"Sześciu pacjentów paliło się żywcem w swoich łóżkach". Wstrząsająca relacja z Kunduz


"Niektórzy z moich kolegów byli w takim szoku, że wciąż płakali. Niektórzy byli zbyt zszokowani, by cokolwiek zrobić" - tak pielęgniarz Lajos Zoltan Jecs opisuje rezultat zbombardowania szpitala w Kunduz w Afganistanie. Placówkę Lekarzy bez Granic mogło zaatakować amerykańskie lotnictwo, które przyznało, że bombardowało "okolicę szpitala" w ramach walki z talibami.

22 osoby, w tym troje dzieci, zginęły wskutek omyłkowego zbombardowania w nocy z piątku na sobotę szpitala prowadzonego przez Lekarzy bez Granic (MSF) - podała ta organizacja. Według MSF "wszystko wskazuje" na atak sił międzynarodowych pod wodzą USA.

Organizacja MSF podała w niedzielę, że jej lekarze zostali wycofani z miasta Kunduz, gdzie znajdował się zbombardowany szpital. Najciężej ranni pacjenci zostali przeniesieni do innych placówek w prowincji - podaje BBC.

MSF opublikowała na swojej stronie internetowej relację pielęgniarza należącego do tej organizacji. Lajos Zoltan Jecs opisał przebieg wydarzeń po tym, jak na szpital, około godz. 2 w nocy, spadły pierwsze bomby.

Godzina bombardowania

Z relacji pielęgniarza wynika, że w momencie rozpoczęcia ataku spał on w jednym ze schronów szpitala. Obudził go odgłos eksplozji, który wydał się mu głośniejszy niż zwykle.

Pół godziny później do schronu dotarł inny pielęgniarz, który był poważnie ranny w rękę. Minęło kolejne pół godziny, zanim bombardowanie ustało. Wraz z innymi osobami, które akurat były w schronie, Jecs wyszedł zobaczyć, co zostało ze szpitala.

"Postanowiliśmy zajrzeć do środka jednego z płonących budynków. Nie jestem w stanie opisać tego, co zobaczyłem. Nie ma słów na to, jak okropne to było. Na oddziale intensywnej opieki sześciu pacjentów paliło się żywcem w swoich łóżkach" - opisuje pielęgniarz.

"Zaczęliśmy szukać personelu, który powinien być w skrzydle operacyjnym. To było straszne. Na stole operacyjnym leżał pacjent, martwy, pośród dzieła zniszczenia. Nie widzieliśmy nigdzie chirurgów. Na szczęście potem się okazało, że zdołali znaleźć schronienie" - kontynuuje.

"Niektórzy byli zbyt zszokowani, by cokolwiek zrobić"

Jecs opisuje, że jeden z lekarzy, który został ranny w bombardowaniu, musiał być natychmiast operowany. Pomimo najlepszych starań swoich kolegów i koleżanek, zmarł on na biurku, na którym naprędce próbowano udzielić mu pomocy. Pielęgniarz wspomina też farmaceutę, który zginął w biurze, a z którym rozmawiał jeszcze ubiegłej nocy.

"Niektórzy z moich kolegów byli w takim szoku, że wciąż płakali. Niektórzy byli zbyt zszokowani, by cokolwiek zrobić. Widzieć dorosłych ludzi, swoich przyjaciół, jak niepohamowanie szlochają - to nie jest łatwe" - pisze pielęgniarz.

Wielu pacjentów i lekarzy zdołało jednak przeżyć bombardowanie. Jak opisuje Jecs, niektóre części szpitala były nietknięte przez bomby.

"Bramy zamknięte przez całą noc"

Amerykańskie dowództwo poinformowało w sobotę, że wojsko USA zbombardowało siły talibów "w pobliżu" szpitala w Kunduz, gdyż talibowie - którzy 28 września wkroczyli do Kunduz - ich ostrzeliwali. W niedzielę Barack Obama wyraził swoje kondolencje dla ofiar ataku. Dodał, że wstrzyma się jednak z osądem co do okoliczności tragedii do czasu zakończenia śledztwa, jakie w tej sprawie wszczął Pentagon.

NATO w oświadczeniu podało, że w ciągu najbliższych dni ma nadzieję zamknąć wstępne międzynarodowe śledztwo, które ma ustalić, czy w wyniku przeprowadzonego przez koalicję pod wodzą USA ataku trafiony został szpital.

Z kolei afgańskie ministerstwo obrony oświadczyło w sobotę, że terroryści uzbrojeni w ciężką broń wtargnęli do szpitala i użyli "budynków i ludzi wewnątrz jako tarcz", gdy strzelali w kierunku afgańskich sił bezpieczeństwa. Rzecznik resortu Dawlat Waziri poinformował, że islamistów ostrzelano ze śmigłowca, powodując uszkodzenia budynków.

W niedzielę MSF zaprzeczyła, że w szpitalu znajdowali się jacykolwiek ludzie, którzy mieliby otworzyli ogień w stronę sił koalicji walczącej z talibami.

"Bramy na teren szpitala były zamknięte przez całą noc, więc w momencie bombardowania nie było wewnątrz placówki nikogo, kto nie byłby członkiem personelu lub pacjentem" - oświadczyła w niedzielę organizacja. "W każdym razie bombardowanie funkcjonującego szpitala w żadnym wypadku nie może być usprawiedliwiane" - dodaje.

Jednak agencja AP poinformowała, że na jej nagraniu wideo, przedstawiającym spalony budynek, na parapetach widać broń automatyczną i co najmniej jeden karabin maszynowy.

Autor: fil//gak / Źródło: MSF, Reuters, BBC

Tagi:
Raporty: