Dwie mapy, dwie wersje wydarzeń. Rosjanie nie mają sobie nic do zarzucenia

[object Object]
Dwie wizje incydentu nad granicąMO Rosji/ MO Turcji
wideo 2/12

Po zestrzeleniu rosyjskiego Su-24 rozpoczęło się wzajemne obwinianie przez Turcję i Rosję. Sytuacja przypomina tę po zniszczeniu malezyjskiego samolotu pasażerskiego nad Donbasem. Turcy i Rosjanie prezentują wzajemnie wykluczające się mapki i przedstawiają różne wersje wydarzeń, które doprowadziły do incydentu.

Pewności nie ulega to, że rosyjski bombowiec taktyczny Su-24 został zestrzelony nad granicą syryjsko-turecką. Obie strony zgadzają się co do tego, że trafiła go rakieta odpalona przez turecki myśliwiec F-16. Dwuosobowa załoga składająca się z pilota oraz nawigatora/operatora uzbrojenia katapultowała się i jej losy są niejasne. Na tym kończy się zgodność co do wersji wydarzeń z wtorku.

Turecka wersja wydarzeń

Tureckie wojsko twierdzi, że w pobliżu granicy krążyły dwa Su-24, które prowadziły naloty na pozycje syryjskich Turkmenów. Ten lud, uznawany przez Turków za bratni, bierze udział w wojnie domowej po stronie rebelii i w ostatnich tygodniach stał się celem ataków rosyjskiego lotnictwa wspierającego siły dyktatora Baszara Asada. Turcji wielokrotnie dawała wyraz swojemu niezadowoleniu z tego powodu protestami dyplomatycznymi. Według Turków, krążące nad pozycjami Turkmenów samoloty w pewnym momencie przyjęły kurs prowadzący w kierunku granicy Turcji. Konkretnie chodzi o mały "cypel" stanowiący najbardziej na południe wysunięty skrawek tureckiego terytorium. To górzysty i niezamieszkany obszar. Ponieważ rosyjskie maszyny zmierzały w kierunku granicy, obsada śledzącej ich naziemnej stacji radarowej miała ostrzec Rosjan przed jej naruszeniem. Turcy twierdzą, że zrobiono to aż dziesięć razy w ciągu pięciu minut. Rosjanie mieli nie zareagować i nie zmienić kursu. Ostatecznie wtargnęli nad skrawek tureckiego terytorium w miejscu, gdzie jest ono szerokie na około 2,5 kilometra i przelecieli nad nim w ciągu 17 sekund. Pilot krążącego w pobliżu w gotowości F-16 miał otrzymać rozkaz ataku w momencie, gdy rosyjskie bombowce naruszyły granicę. Zanim odpalona przez niego rakieta (nie ma jasności czy krótkiego zasięgu AIM-9X Sidewinder czy średniego zasięgu AIM-120 AMRAAM) dosięgła jednego z pary Su-24, Rosjanie zdążyli wrócić nad Syrię i tam doszło do faktycznego zestrzelenia.

Mapa prezentowana przez TurcjęMO Turcji

Rosyjska wersja wydarzeń

Według rosyjskiego ministerstwa obrony sytuacja była zasadniczo inna. Jak wynika z map pokazanych na specjalnej konferencji prasowej generała Siergeja Rudskoja, szefa Głównego Dowództwa Operacyjnego Sztabu Generalnego, bombowce Su-24 owszem zbliżyły się do granicy, ale jej nie naruszyły. Co więcej, to turecki F-16 miał wtargnąć nad Syrię i z premedytacją zestrzelić "niewinną" rosyjską maszynę. Pokazywany przez Rosjan tor lotu bombowca w znacznej części pokrywa się z tym pokazywanym na tureckiej mapie. Według Moskwy, maszyna krążyła w pobliżu granicy i w pewnym momencie rzeczywiście zmierzała w kierunku przecięcia wystającego na południe skrawka Turcji. Na chwilę przed wtargnięcie w turecką przestrzeń powietrzną pilot miał jednak ostro skręcić na południe i łukiem ją ominąć. F-16 miał natomiast nadlecieć z północy i zbliżyć się do Su-24, gdy ten już ominął wystający skrawek Turcji. Turecki pilot miał przy tym minimalnie naruszyć granicę syryjską i już znad jej terytorium odpalić rakietę w kierunku rosyjskiego bombowca. Po wszystkim wrócił nad swój kraj. Su-24 miał natomiast spaść na ziemię około czterech kilometrów od granicy. Co więcej, według Rosjan turecki pilot nawet nie próbował skontaktować się z rosyjską załogą i nawiązać z nią kontaktu wzrokowego. Strzały miały paść bez ostrzeżenia.

Mapa prezentowana przez Rosjan. Słabo widoczna fioletowa linia to granica. Czerwona linia to tor lotu Su-24. Niebieska F-16MO Rosji

Kto ma rację?

Zweryfikowanie tego, które państwo mówi prawdę, najpewniej nigdy nie będzie możliwe. Całą sytuację mogły jeszcze obserwować radary Izraela lub innych państw NATO prowadzących operacje nad Syrią. Nieoficjalnie Amerykanie już oznajmili, że rosyjski samolot rzeczywiście na kilkanaście sekund naruszył terytorium Turcji. Rosja najpewniej będzie jednak odrzucać takie stwierdzenia jako próby wzajemnego krycia się przez sojuszników z NATO. Przeciwko wersji Rosjan przemawia jednak to, że Turcja już od niemal dwóch miesięcy wiele razy protestowała przeciw naruszaniu jej granicy przez rosyjskie samoloty. Za każdym razem miały to być incydenty liczone w sekundach, ewentualnie pojedynczych minutach. Rosjanie usprawiedliwiali się błędami nawigacyjnymi, złą pogodą, lub w ogóle odrzucali oskarżenia. Ankara natomiast ostrzegała, aby nie testować jej cierpliwości. Jest możliwe, że w końcu Turcy postanowili wysłać Rosjanom jednoznaczny sygnał, więc choć Su-24 w żaden sposób jej nie zagrażał i naruszył turecką przestrzeń na sekundy, to został zestrzelony. Rosjanie sugerują natomiast, że jest to zemsta za ich aktywne zaangażowanie w walkę z tak zwanym Państwem Islamskim, które Ankara ma skrycie wspierać. Turkom ma być nie w smak to, że rosyjskie samoloty niszczą rzekomy system dostaw wydobywanej przez dżihadystów ropy do Turcji. Władimir Putin nazwał zestrzelenie Su-24 "ciosem w plecy" grupy powietrznej walczącej z tzw. Państwem Islamskim.

Autor: mk\mtom / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: MO Turcji i Rosji

Tagi:
Raporty: