"Pary młode na każdym kroku. Oni chcą żyć normalnie". Wysłannicy TVN24 o życiu w Mariupolu

"Oni starają się żyć normalnie. Widzieliśmy dużo ślubów". Wysłannicy TVN24 opowiadają o życiu w Mariupolu
"Oni starają się żyć normalnie. Widzieliśmy dużo ślubów". Wysłannicy TVN24 opowiadają o życiu w Mariupolu
tvn24
Mieszkańcy Mariupola starają się żyć normalnietvn24

W Mariupolu ludzie próbują żyć normalnie. Na tyle, na ile się da. - Pary młode nie chcą zmieniać daty ślubu, nie chcą tego przekładać na spokojniejsze dni. Mówią, że nawet wybuchy i wystrzały nie są w stanie popsuć im tego święta - opowiadał o życiu codziennym w Mariupolu Robert Jałocha, wysłannik TVN24 do tego ukraińskiego miasta.

Mariupol przez wiele tygodni był ostrzeliwany przez siły rebeliantów i wojska rosyjskie, znajdujące się w położonym ok. 40 km na wschód Nowoazowsku przy granicy z Rosją. Reporter TVN24 Robert Jałocha i operator Filip Dutka obserwowali życie codzienne w zagrożonym mieście.

Jałosze najbardziej w pamięć zapadła scena, kiedy przejeżdżali przez wojskowy punkt kontrolny, a z drugiej strony jechały ustrojone samochody z gośćmi weselnymi.

- Tych ślubów, w czasie kiedy byliśmy w Mariupolu było bardzo wiele. Pary młode widzieliśmy na każdym kroku - powiedział dziennikarz.

Pary młode nie chciały zmienić daty ślubu, mimo napiętej sytuacji w mieście. - Część osób deklaruje, że po prostu przyzwyczaiła się do tej sytuacji. Mówili, że od kilku tygodni są budzeni wystrzałami. Oni nie chcą przekładać ślubu na spokojniejsze dni. Tam nikt nie wie co się wydarzy następnego dnia - relacjonował reporter TVN24.

Miasto kontrastów

Wysłannicy TVN24 uważają, że Mariupol jest teraz miastem kontrastów. Jałocha wspominał sytuację, gdy widział obserwatorów OBWE, wysiadających w kamizelkach kuloodpornych i hełmach ze swoich samochodów, a obok nich bawili się weselnicy.

- W Mariupolu, gdyby nie było widać punktów kontrolnych ukraińskiej armii, życie wyglądałoby zupełnie zwyczajnie. Tam nikt nie chowa się do schronów. Starają się żyć normalnie, chcą żyć normalnie. Chcą wierzyć, że wszystko się poukłada - mówił Jałocha.

Przypomniał jednocześnie, że pierwszy punkt kontrolny separatystów jest oddalony 5 km od miasta. - Oni dysponują sprzętem wojskowym, który ma zasięg do 30 km - zaznaczył. Operator TVN24 Filip Dutka zwrócił uwagę, że ludność nie jest w żaden sposób ostrzegana, nawet gdy zaczyna się ostrzał.

Nastroje prorosyjskie także widoczne

Jałocha zauważył, że w mieście, mimo że jest ono uznawane za bastion sił ukraińskich, pojawiają się też nastroje prorosyjskie. - W Mariupolu Ukraińcy trochę chcą zaklinać rzeczywistość. Na każdym kroku widać flagi ukraińskie. Jednak kiedy zaczyna się rozmawiać z ludźmi i pytamy co mają w sercu to milkną. Najtrudniejsze pytanie jakie można tam zadać to kim jest Ukrainiec? Widać, że jest demonstracja zjednoczenia narodowego, ale to nie dotyczy wszystkich. Tam nastrojów prorosyjskich wciąż może jeszcze być dużo, ale na tym etapie wszyscy odpowiadają, że chcą jednego - pokoju - podsumował dziennikarz.

[object Object]
Jacek Czaputowicz o szczycie czwórki normandzkiej w Paryżutvn24
wideo 2/23

Autor: kło//kdj / Źródło: tvn24

Źródło zdjęcia głównego: tvn24