, amerykańskimi niszczycielami typu Arleigh BurkeUS Navy

Chińska flota jest obecnie w trakcie gwałtownej rozbudowy, której skala jest niewyobrażalna dla sił zbrojnych państw zachodnich. W stoczniach jednocześnie budowane jest kilkadziesiąt okrętów. Tymczasem najpotężniejsza flota świata, czyli US Navy, która od dekad jest niepodzielnym hegemonem oceanów, ma problemy z pieniędzmi.

Nowe Chiny od dwóch dekad przeżywają wyjątkowy okres prosperity. Rozpędzona chińska gospodarka jest już druga na świecie, i o ile nie nastąpi jakieś załamanie trendu wzrostu, w mniej niż dekadę przegoni gospodarkę USA.

Tak gwałtowny rozwój daje władzom w Pekinie wcześniej nieosiągalne fundusze na rozwój. Jednym z priorytetów stało się wojsko. Jak podaje Sztokholmski Międzynarodowy Instytut Badań nad Pokojem, w ciągu ostatniej dekady Chiny zwiększyły swoje nakłady na siły zbrojne o 175 procent, do około 166 miliardów dolarów.

Seryjna produkcja

Nie wiadomo, jaka część tego przybierającego strumienia pieniędzy trafia na flotę, bowiem chińskie siły zbrojne są mało przejrzyste i nie publikują wielu danych na temat swojej działalności. Wiadomo jednak, że muszą to być pieniądze niemałe, bowiem po dekadach traktowania po macoszemu (w Chinach najważniejsze zawsze były siły lądowe), chińscy marynarze seryjnie dostają nowe okręty.

Najbardziej widocznym symbolem rozbudowy chińskiej floty jest lotniskowiec Liaoning, przyjęty do służby we wrześniu 2012 roku. Co prawda nie jest to jednostka nowa, ale gruntownie przebudowany i zmodernizowany na przestrzeni kilkunastu lat były radziecki okręt Wariag. Pomimo tego, dzięki niemu Chiny dołączyły do elitarnego klubu państw posiadających lotniskowce i znacząco wyprzedziły w tej dziedzinie inne państwa regionu, z których tylko Indie i Tajlandia mają po jednym małym i starym lotniskowcu, aczkolwiek ten drugi od lat nie ma już samolotów i z punktu widzenia wojskowego jest bezwartościowy. Dwa kolejne chińskie lotniskowce mają być w fazie projektowania.

Niszczyciel typu 52C, jeden z najnowocześniejszych okrętów floty Chin. Prawdopodobnie ma system podobny do amerykańskiego AEGIS, ale nie wiadomo nic o jego potencjaleTook-ranch | Wikipedia (CC BY SA)

Jeszcze bardziej spektakularne, aczkolwiek rzadziej dostrzegane na Zachodzie są osiągnięcia Chińczyków w budowie mniejszych okrętów nawodnych: niszczycieli, fregat i korwet. Jeszcze w latach 90-tych chińskie jednostki tych klas były w niemal całości zabytkami lub przestarzałymi konstrukcjami zakupionymi w ZSRR. Obecnie nowe okręty wychodzą ze stoczni seryjnie.

W ciągu ostatniej dekady chińska flota otrzymała pięć nowych niszczycieli trzech różnych typów, a siedem jest w różnych fazach prób lub budowy. Osiem kolejnych zostało zamówionych. W tym samym okresie flota otrzymała 15 nowych fregat, przy czym kolejnych osiem jest w trakcie budowy lub prób, a kilkanaście kolejnych miało zostać zamówionych. Jeśli chodzi o korwety, to chiński program budowy dopiero jest rozpoczynany. Jedna trafiła do służby na początku tego roku, 15 kolejnych jest szykowanych do przejęcia przez wojsko lub budowanych, a cztery kolejne mają być zamówione.

Przyśpieszenia nabrał też program budowy atomowych okrętów podwodnych. Jeszcze w latach 90-tych było ich słownie cztery, przy czym według wywiadu USA prezentowały bardzo niski poziom technologiczny i rzadko opuszczały porty. W ostatnią dekadę do służby miały trafić trzy nowe okręty podwodne typu „Jin” z rakietami balistycznymi, a dwa kolejne prawdopodobnie są w budowie. Wspierają je cztery nowe szturmowe atomowe okręty podwodne typu Shang, przy czym kolejne mają być w budowie. Uzupełniają je okręty podwodne z napędem klasycznym, spośród których prawdopodobnie nieco ponad 30 można uznać za odpowiadające wymogom współczesnego pola walki. Kilkanaście kolejnych ma być w budowie.

Gwałtowną rozbudowę w tych głównych kategoriach uzupełnia też budowa nowych okrętów innych klas, takich jak zbiornikowce floty, niezbędne do działania z dala od baz, duże okręty desantowe (np. Typ 071 Yuzhao, cztery duże okręty-doki zdolne do przewiezienia kilkuset ludzi z czołgami i wozami opancerzonymi), czy mniejsze okręty rakietowe (Typ 022 Houbei, których prawdopodobnie jest już około 40).

Oceaniczne ambicje. Fregata typu 54A na Zatoce AdeńskiejUS Navy

Problemy początkującego

W skrócie można stwierdzić, że Chiny prowadzą obecnie niezwykle intensywny program budowy floty na miarę swoich mocarstwowych ambicji. Powszechnie przyjmuje się, że państwo aspirujące do miana gracza pierwszej międzynarodowej ligi, musi posiadać sprawne siły morskie, które umożliwiają projekcję siły w najdalszych zakątkach świata. Dotychczas Chinom tego brakowało, ponieważ ich flota była karłowata i przestarzała.

Czy to oznacza, że Pekin w ciągu kilku lat będzie zdolny rzucić wyzwanie US Navy? Na pewno nie. Powodów ku takiemu twierdzeniu jest kilka. Po pierwsze Chińczycy od wielu wieków nie posiadali silnej floty i obecnie ich doświadczenie w tym zakresie jest bardzo małe. Chińscy marynarze muszą od podstaw uczyć się walki na ocenach, co wbrew pozorom nie jest takie łatwe. Widać to chociażby na przykładzie lotniskowca Liaoning, który pomimo swojego teoretycznego potencjału bojowego ma głównie pełnić funkcję okrętu doświadczalnego i szkoleniowego.

Kolejnym źródłem słabości chińskiej floty są najprawdopodobniej owe masowo budowane nowe okręty. Niewiele wiadomo na temat ich realnych możliwości bojowych, ponieważ Chińczycy utrzymują szczegóły w tajemnicy, ale wątpliwe jest, aby w ciągu dwóch dekad chiński przemysł całkowicie nadgonił osiągnięcia zachodnie w tym zakresie. Taki wniosek można wysnuć z ogólnego stanu chińskiego przemysłu zbrojeniowego, który rozwija się bardzo szybko, ale nadal pozostaje w tyle za światowymi liderami.

Chińska flota ma też za wroga geografię. W środku wybrzeża kraju leży wrogi Tajwan, który wymusza podział sił na część północną i południową. Północna stacjonująca w bazach nad Morzem Wschodniochińskim ma zamknięte wyjścia na ocean przez sojuszników USA, Koreę Południową i Japonię, która kontroluje łańcuch wysp Riukiu ciągnący się aż do Tajwanu. Flota Południowa z bazami nad Morzem Południowochińskim na ocean musi się przebijać przez Cieśninę Luzon pomiędzy Tajwanem a Filipinami, albo szereg mniejszych cieśnin na południu. Wszystkie państwa w tej okolicy są Chinom niechętne z powodu sporu o kontrolę nad szeregiem małych wysepek i raf na Morzu Południowochińskim.

Ci, którzy muszą się bać

Obecnie krótkoterminową ambicją chińskich admirałów jest stworzyć "flotę wód zielonych", czyli taką, która będzie w stanie kontrolować pobliskie morza. Chodzi zwłaszcza o Morze Południowochińskie, gdzie od lat trwa intensywny spór o wspomniane rafy i wysepki, wokół których prawdopodobnie znajdują się duże złoża surowców. Długoterminowym celem jest "flota wód niebieskich" czyli oceaniczna, która będzie w stanie na chronić szlaki żeglugowe do Zatoki Perskiej i Afryki, obecnie poważnie zagrożone przez Indie, które od dekad pozostają w napiętych stosunkach z Chinami.

Pierwszy cel jest w zaawansowanej fazie realizacji. Pozostające w sporze z Chinami o Morze Południowochińskie Wietnam, Malezja, Brunei, Filipiny i Tajwan pozostają w tyle za swoim potężnym sąsiadem, jeśli chodzi o siłę floty. Powoduje to zaniepokojenie władz tych państw i popycha je w objęcia USA, które starają się stworzyć regionalną koalicję, będącą przeciwwagą dla Chin.

Realizacja drugiego etapu, czyli wyjście na przestwór oceanów, jest w początkowej fazie realizacji. W Indiach poważne zaniepokojenie budzi budowa baz chińskiej floty na Wyspach Kokosowych (należą formalnie do Birmy, ale Chiny praktycznie je wykupiły), w Bangladeszu i Pakistanie. Za ich pomocą Chińczycy chcą otoczyć Indie i zapewnić punkty oparcia dla swojej floty wzdłuż strategicznego szlaku żeglugowego do Zatoki Perskiej.

Natomiast w kierunku na wschód, czyli Pacyfik, Chińczycy na razie tylko ćwiczą. Chińska flota od kilku lat regularnie prowadzi demonstracyjne manewry i wysyła zespoły okrętów, które mijają łańcuch wysp Riukiu i wychodzą na otwarty ocean. Przy okazji często dochodzi do spięć z japońską flotą.

Nowe mocarstwo nadchodzi

Niewątpliwie Chiny mają wielkie ambicje związane ze swoją flotą. Jej gwałtowna rozbudowa wyraźnie podkreśla chęć zostania pełnoprawnym mocarstwem globalnym. Dla USA jeszcze przez wiele dekad nie będzie to bezpośrednie zagrożenie, bowiem pomimo wielkich cięć w wydatkach na siły zbrojne (około biliona dolarów w dekadę) i problemów z stałym finansowaniem na przykład remontów głównych lotniskowców, US Navy deklasuje chińską flotę i bezsprzecznie jeszcze długo będzie hegemonem na oceanach.

Natomiast sąsiedzi Chin w Azji Południowej i Południowo-Wschodniej już teraz stają przed poważnym wyzwaniem, jaki stwarza morskie odrodzenie Państwa Środka. Nieuchronnie doprowadzi to do napięć w regionie i regionalnego wyścigu zbrojeń morskich. Poza Japonią żadne państwo nie będzie w nim jednak w stanie sprostać zasobnym Chinom, można się więc spodziewać prób zacieśniania związków z oceanicznym protektorem, czyli USA.

Autor: Maciej Kucharczyk//gak / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: US Navy