Pierwszy kraj, który opuści Unię? Groźba "Brexitu" i żądanie reform

Londyn domaga się reformy Unii Europejskiej tvn24

Zapowiedź przyspieszenia z 2017 r. na 2016 r. referendum w sprawie udziału Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej oznacza, że w najbliższych miesiącach UE będzie pogrążona w skomplikowanych, wielostronnych negocjacjach o reformie Unii, której domaga się Londyn.

Jeśli Unia Europejska nie wprowadzi zmian w funkcjonowaniu Wspólnoty, które będą do przyjęcia dla Brytyjczyków, to już nawet za dwa lata Zjednoczone Królestwo może opuścić Unię, do której wstąpiło ponad 40 lat temu, w 1973 r. Powszechnie uważa się, że główny spór, jaki rząd premiera Camerona prowadzi z Unią, to sprawa ogromnej imigracji z państw takich, jak Polska czy Rumunia. Jednak to zaledwie część problemu.

Wielka Brytania chce również zasadniczych zmian ustrojowych w funkcjonowaniu Unii, tak, aby w przyszłości nie powstała federacja europejska, która zagroziłaby suwerenności poszczególnych krajów.

Blokada euro-państwa

Wśród brytyjskich żądań pod adresem Unii Europejskiej jest postulat usunięcia jednego z fundamentalnych zapisów Traktatu Rzymskiego o powstaniu Wspólnoty Europejskiej. Zapis ten mówi o "coraz ściślejszej unii", co dosyć powszechnie przyjmowane jest jako dążenie do stworzenia europejskiego państwa federacyjnego.

Choć obecnie w Europie wielu chętnych do takiego eksperymentu nie ma, to jednak Brytyjczycy chcą pozbycia się zapisu, aby na zawsze uniknąć groźby powstania super-państwa "Europa".

Inne żądania to m. in. próba przeniesienia na parlamenty krajowe odpowiedzialności za tworzenie bądź anulowanie europejskiego prawa.

Londyn jest przywiązany do suwerenności Izby Gmin i dlatego liczy także na uzyskanie takich koncesji, które pozwolą parlamentowi w Westminsterze na dysponowanie prawem weta wobec nowych przepisów UE.

Akurat w tej kwestii Brytyjczycy liczą na wsparcie między innymi Niemiec, gdzie w ostatnim czasie Trybunał Konstytucyjny orzekł, że zacieśnianie integracji europejskiej nie może narażać na szwank suwerenności Bundestagu, który jest wybierany przez naród niemiecki i dlatego ma przywilej stanowienia prawa dla Niemiec.

Przychylnie na blokadę euro-państwa patrzeć będzie na pewno Francja, także mocno przywiązana do suwerenności państwa narodowego.

Ograniczenie przywilejów

Postulaty imigracyjne to przede wszystkim, jak wiadomo już w Polsce, ograniczenie przywilejów socjalnych i zasiłków dla poszukujących pracy obywateli krajów UE na Wyspach oraz wieloletnie zamknięcie rynku pracy dla nowych członków Unii, jeśli do Wspólnoty kiedykolwiek wejdą takie kraje, jak Turcja, Ukraina, Mołdowa czy Gruzja.

Londyn chce także, aby postępująca integracja państw posiadających wspólny pieniądz euro nie zagroziła jednolitemu rynkowi w Unii. Podobnie przedstawiana jest także sprawa centrum finansowego w londyńskim City – Brytyjczycy boją się, że euro-grupa może chcieć ograniczyć swobodę działania City, które daje aż 10 proc. PKB Wielkiej Brytanii.

Cameron stawia też wyraźnie potrzebę odchudzenia europejskiego prawa socjalnego. Jego zdaniem, przeregulowanie socjalne sprawia, że Unia jest mało konkurencyjna w świecie. Akurat ten postulat bardzo silnie, nawet silniej niż Londyn, stawia kanclerz Angela Merkel.

Reforma Wspólnoty

Premier David Cameron liczy, że uzyska od państw UE zgodę na reformę Wspólnoty. Dopiero wtedy zada obywatelom Zjednoczonego Królestwa pytanie, czy są za pozostaniem w zreformowanej Unii Europejskiej czy też wolą ją opuścić.

Oczekuje się, że po zmianach, wynegocjowanych przez rząd Camerona, większość głosujących w referendum powie tak. Wtedy wyjście Wielkiej Brytanii z UE, tzw. Brexit, będzie niemożliwe i wszystko mniej więcej pozostanie po staremu. Ale na dzisiaj nie ma gwarancji, że większość obywateli Wysp Brytyjskich zechce pozostać w UE. Być może, tak jak dzisiaj wskazują sondaże, powiedzą NIE Unii Europejskiej. W takiej sytuacji cała Wspólnota, nie tylko Wielka Brytania, stanie w obliczu wielkiego kryzysu.

Nigdy żaden kraj Unii nie opuścił. Tym razem miałby to zrobić naprawdę duży kraj, o wielkim potencjale gospodarczym, politycznym i militarnym.

Na dodatek obecność Wielkiej Brytanii w UE spowodowała, że Wspólnota stała się de facto "anglojęzyczna".

Co będzie z językiem roboczym Unii pod nieobecność Londynu? Czy drugi "roboczy" język, francuski, będzie obowiązkowy i wszyscy będą w pośpiechu się go uczyć? Co z setkami tysięcy obywateli UE na Wyspach i odwrotnie? Co z umowami handlowymi między UE a Wielką Brytanią? Czy Brytyjczycy staną się drugą Szwajcarią, która ma dziesiątki dwustronnych umów handlowych i innych z Unią?

A może będą drugą Norwegią, która jest w Europejskim Obszarze Gospodarczym (EEA), de facto rozszerzonej Unii Europejskiej? Czy pro-europejscy Szkoci zgodą się odejść z UE, jeśli Szkocja zagłosuje za pozostaniem w Unii, ale Anglia, Walia i Irlandia Północna zagłosują przeciw? Czy przetrwa wtedy Zjednoczone Królestwo?

Na żadne z tych pytań nie ma odpowiedzi i nie będzie aż do referendum brytyjskiego. Dobrze byłoby już teraz, aby w Polsce zaczęto analizować skutki przyspieszenia referendum ma Wyspach dla całej Wspólnoty i dla naszego kraju.

Może się okazać, że sytuacja w Unii na skutek działań Wielkiej Brytanii skomplikuje się tak bardzo, że będziemy musieli pod uwagę brać wiele scenariuszy rozwoju sytuacji, łącznie ze scenariuszem, w którym kolejne kraje będą chciały skopiować model brytyjski, osłabiając konstrukcję całej Unii. A to akurat nie jest zgodne z polskim interesem.

Autor: Jacek Stawiski / Źródło: TVN24 BiS

Źródło zdjęcia głównego: tvn24

Tagi:
Raporty: