Chaos w stolicy, policja użyła broni. Kryzys w niewielkim afrykańskim kraju


Dwie osoby zginęły w czasie protestów przeciwko prezydentowi Burundi Pierre’owi Nkurunzizie - poinformowali lokalni aktywiści. Protesty wybuchły, gdy ogłosił on swoją decyzję - wbrew przepisom konstytucji - o ubieganiu się o trzecią kadencję.

Stołeczna policja z Bużumbury w poniedziałek użyła przeciwko demonstrującym tłumom ostrej amunicji, informowali świadkowie cytowani przez agencję Reuters. Postrzelonych zostało co najmniej kilku protestujących, w tym dwóch śmiertelnie. Z kolei w eksplozji rannych zostało dwóch policjantów.

Według rzecznika Czerwonego Krzyża, Alexisa Manirakiza, w poniedziałek rannych zostało w sumie co najmniej 35 osób.

"Policja ma prawo strzelać"

Rzecznik policji Liboire Bakunduwukize zaprzeczył doniesieniom o śmierci protestujących. Jednocześnie poinformował, że w starciach rannych zostało 15 policjantów, gdy w ich kierunku rzucony został granat.

- Jeśli tłum będzie strzelał lub rzucał granaty, policja ma wówczas prawo również strzelać i rzucać granaty. I tak będzie reagować - ostrzegł stojąc przed szpitalem, do którego przewieziono rannych policjantów.

Według lokalnych aktywistów od wybuchu protestów dwa tygodnie temu zginęło co najmniej 11 osób. Według policji zginęło sześć osób, w tym trzech to członkowie sił bezpieczeństwa.

"Nkurunziza, zrezygnuj z trzeciej kadencji i pozwól, by do kraju powrócił pokój" - wzywali demonstrujący na przedmieściach stolicy. Jak dotąd protesty ograniczone są przede wszystkim do stolicy, ale i tak uznawane są za największy kryzys polityczny w Burundi od zakończenia wojny domowej w 2005 roku.

Dwa tygodnie protestów

Prezydent nazwał zryw protestujących "ruchem powstańczym" i ostrzegł, że podjęte zostaną zdecydowane kroki przeciwko jego organizatorom, którzy organizują demonstracje od 26 kwietnia, dnia nazajutrz po ogłoszeniu przez Pierre’a Nkurunzizę decyzji o ubieganiu się o trzecią kadencję.

Według konstytucji dopuszczalne są maksymalnie dwie kadencje na tym urzędzie, zwolennicy prezydenta argumentują jednak, że jego pierwsza kadencja się nie liczy, ponieważ nie został na nią wybrany w wyborach powszechnych.

Pierre Nkurunziza był bowiem przywódcą rebeliantów w trakcie wojny domowej w Burundi pomiędzy plemionami Hutu i Tutsi, która zakończyła się w 2005 roku. W tym samym roku został wybrany przez 160-osobowe kolegium wyborcze prezydentem kraju. W 2010 roku uzyskał reelekcję, będąc jedynym kandydatem po bojkocie wyborów przez pozostałych kandydatów.

Ostrzeżenia przed przemocą

Unia Europejska, Stany Zjednoczone oraz wiele państw afrykańskich wezwały Nkurunzizę do zrezygnowania z trzeciej kadencji. Ostrzegły również, że podejmą kroki przeciwko odpowiedzialnym za wybuch przemocy.

Burundi leży w sercu Afryki

Autor: mm\mtom / Źródło: Reuters, Al Jazeera