Syryjskie wojsko to dinozaur rodem z ZSRR. USA nie mają się czego bać

Syria ma masy czołgów, które na niewiele się zdadzą podczas interwencjiReuters/FORUM

Syryjskie wojsko przez dekady było budowane do starcia z Izraelem. Pozostając w bardzo bliskim sojuszu z ZSRR Syryjczycy otrzymywali znaczne ilości radzieckiego uzbrojenia, które do dzisiaj jest podstawą wyposażenia sił zbrojnych. Obecnie w znacznej części jest już to sprzęt przestarzały. Syria nie ma skutecznej obrony przed potencjalną interwencją państw zachodnich. Jedyna karta atutowa Damaszku to broń masowego rażenia.

Na papierze siły zbrojne Syrii, sprzed wybuchu wojny domowej, były znaczącą siłą. Ponad 300 tysięcy żołnierzy, prawie pół miliona rezerwistów, około dziesięciu tysięcy czołgów i pojazdów opancerzonych, niemal tysiąc wyrzutni rakiet przeciwlotniczych. Teoretycznie był to potencjał, z którym musiały się liczyć wszystkie państwa regionu. Diabeł tkwi jednak w szczegółach i realna siła syryjskiego wojska jest znacznie mniejsza, zwłaszcza po ponad dwóch latach wojny domowej.

Radziecki rodowód

Pierwszym istotnym problemem sił zbrojnych Baszara el-Asada, jeszcze przed wybuchem wojny, była jakość uzbrojenia. Praktycznie przez cały okres zimnej wojny Syria polegała na bardzo hojnej pomocy ZSRR. Dla Kremla reżim Asadów był najpewniejszym sojusznikiem na Bliskim Wschodzie, zwłaszcza po wolcie Egiptu na początku lat 70-tych i sprzymierzeniu się z USA. Z Kraju Rad do Syrii statkami płynęły masy uzbrojenia i "doradców". Całe siły zbrojne zbudowano na wzór radziecki z naciskiem na masy wojsk pancernych i zmechanizowanych. Zbudowano też potężny system obrony przeciwlotniczej, który miał być równowagą dla izraelskiego lotnictwa. Pomimo wielkiej pomocy z ZSRR, Syria kolejno przegrywała wszystkie starcia z Izraelem. Ostatnim poważnym był konflikt w 1982 roku, kiedy izraelskie lotnictwo w bitwie nad Doliną Bekaa odniosło druzgocące zwycięstwo nad syryjską obroną przeciwlotniczą i lotnictwem. W ciągu kilkudziesięciu godzin Izraelczycy zdziesiątkowali samoloty i baterie przeciwlotnicze Syryjczyków, niszcząc około 85 maszyn i 30 baterii.

Drugie otwarcie

Kolejne klęski ponoszone z rąk Izraelczyków były jednak niczym w porównaniu z dramatem, jakim dla syryjskiego wojska był upadek ZSRR. Rzeka wsparcia wyschła, a Syria została z długiem wobec Rosji wynoszącym około 12 miliardów dolarów. Od początku lat 90 syryjskie wojsko pozostaje w stanie zawieszenia. Nie było żadnych istotnych programów zbrojeniowych. Przeprowadzano jedynie ograniczone modernizacje wybranego sprzętu, na przykład czołgów T-72. Dopiero w 2005 roku Rosja i Syria doszły do porozumienia. Moskwa anulowała znaczną część długo z okresu ZSRR, a Damaszek złożył od razu zamówienia na rosyjskie uzbrojenie warte około dwóch miliardów dolarów i udostępnił rosyjskiej flocie bazę w porcie Tartus na stałe. W następnych latach wartość kontraktów zbrojeniowych zawartych przez Syrię i Rosję zwiększyła się pięciokrotnie. Damaszek zamówił między innymi nowe myśliwce Mig-29 i Mig-31, samoloty szkolno-bojowe Jak-130, systemy obrony przeciwlotniczej S-300, Buk 2M, Pantsir-1S, rakiety przeciwokrętowe Jachont i rozpoczęto szeroki program gruntownych przeglądów oraz modernizacji np. floty śmigłowców. Gdyby wszystkie te kontrakty zrealizowano, Syria byłaby obecnie znacznie bardziej niebezpiecznym przeciwnikiem.

Wszystko za późno

Wszystko to jednak rozpadło się w proch wraz z początkiem wojny domowej w 2011 roku. Pod naciskiem międzynarodowym Rosja musiała ograniczyć dostawy uzbrojenia. Uprzednio zdołano jedynie dostarczyć część zamówionych baterii systemu Pantsir-1S, Buk-M2 i Jachont, oraz wyremontowane śmigłowce Mi-24. Sytuacja syryjskiego wojska nie zmieniła się więc znacząco w porównaniu do okresu końca zimnej wojny. Na dodatek pewna część dostarczonych już Buków i Jachontów najprawdopodobniej została zniszczona w tym roku przez skryte izraelskie naloty. Syria praktycznie nie posiada więc nowoczesnego uzbrojenia i musi opierać się już na wiekowym sprzęcie radzieckim.

Na dodatek to co stanowi istotny element nowoczesnych sił zbrojnych, tak zwane zdolności C4ISR, czyli "dowodzenie, kontrola, komunikacja, komputery, wywiad, rozpoznanie i zwiad", są w syryjskim wojsku na poziomie lat 80-tych, sprzed rewolucji komputerowej. W skrócie oznacza to, że syryjscy żołnierze i oficerowie, w porównaniu np. z wojskiem izraelskim, są ślepi, głusi i słabo zorganizowani.

Rozkład od wewnątrz

Na tą już niewesołą sytuację nakładają się dotkliwe straty spowodowane przez wojnę domową. Nie wiadomo, iloma żołnierzami i jakim uzbrojeniem dysponuje teraz, po ponad dwóch latach walk, reżim Asada. Poważnym problemem są masowe dezercje. Przed wojną syryjskie wojsko było podzielone etnicznie. Praktycznie cała kadra dowódcza i zawodowa wywodziła się z sekty alawitów, mało licznej, ale obsadzającą całą wierchuszkę dyktatury. Większość niższych rangą żołnierzy stanowili sunnici, którzy obecnie są głównym wrogiem Asada. W 2012 roku dezercje były masowe. Szacuje się, że wojsko skurczyło się obecnie do około stu tysięcy żołnierzy. Reżim opiera się na elitarnej Gwardii Republikańskiej, 4 Dywizji Pancernej, lotnictwie i siłach specjalnych, które jeszcze przed wojną były obsadzone głównie przez alawitów i pozostają bezwzględnie wierne. Braki kadrowe doprowadziły do tego, że wojsko nie jest w stanie kontrolować całego terytorium kraju i musi się koncentrować na obronie kluczowych punktów. Na pewno wojsko poniosło też istotne straty w walkach, ale nie ma dokładnych danych. Szacunki mówią o około 25 tysiącach żołnierzy zabitych, kilkuset zniszczonych czołgach i wozach opancerzonych, a także kilkudziesięciu śmigłowcach oraz samolotach.

Jeden atut

Potęga syryjskiego wojska, już przed wojną domową była bardzo pozorna. Już w 1982 roku Izraelczycy pokazali, że pokonanie syryjskiej obrony przeciwlotniczej jest możliwe, a od tego czasu Syria praktycznie stała w miejscu, podczas gdy Zachód i Izrael poszły znacznie dalej w zastosowaniu nowoczesnej techniki. Syryjczycy mogą tylko liczyć na łut szczęścia, gdy jakiś samolot lub rakieta Tomahawk zapędzi się w pobliże stanowiska nowoczesnych rosyjskich Pantsirów, tak jak w 2012 roku uczynił to turecki myśliwiec F-4, który został zestrzelony. Zachód na pewno ma jednak dobrze rozpoznane stanowiska syryjskiej obrony przeciwlotniczej, które będą jednym z pierwszych celów. Okręty wystrzeliwujące rakiety Tomahawk pozostaną na pewno poza zasięgiem Jachontów i będą bezkarne. Amerykańskie bombowce B-2 będą również nieuchwytne, bowiem latają o wiele wyżej niż zasięg Pantsirów a jest bardzo wątpliwe, aby reszta syryjskiej obrony przeciwlotniczej mogła je namierzyć i ostrzelać. Jedynym uzbrojeniem pozostającym do dyspozycji Asada, którego Zachód i Izrael muszą się obawiać, są rakiety balistyczne SCUD i broń masowego rażenia. Syryjczycy od dekad inwestowali w ich rozwój, widząc w nich sposób na zrównoważenie potęgi izraelskiego arsenału jądrowego. Użycie broni chemicznej oznaczałoby jednak ostrą reakcję świata i reżim Asada skorzysta z niej jedynie w ostateczności.

Autor: Maciej Kucharczyk / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: Reuters/FORUM

Tagi:
Raporty: