Aresztowania po manifestacjach w Bostonie


99,9 procent aresztowanych to ludzie, którzy przybyli na wiec ze względu na swe prawicowe przekonania - ocenił komisarz William Evans z bostońskiej policji. Jak dodał, aresztowano 27 osób, które dopuściły się ataków fizycznych i słownych na funkcjonariuszy podczas wiecu prawicy na rzecz wolności słowa w parku Boston Common i wielotysięcznej kontrmanifestacji antyfaszystów, które odbyły się tam w sobotę.

- Zatrzymano ich z powodu szarpaniny z policją, za rzucanie kamieniami i plastikowymi butelkami z uryną w funkcjonariuszy - wyjaśnił komisarz Evans.

Gratulacje od prezydenta Trumpa

Pięciuset policjantów oddzielało manifestujących pod hasłami wyższości białej rasy kilkudziesięciu zwolenników prawicy od niemal 40 tysięcy kontrmanifestantów. Ci skutecznie zagłuszyli wystąpienia skrajnie prawicowych mówców okrzykami "wstyd", "hańba" oraz "wracajcie do domu". W związku z niemożnością przeprowadzenia wiecu zgodnie z planem, zgromadzenie zostało rozwiązane na godzinę przed jego planowanym zakończeniem.

Policja w Bostonie, która uczyniła wszystko co możliwe, aby uniknąć konfrontacji podobnej do tej, która miała miejsce w ubiegłą sobotę w Charlottesville, zablokowała niektóre części założonego w 1634 roku najstarszego parku miejskiego w USA "Boston Common” położonego w śródmieściu. Ustawiła tam również zapory uniemożliwiające wjazd samochodów. Funkcjonariusze poruszali się więc po parku Boston Common na rowerach.

Działania prewencyjne policji doczekały się pochwały demokratycznego burmistrza Bostonu Marty'ego Walsha, a także ze strony Donalda Trumpa. Prezydent Stanów Zjedonocznych ocenił na Twitterze, że społeczeństwo Bostonu wypowiedziało się przeciwko fanatyzmowi i nienawiści.

"Wygląda na to, że wśród manifestantów było wielu anty-policyjnych agitatorów, ale policja okazała się twardsza i mądrzejsza. Dzięki jej za to!" – napisał Trump w kolejnym tweecie.

Samochód wjechał w kontrmanifestantów

12 sierpnia podczas demonstracji białych nacjonalistów w Charlottesville samochód wjechał w kontrdemonstrantów. Zginęła 32-letnia Heather Heyer, a rannych zostało co najmniej 19 osób. Sprawcą tragedii był 20-letni neonazista, James Alex Fields Jr.

Trump potępił wówczas "przejawy nienawiści, fanatyzmu i przemocy z wielu stron". Gdy media, a nawet politycy jego własnej partii skrytykowali go za brak jednoznacznego stanowiska wobec sprawców tragedii i zamieszek, prezydent potępił "zło, jakim jest rasizm, i wszystkich tych, którzy w imię rasizmu (...) uciekają się do przemocy, w tym Ku-Klux-Klan, zwolenników supremacji białej rasy, neonazistów i inne grupy nienawiści".

Jednak w kolejnym wystąpieniu powrócił do wcześniejszej argumentacji i bronił swojej pierwszej reakcji na tragedię. Powiedział, że "agresywne poczynania były widoczne po obu stronach" konfliktu, i dodał, że po obu stronach są też "bardzo dobrzy ludzie".

Grupy ultraprawicowe - w tym osoby związane z rasistowską organizacją Ku Klux Klan, organizacjami białych nacjonalistów i organizacjami neofaszystowskimi - zjechały do miasteczka uniwersyteckiego Charlottesville, by protestować przeciw planowanemu przez władze miasta usunięciu z lokalnego parku pomnika generała Roberta E. Lee, jednego z dowódców Konfederacji w amerykańskiej wojnie domowej (1861-1865).

Autor: kw//now / Źródło: PAP