"Tutaj panuje otwarty terror". Rok po zajęciu Krymu Tatarzy żyją w strachu

[object Object]
Aneksja Krymu wywindowała popularność Putina do poziomu niemal 90 proc.Reuters Archive
wideo 2/25

Gdy rok temu uzbrojeni ludzie zajęli parlament Autonomicznej Republiki Krymu w Symferopolu, nikt nie przypuszczał, że zapoczątkują rosyjską okupację półwyspu, a Tatarzy ze zdumieniem patrzyli, jak ukraińskie wojsko nie stawia oporu wobec Rosjan - mówi w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej Refat Czubarow. Rosja zakazała przewodniczącemu Medżlisu, organu samorządu Tatarów krymskich, wjazdu na półwysep.

Tatarzy krymscy stanowią 12 proc. ludności półwyspu. Większości ich przywódców - m.in. Mustafie Dżemilewowi - decyzją prokurator generalnej Krymu Natalii Pokłońskiej zakazano wjazdu na półwysep.

Wśród osób objętych zakazem wjazdu znalazł się też Refat Czubarow, przewodniczący Medżlisu - parlamentu Tatarów krymskich. Stało się to pod koniec czerwca 2014 r.

Wygnanie z półwyspu

- Z Krymu pojechałem do Azerbejdżanu na posiedzenie Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE. Po powrocie na Ukrainę przeprowadziłem posiedzenie Medżlisu, które odbyło się już poza Krymem, w Heniczesku w obwodzie chersońskim i próbowałem wjechać na półwysep 5 lipca - mówi Czubarow w wywiadzie dla PAP. - Na tzw. granicy wręczono mi pismo, w którym ostrzeżono mnie przed uprawianiem działalności ekstremistycznej. Powiedziałem, że pozwę ich do sądu i chciałem kontynuować podróż, jednak zostałem otoczony przez żołnierzy i zatrzymany. 40 minut później przyjechała inna grupa ludzi na czele z zastępcą krymskiej filii rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa, który przekazał mi zawiadomienie o zakazie wjazdu na Krym - wspomina tatarski polityk.

"Zielone ludziki" atakują

Gdy pod koniec lutego 2014 roku rozpoczęły się protesty przed parlamentem Krymu w Symferopolu, nikt nie przypuszczał, że doprowadzą one do tak szybkiej aneksji półwyspu.

- Nikt z nas nie był gotowy na taki rozwój wydarzeń. Przez pierwszy tydzień panowało straszliwe napięcie. Zaczęliśmy rozumieć, że nawała, która nadciąga nad Krym, wykorzysta dla usprawiedliwienia swojej agresji wszelkie możliwe środki - opowiada Czubarow. - Zaczęliśmy się obawiać głoszonych przez (prezydenta Rosji Władimira) Putina haseł o potrzebie obrony praw ludności rosyjskojęzycznej. Docierały do nas sygnały, że obrońcy tych praw mogą organizować napaści na miejsca zamieszkane przez Tatarów - wspomina.

- Zagrożenie było realne: w tym czasie na Krymie pojawili się rosyjscy Kozacy, wielu z nich miało broń. Nie wierzyliśmy jednocześnie, że taka sytuacja może trwać długo. Nikt zresztą w to nie wierzył. Pozostawałem wówczas w stałym kontakcie z ambasadorami państw zachodnich na Ukrainie i wszyscy prosili mnie, byśmy nie podejmowali żadnych kroków i nie poddawali się prowokacjom, bo świat wkrótce znajdzie rozwiązanie tej sytuacji - opowiada przewodniczący Medżlisu.

Władze rosyjskie nie wybaczają

Refat Czubarow tłumaczy, że Tatarzy krymscy byli jedyną zorganizowaną wspólnotą, która otwarcie i masowo wystąpiła przeciwko wprowadzeniu na Krym rosyjskich wojsk. Całkowicie zbojkotowali referendum o przyłączeniu Krymu do Rosji i zwracali się o pomoc do organizacji międzynarodowych.

- Teraz za to płacimy, gdyż władze rosyjskie takiego zachowania nie wybaczają i starają się rozprawić z nami, w pierwszej kolejności atakując nasze organy, w tym Medżlis - mówi w wywiadzie dla PAP. - Wywierane są naciski na muzułmańskich duchownych, nasi działacze są porywani i stają przed rosyjskimi sądami. Panuje otwarty terror. Ponad 130 Tatarów ukarano sądownie tylko za to, że 3 maja ub. roku zgromadzili się na granicy Krymu, by powitać (przywódcę Tatarów krymskich) Mustafę Dżemilewa. Aresztowano Achtema Czyjhoza, mego zastępcę w Medżlisie. Nowe władze Krymu starają się jednocześnie przekupywać Tatarów, by mieć możliwość pokazania światu, że znajdują porozumienie ze wszystkimi, w tym z nami - mówi polityk.

Opuszczają półwysep

Czubarow opowiada, że coraz więcej Tatarów krymskich opuszcza półwysep w obawie przed prześladowaniami i wyrusza na Ukrainę.

- Oficjalne statystyki prowadzone przez administracje obwodowe w kontynentalnej części Ukrainy mówią o ok. 20 tysiącach ludzi, którzy wyjechali w obawie o swoje bezpieczeństwo. Połowa z nich to Tatarzy. Ten proces wciąż trwa. Wyjeżdżają głównie młodzi, którzy przenoszą się na uczelnie na Ukrainie. Rodzice odsyłają z Krymu chłopców, gdyż obawiają się, że zostaną wezwani na służbę w rosyjskiej armii. Dzieje się tak mimo naszych apeli, by nie poddawać się i pozostawać na swojej ziemi - mówi Refat Czubarow.

"Nikt nie był gotowy na agresję z Rosji"

26 lutego Tatarzy zorganizowali demonstrację na rzecz jedności z Ukrainą. Dzień później doszło do zajęcia parlamentu Krymu w Symferopolu. Refat Czubarow opowiada, że nikt nie był wtedy gotowy na otwartą agresje ze strony Rosji. Podkreśla, że Tatarzy nigdy nie walczyli o swoje prawa używając przemocy, a wobec rozwścieczonych tłumów i uzbrojonych "zielonych ludzików" byli niemal bezsilni.

- Gdy mówiliśmy, że nie zgodzimy się na okupację, wychodziliśmy z założenia, że Ukraina będzie broniła swoich granic. Zszokowani patrzyliśmy, jak kilkanaście tysięcy doskonale wyszkolonych ukraińskich żołnierzy na Krymie nie okazuje wobec Rosjan żadnego sprzeciwu. Tatarzy nigdy nie walczyli o swoje prawa, używając przemocy, i nigdy tego nie planowali. Nie mogliśmy przecież wyjść z widłami czy pałkami przeciwko ordzie, która dysponuje najnowocześniejszą bronią. Dałoby to jej możliwość wyniszczenia naszego narodu - mówi Czubarow.

Wrócę na Ukrainę

Refat Czubarow jest przekonany, że wkrótce znów będzie mógł zamieszkać na Krymie.

- Stanie się to o wiele wcześniej, niż przypuszczaliby niektórzy w Symferopolu i w Moskwie. Wrócę nie tylko ja, ale i tysiące krymskich Tatarów oraz inni ludzie, którzy nie godzą się dziś z rosyjską okupacją Krymu - podkreśla w wywiadzie.

- Nie mogę jednak wymienić konkretnej daty. Wrócimy, kiedy Zachód zrozumie, że broniąc Ukrainy, broni siebie, kiedy zastosuje wobec Rosji najostrzejsze sankcje i osłabi ją tak, jak to tylko możliwe - podkreśla.

Zdaniem przewodniczącego Medżlisu Tatarzy krymscy oczekują, że Zachód wzmocni ich bezpieczeństwo poprzez dostawy broni i pomoże ukraińskiej gospodarce. - Ukraina musi nie tylko przetrwać toczącą się obecnie wojnę, ale i podjąć działania, które wzmocnią wiarę ludzi we własne siły. Bez wsparcia Zachodu będzie to niemożliwe - przekonuje. Podkreśla, że Tatarzy krymscy liczą też na wsparcie Polski.

- Polska należy do państw Unii Europejskiej, które w związku ze swoim położeniem geograficznym i doświadczeniem historycznym nie mogą pozwolić sobie na powielanie błędów z przeszłości. Polska, kraje bałtyckie i w pewnym stopniu także Rumunia, mobilizują pozostałych do działania, mobilizują ducha europejskiego. Nie przeciw Rosji, lecz przeciw imperializmowi. Oczekujemy, że będzie to nadal trwało - mówi Refat Czubrow.

Autor: asz//gak / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: