Książę wzywa do obalenia króla. Pałacowy spisek w królestwie ropy

Wielka tragedia w Mekce pieczętuje tragiczne rządy króla Salmana - uważają krytycy władzy w RijadzieWikimedia Commons

Destabilizująca Półwysep Arabski wojna w sąsiednim Jemenie, pikujące ceny ropy naftowej, brak zaufania do autorytarnej władzy w społeczeństwie oraz niedawna tragedia w czasie pielgrzymki do Mekki. Te wydarzenia to symptomy wyraźnych problemów Arabii Saudyjskiej i czas na usunięcie króla - stwierdził w liście, w którego posiadanie wszedł brytyjski „Guardian”, jeden z saudyjskich książąt, wnuk twórcy państwa, króla Abdullaha ibn Sauda. W piśmie proponuje wprost zamach stanu.

"Jeden z najstarszych saudyjskich książąt w bezprecedensowy sposób wezwał do zmiany władzy w kraju" - pisze "Guardian".

Wezwanie do przewrotu

Książę, jeden z wnuków pierwszego władcy państwa Abdullaha ibn Sauda, powiedział dziennikowi, że w rodzinie królewskiej panuje "trwoga i niepokój" równe tym odczuwanym przez saudyjskie społeczeństwo.

Niepokój budzi sposób rządzenia krajem przez króla Salmana - następcę zmarłego, starszego brata, króla Abdullaha - na tronie zasiadającego dopiero od stycznia tego roku. "Król nie jest stabilny i królestwem de facto rządzi jego syn Mohammed" - dodaje w cytowanym przez dziennik liście saudyjski książę, którego tożsamość ze względów bezpieczeństwa nie została ujawniona.

List - jeden z dwóch opisujących sytuację w kraju i oskarżenia pod adresem obecnych władz - został upubliczniony w pewnych kręgach na początku września, ale od tego czasu dostęp do niego zyskały liczne środowiska. W końcu pojawił się też w internecie i przeczytały go nawet dwa miliony ludzi - pisze "Guardian".

Królestwo zmierza do katastrofy

"Wkrótce czterech lub pięciu moich wujków spotka się, by dyskutować o liście. Tworzą plan współpracując z wieloma kuzynami. Ma to otworzyć drzwi (do przewrotu)" - dodaje w liście książę. Stwierdza też, że list powstał w odpowiedzi na "żądania opinii publicznej oraz liderów wielu klanów". "Mówią oni, że jeżeli czegoś nie zrobimy, kraj czeka katastrofa" - pisze.

Brytyjski dziennik zwraca uwagę na fakt "kilka poważnych czynników", które sprowadziły krytykę na obecne władze królestwa. To przede wszystkim niepowodzenia w walce z ruchem Hutich w Jemenie, którego bojówki według niektórych mediów prowadzą już nawet walkę w samej Arabii Saudyjskiej, a także tragedia w Mekce. Tam przed tygodniem w czasie corocznej pielgrzymki zadeptanych zostało ponad 700 osób.

Władze królestwa uznały, że nie mają sobie nic do zarzucenia zrzucając odpowiedzialność np. na służbę zdrowia, władze regionalne i "inne czynniki". Według "Guardiana", który rozmawiał o liście m.in. z aktywistami w Rijadzie, "nikt już w te zapewnienia nie wierzy" i władza jest powszechnie krytykowana, choć z racji funkcjonowania w państwie autorytarnym, protesty mają miejsce głównie w sieci, a o kryzysie w kraju mówi się w domach.

Pierwszy król Arabii Saudyjskiej i jego synowietvn24.pl

Monarchia w świecie islamu

"Ludzie w kręgach władzy wiedzą, co się dzieje, ale muszą milczeć. Problemem jest korupcja i nie wykorzystywanie zasobów kraju do odpowiednich celów" - mówi jeden z cytowanych aktywistów.

Brytyjska gazeta pisze w swoim komentarzu, że kwestia ostatniej katastrofy w Mekce (wcześniej upadł też tam również dźwig, zabijając kilkadziesiąt osób) bije w autorytet władzy w Rijadzie najbardziej. O Arabii Saudyjskiej "wspomina się w Koranie (…), a jej władze legitymizują swoją władzę w oparciu o twierdzenia mówiące o potrzebie ochrony i udostępniania najważniejszych świętych miejsc islamu dla wszystkich muzułmanów".

Kolejnym z czynników, które mogą doprowadzić do problemów są pikujące ceny ropy naftowej. Ta staniała do poziomu 50-60 dol., a budżet królestwa na ten rok został rozpisany w oparciu o założenie, że cena surowce będzie wynosiła 90 dolarów. Doszły też olbrzymie wydatki związane z "hojnością" nowego króla i jego administracji, którzy rozdysponowali między obywateli olbrzymie, choć nigdzie nieujawnione sumy pieniędzy po śmierci króla Abdullaha i wstąpieniu na tron Salmana.

Miliardy dolarów kosztuje też wojna w sąsiednim Jemenie, a wszystko to prowadzi do założenia, że budżet na 2016 r. udałoby się zbilansować, gdyby ceny ropy podskoczyły do 110 dol. za baryłkę. Na to się nie zanosi. Główny indeks giełdowy w Rijadzie od jesieni ub. roku stracił już 30 proc. wartości, a w ostatnich tygodniach saudyjskie fundusze powiernicze wycofały z zagranicy aktywa w wysokości 70 mld dol., by ratować finanse w kraju.

Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje, że w 2016 r. deficyt budżetowy Arabii Saudyjskiej przekroczy 107 mld dolarów.

Trójka dzieli władzę

Obecnie odpowiedzialność za losy królestwa dzieli między siebie trójka: król Salman, jego młodszy syn Mohammed bin Salam będący ministrem obrony, drugi w kolejce do tronu oraz następca tronu, syn Mohammed bin Najef - minister spraw wewnętrznych.

Młodszy z potomków króla wzbudza największą wściekłość wśród Saudyjczyków i w samej rodzinie królewskiej. Dwór królewski twierdzi, że ma 35 lat, choć nie jest to wcale pewne i wielu krytyków władzy uważa, że jest on o wiele młodszy. Mohammed bin Salam podejmuje tymczasem decyzje dot. wojny w Jemenie i niewiele dobrego z nich wynika. Dostał już nawet przydomek: "lekkomyślny".

W liście do 13 żyjących synów króla Abdullaha ibn Sauda - twórcy królestwa Arabii Saudyjskiej - jego wnuk, książę, wzywa ich do działania; "do zjednoczenia się i usunięcia rządzących w przewrocie pałacowym, a następnie sformowania nowego rządu z członków rodziny królewskiej".

"Pozwólmy najstarszym i najbardziej zdolnym przejąć kontrolę nad losami kraju" - pisze członek rodziny królewskiej.

Zapowiada to być może jedno z najważniejszych wydarzeń w historii nowoczesnego saudyjskiego państwa utworzonego w 1932 roku - podsumowuje "Guardian".

Autor: adso//gak / Źródło: Guardian

Źródło zdjęcia głównego: Wikimedia Commons

Tagi:
Raporty: