Francuskie władze dają sobie tydzień. Rusza likwidacja "dżungli" pod Calais


W poniedziałek rozpocznie się likwidacja nielegalnego miasteczka imigrantów we francuskim Calais. Służby spodziewają się oporu i szykują się na najgorsze scenariusze.

Francuskie władze dają sobie tydzień na zabranie imigrantów do ośrodków dla cudzoziemców lub odesłanie ich tam, skąd przybyli. Nic dziwnego, że może dojść do ostrych starć. Jest prawdopodobne, że policja będzie zmuszona użyć gazu łzawiącego i armatek wodnych.

- Zwracam się do francuskich władz - my chcemy tylko żyć, nic więcej - mówi jeden z emigrantów.

Ludzie się kryją

W akcji weźmie udział ponad tysiąc policjantów. Napięcie stale rośnie. Pojawiły się nawet pogłoski, że policjanci, by utrudnić emigrantom ucieczkę, zabierali im telefony komórkowe i buty. Wolontariusze alarmują, że likwidacja obozu może się skończyć rozlewem krwi. - Nie powinniśmy nazywać tego "dżunglą". To stało się miasteczkiem, tylko pozbawionym ochrony, które czeka obława. Ludzie kryją się, gdzie tylko mogą - mówi wolontariuszka Ferri.

Sześć tysięcy koczowników

Przy autostradzie rośnie już czterometrowy mur. W obozowisku mają być rozrzucone ulotki z informacjami. Przed "dżunglę" zostanie podstawianych 145 autobusów, migranci będą dzieleni na małe grupy i wywożeni do ośrodków w innych regionach Francji. Części grozi deportacja. W tej chwili w Calais koczuje ponad 6 tysięcy imigrantów, którzy przyjechali głównie z Sudanu, Afganistanu i Pakistanu. Prezydent Francji Francois Hollande już zapowiedział, że Francja nie będzie obozem dla emigrantów. - Ta operacja musi zostać przeprowadzona humanitarnie, odpowiedzialnie i z szacunkiem - zapewnił. Nie wiadomo, czy to się uda. Wielu wywiezionych z "dżungli" może wrócić w to samo miejsce. Cel mają jeden. Przedostać się do wymarzonej Wielkiej Brytanii.

Autor: dasz/kk / Źródło: Fakty TVN