Rakietowe oszustwo Rosji? Nowe pociski zagrażają całej Europie

Rosyjskie wojsko na cenzurowanym
Rosyjskie wojsko na cenzurowanym
rosyjskie ministerstwo obrony
Wyrzutnia pocisków RS-26 rosyjskie ministerstwo obrony

Amerykańscy kongresmeni otrzymali raport dotyczący zbrojeń rakietowych Rosji. Zarzuca on Moskwie złamanie najważniejszego dla Europy traktatu rozbrojeniowego i testowanie nowej generacji pocisków wymierzonych w europejskie kraje NATO.

Raport Kongresowego Biura Analiz (Congressional Research Service), datowany na 16 grudnia, potwierdza wcześniejsze (lipiec 2014) oskarżenia wobec Rosji o łamanie najważniejszego dla Europy traktatu rozbrojeniowego z czasów Zimnej Wojny - o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych średniego zasięgu, zwanego traktatem INF.

Według raportu Rosja buduje i testuje zakazane od ponad 25 lat pocisków balistycznych i samosterujących, zdolnych do przenoszenia głowic jądrowych. Jest bliska ich rozmieszczenia na swym europejskim terytorium. Ma to być zagrożenie przede wszystkim dla Europy, bo zasięg objętych traktatem INF pocisków wynosi od 500 do 5500 km. Nie zagraża wprost kontynentalnym Stanom Zjednoczonym, ale ich bazom w Europie, a przede wszystkim - europejskim członkom NATO.

Powrót do zimnowojennych wzorców

Symboliczne i historyczne znaczenie traktatu INF jest ogromne. Był bez wątpienia największym praktycznym osiągnięciem odprężenia w relacjach amerykańsko-radzieckich drugiej połowy lat 80. Stanowił bezpośrednie następstwo szczytu Gorbaczow-Reagan w Reykjaviku i przede wszystkim - wielką ulgę dla Europy. W chwili podpisania traktatu w 1987 roku w Waszyngtonie, nasz kontynent od niemal dekady żył w strachu przed atomową konfrontacją. W wyniku użycia rakiet średniego zasięgu mogłaby ona zniszczyć Niemcy, Francję, Polskę czy Wielką Brytanię, bez angażowania strategicznych sił supermocarstw.

Pociski średniego zasięgu - SS-20 czy Pershing II - były głównym motywem zimnowojennej propagandy po obu stronach żelaznej kurtyny. Ich wycofanie i likwidacja, wskutek traktatu INF, stały się symbolem odprężenia i rozbrojenia.

W NATO-wskiej doktrynie ta broń miała równoważyć przewagę sił konwencjonalnych wojsk Układu Warszawskiego, w sowieckiej - być sposobem na ekspansję w Europie bez narażania się na strategiczną odpowiedź jądrową z terytorium USA. Wiele wskazuje na to, że wraz z odbudową mocarstwowej polityki, Rosja Putina sięga do zimnowojennych wzorców, obliczonych na rozbicie spójności NATO.

Raport dla kongresmenów, autorstwa uznanej ekspertki od zbrojeń jądrowych Amy F. Woolf, sugeruje, że jednym z celów powrotu Rosji do zakazanych pocisków jest próba "rozbicia NATO" poprzez oddzielenie zagrożeń wobec kontynentalnych Stanów Zjednoczonych od zagrożeń wobec ich europejskich sojuszników i baz na starym kontynencie. Kluczem ma być nowej generacji pocisk balistyczny, wymykający się ścisłej traktatowej klasyfikacji, a przez to dający Rosji wymówkę, że żadnych umów nie łamie - RS-26 Rubież.

Sposób Rosjan na obejście traktatu

Oficjalnie o nowej rosyjskiej rakiecie wiadomo bardzo niewiele. Prace nad nią ruszyły w 2008 roku – na bazie najnowszego strategicznego pocisku RS-24 Jars, dopiero od dwóch lat jest testowana. Ale to właśnie próbne odpalenia pocisku najbardziej niepokoją amerykańskich ekspertów. I to wcale nie dlatego, że - teoretycznie - wystrzelony z rosyjskiego terytorium może dosięgnąć Stanów (maksymalny testowany zasięg RS-26 to 5800 km). Najbardziej niepokoi to, że wcale nie musi latać tak daleko.

Dwa ostatnie z trzech udanych, przeprowadzonych dotąd testów pocisku RS-26 wskazują, że jest on optymalizowany do osiągania odległości grubo poniżej maksymalnego zasięgu. W obu przypadkach - w październiku 2012 i czerwcu 2013 - pocisk testowano między poligonami Kapustin Jar pod Astrachaniem i Sary-Szagan w Kazachstanie, oddalonymi o nieco ponad 2 tys. km. Stąd amerykańscy eksperci, w tym Amy Woolf stwierdzają, że choć teoretycznie pocisku nie obejmuje traktat INF, to RS-26 w praktyce należy do zakazanej od ponad ćwierćwiecza kategorii "pocisków balistycznych średniego zasięgu". Tak właśnie, ich zdaniem, Rosja znalazła sposób na obejście traktatu, konstruując nowy rodzaj broni, skierowanej przede wszystkim przeciwko Europie.

"Zabójca systemów obrony antybalistycznej"

Potwierdzają to rosyjskie źródła. Już w 2007 roku, kiedy zaczynały się prace nad pociskiem RS-26, rosyjska generalicja i politycy - z prezydentem Putinem na czele - wypowiadali się krytycznie o traktacie INF.

10 lutego 2007 Putin oświadczył, że obchodzący wtedy 20-lecie traktat nie odpowiada już interesom Rosji. Kilka dni później szef Sztabu Generalnego gen. Jurij Bałujewski zasugerował, że Federacja Rosyjska może od traktatu jednostronnie odstąpić. Wszystko działo się krótko po ujawnieniu planów administracji prezydenta G. W. Busha rozmieszczenia w Polsce i Czechach baz systemu obrony antybalistycznej.

Po teście z czerwca 2013 znany z ostrej retoryki rosyjski wicepremier Dmitrij Rogozin nazwał rakietę RS-26 "zabójcą systemów obrony antybalistycznej". W nowej doktrynie wojennej Rosji, podpisanej zaledwie kilka dni temu przez Władimira Putina, amerykańskie i NATO-wskie systemy obrony antyrakietowej zaklasyfikowano jako zagrożenie dla bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Dostępne w mediach opisy przeznaczenia i możliwości rakiet RS-26 nie pozostawiają wątpliwości: ma być to piątej generacji pocisk przeznaczony do niszczenia strategicznych celów na dystansach kilku tysięcy kilometrów, przenikający przez systemy obrony antyrakietowej, z jedną lub trzema głowicami konwencjonalnymi lub nuklearnymi, wystrzeliwany z kołowych lub kolejowych mobilnych wyrzutni. Próbne strzelania na poligon Sary-Szagan, gdzie na co dzień testuje się radary obrony antyrakietowej, służyć miały potwierdzeniu tych zdolności.

Ryzyko trzeciej wojny światowej?

Dla autorki kongresowego raportu interes Rosji w rozwijaniu takiej broni jest dość przejrzysty. Po uruchomieniu - mimo sprzeciwu Moskwy - prac nad bazami obrony antyrakietowej w Europie, to one stały się pierwszorzędnymi celami potencjalnego ataku. Niszczenie ich pociskami strategicznymi jest trudne i niecelowe. Zlokalizowane są za blisko dla rakiet ICBM, a sam start takiego pocisku mógłby wywołać - wbrew intencji Rosji - trzecią wojnę światową.

Równie ryzykowne, a przy tym najmniej skuteczne, jest bombardowanie lotnicze - najłatwiejsze do wykrycia i odparcia. Z kolei pociski taktyczne, jak Iskander-M, mogą mieć zbyt mały zasięg, jeśli nie zostaną umieszczone odpowiednio blisko, np. w Obwodzie Kaliningradzkim czy na Krymie (np. nowy pocisk samosterujący R-500, należący do systemu Iskander, też jest "podejrzewany" o łamanie traktatu INF, ale Amerykanie nie mają twardych danych o jego zasięgu).

Ale już rakiety o zasięgu od 700 do 1000 km i większym, rozmieszczone na właściwym terytorium Rosji, bez trudu dotrą do przyszłych amerykańskich baz w Rumunii i Polsce. Rakiety o zasięgu kilku tysięcy kilometrów mogą razić główne sojusznicze bazy i ośrodki dowodzenia NATO w Niemczech, Danii, Holandii, Włoszech czy Turcji. Generał Bałujewski, już jako były szef GenSztabu, miał mówić we wrześniu tego roku, że właśnie takie pociski będą rękojmią bezpieczeństwa narodowego Rosji i "ostudzić głowy" w NATO-wskich krajach Środkowej Europy.

Według rosyjskich źródeł pierwszy dywizjon pocisków RS-26 ma osiągnąć gotowość w 2015 roku, dokładnie wtedy gdy oddana ma być baza systemu Aegis-Ashore w Rumunii. Instalacja antyrakietowa w polskim Redzikowie pod Słupskiem ma być gotowa w 2018 roku.

Jak odpowie NATO?

Rosja nie pozostaje dłużna. Jej zdaniem nie tylko naziemne bazy obrony antyrakietowej w Europie - wyposażone w pionowe wyrzutnie Mk-41 - mogą być adaptowane do wystrzeliwania rakiet zagrażających Rosji. Niepokój Moskwy budzą też uzbrojone drony oraz pociski ćwiczebne, wykorzystywane m.in. do testów obrony antyrakietowej USA. Posiadają one, zdaniem Rosjan, charakterystyki pocisków bojowych i mogą przenosić głowice konwencjonalne oraz nuklearne. Rosyjskie argumenty według amerykańskich ekspertów nie wytrzymują jednak konfrontacji z zapisami traktatu, wyraźnie mówiącymi o pociskach rakietowych.

Amerykanie publicznie wyrażają zaniepokojenie rosyjskimi zbrojeniami średniego zasięgu od kilku lat. Najbardziej dobitnym tego wyrazem było oświadczenie prezydenta Baracka Obamy z lipca 2014, które bez ujawniania szczegółów - po alarmującym raporcie Departamentu Stanu - wzywało Rosję do dialogu w tej sprawie.

Ścieżka dyplomatyczna, przewidywana przez sam traktat INF, została już uruchomiona. Jednak według autorki raportu dla Kongresu, w obliczu obecnej polityki Putina te kroki nie dają gwarancji sukcesu. Amy Woolf rozważa możliwości odpowiedzi zbrojnej, przez opracowanie i rozmieszczenie nowych systemów broni, przywracających równowagę naruszoną przez Rosjan. Za takim rozwiązaniem opowiada się m.in. były zastępca sekretarza stanu i ceniony analityk ds. bezpieczeństwa John Bolton. Uważa on, że czas traktatu INF minął, a rosyjskie "oszustwo" stwarza okazję do porzucenia tych uzgodnień.

Przeciwnicy nowego wyścigu zbrojeń argumentują, że nawet gdy USA opracują nowy pocisk średniego zasięgu, trudno będzie znaleźć w Europie kraj, który go przyjmie na swoje terytorium. W efekcie zadziała to na rzecz Rosjan, rozbijając spójność NATO. Pozostaje też problem zasadniczy: Stany Zjednoczone nie mają w arsenale ani nie projektują takich rakiet, a ich opracowanie to perspektywa przynajmniej dekady i koszt około stu miliardów dolarów.

"Zrobić wszystko, by utrzymać traktat w mocy"

Zamiast podejścia "ząb za ząb" proponuje się więc zwiększenie zasięgu obecnych taktycznych wyrzutni ATACMS i przystosowanie - dokładnie tak, jak mówią Rosjanie - wyrzutni Mk-41 do wystrzeliwania ofensywnych pocisków.

Ale największy nacisk kładzie się na systemy defensywne - antyrakietowe. Tu jednak USA mają polityczny problem, gdyż wielokrotnie zapewniały, że planowane do rozmieszczenia w Polsce i Rumunii systemy Aegis-Ashore nie mogą być użyte przeciw rosyjskim rakietom. Eksperci wojskowi nie mają jednak wątpliwości, że w odróżnieniu od bushowskiego planu strategicznych wyrzutni antyrakietowych - obamowskie, lądowe wersje morskich systemów Aegis doskonale nadają się do zwalczania rakiet średniego zasięgu. W kierunku wzmocnienia antyrakietowych zdolności obronnych europejskich członków NATO ma zatem iść współpraca wojskowa USA i Europy. To zresztą główny plan NATO, jak i na przykład Polski.

Przede wszystkim jednak - konkluduje Amy Woolf - należy zrobić wszystko, by utrzymać traktat INF w mocy.

Autor: Marek Świerczyński//rzw / Źródło: tvn24

Źródło zdjęcia głównego: military-today.com