Operator dźwigu wyjątkowo spóźnił się do pracy. "Gdyby przyszedł na czas, zginąłby"


O wyjątkowym szczęściu może mówić operator londyńskiego dźwigu, o który rano zahaczył śmigłowiec. Mężczyzna, który według opinii pracodawcy jest "wyjątkowo punktualny", akurat w środę spóźnił się do pracy. W momencie uderzenia maszyny dopiero wspinał się do swojej kabiny. Roztrzęsiony mężczyzna miał powiedzieć kolegom, że musi teraz kupić los na loterię.

Śmigłowiec wpadł w wysięgnik dźwigu chwilę po godzinie ósmej czasu lokalnego. Maszyna spadła następnie na pobliską ulicę i stanęła w płomieniach. W wypadku zginęły dwie osoby, a kilkanaście zostało rannych. Dźwig, stojący przy budowanym właśnie najwyższym budynku mieszkalnym Wielkiej Brytanii, "Wieży Św. Jerzego", został uszkodzony. Zniknęła między innymi część kabiny operatora.

Helikopter uderzył w dźwig i przeciął kabinę na pół

Jak twierdzą koledzy dźwigowego z budowy, gdyby tego dnia nie spóźnił się do pracy, to "zostałby zmieciony". W ich ocenie na pewno zginąłby, albo przygnieciony przez zniszczoną kratownicę dźwigu, albo spadając z 180 metrów. Dźwigowy miał być niezwykle blisko śmierci, bowiem wcześniej nigdy nie spóźnił się do pracy. Jak powiedział BBC Tony Pidgley, przedstawiciel firmy budowlanej, mężczyzna zawsze był na swoim miejscu o godzinie ósmej, czyli chwilę przed tym, jak dzisiaj doszło do katastrofy. - Ze wszystkich dni, spóźnił się akurat dzisiaj - dodał Pidgley. - Widziałem jak z mgły wyłonił się helikopter i uderzył w dźwig, przecinając kabinę na pół. Odchyliła się do tyłu i część spadła na ziemię - powiedział BBC operator innego dźwigu stojącego opodal. - Kiedy tam dotarłem, porozmawiałem z operatorem, który wspinał się do góry w momencie katastrofy. Był wstrząśnięty, ale szczęśliwy, bo przeżył - dodał świadek. Jak twierdzi "Daily Mail", mężczyzna miał powiedzieć kolegom, że teraz musi pójść kupić los na loterię.

Usuwanie skutków wypadku

Pozostałości górnej części dźwigu mają być w "niepewnym stanie", ale nie zagrażają zawaleniem. Część ramienia urządzenia została odcięta wirnikiem śmigłowca, resztka zwisa i trzyma się reszty konstrukcji.

Dźwigiem zajmują się strażacy i specjalistyczna firma, których zadaniem jest jego zabezpieczeniem, aby nie stanowił zagrożenia dla ludzi na dole.

Autor: mk//tka / Źródło: BBC News, Daily Mail

Raporty: