Ulewne deszcze zalały Wyspy Kanaryjskie. Na zdjęciach dostarczonych przez agencje informacyjne widać ulice zamienione w rzeki i tonące pod wodą samochody. Bez prądu jest ponad 11 tys. ludzi, a władze zdecydowały się na zamknięcie szkół. - Nikt nie jest przyzwyczajony do takiej ilości opadów - relacjonowała z Gran Canarii Dorota Piskorska.
Najgorsza sytuacja jest na Teneryfie. W sumie na Wyspach Kanaryjskich zamknięto około 30 dróg, a wielu mieszkańców miast Adeje, Los Llanos de Aridane i El Remo trzeba było ewakuować.
Zagrożone są zwłaszcza miasta położone na samym wybrzeżu, bo sztorm tworzy tam fale sięgające nawet czterech metrów wysokości.
Hiszpańska agencja meteorologiczna AEMET (La Agencia Estatal de Meteorología) napisała, że to jeszcze nie koniec złej pogody i ostrzegła mieszkańców przed opuszczaniem domów bez absolutnej konieczności. Poprawa ma nastąpić dopiero w czwartek.
Niezwyczajna sytuacja
Na Teneryfie sytuacja wygląda fatalnie, ale niewiele lepiej jest na Gran Canariii. Relację z tego, jak wygląda tam sytuacja, zdawała na antenie TVN24 mieszkająca tam Polka, Dorota Piskorska. Jak podkreśliła, do wielkiego deszczu mieszkańcy wysp raczej nie są przyzwyczajeni. - Na Gran Canarii powinno padać 3-4 razy do roku, natomiast leje już od wielu dni - mówiła Polka.
Dobra wiadomość to taka, że na szczęście na razie nie ma ofiar powodzi. - Ofiar nie ma, ale zaleca się (by nie opuszczać) domów - mówiła. - Bardzo niewiele osób wychodzi (do pracy) - dodała.
Zgodnie z jej relacją, z powodu wielkiej wody zamknięte zostały wszystkie szkoły na całym archipelagu.
Źródło: Reuters