Ojciec rosyjski arystokrata, matka Estonka. Jako dziecko uciekał przed stalinizmem


Alexander Van der Bellen wygrał niedzielną drugą turę wyborów prezydenckich w Austrii dzięki sprzeciwowi wobec skrajnej prawicy, którą reprezentował Norbert Hofer. Ku profesorowi ekonomii skłonili się zgodnie wyborcy prawicy i lewicy oraz Zielonych.

Van der Bellen, emerytowany profesor ekonomii, był liderem austriackich Zielonych (w latach 1997-2008), ale w wyborach musiał zmobilizować o wiele więcej zwolenników niż swój własny elektorat. Zrobił to, prowadząc kampanię nakierowaną na centrum sceny politycznej i występując jako kandydat niezależny, popierany przez Zielonych. Barwą jego kampanii był zresztą żółty, a nie zielony.

W pierwszej turze wyborów, w której był faworytem, niespodziewanie zajął drugie miejsce, daleko za Hoferem. Potem powiedział, że pomiędzy dwoma głosowaniami poczuł przypływ energii, który pozwolił mu wygrać. Ale AFP pisze, że w grę mógł chodzić inny powód wygranej - mniejsze zło, jakim kierowali się niektórzy wyborcy. - Można się bardzo różnić i zachowywać wzajemny szacunek - powiedział Van der Bellen w poniedziałek w pierwszym wystąpieniu po ogłoszeniu wyników.

Techno impreza poparcia

W czasie kampanii kolorowe podkoszulki sztabu wyborczego, koncerty organizowane przez komitety poparcia - w tym nawet impreza techno - wydawały się nie pasować do surowej, budzącej respekt osobowości wysokiego 72-latka, wiecznie z trzydniowym zarostem. Ale kampania była niezwykle skuteczna: poparło go wielu intelektualistów i osobistości świata politycznego i artystycznego. Raz Hofer mu to wypomniał, rzucając: "pan ma elitę, a ja mam ludzi". Prezydent-elekt broni silnej i sfederalizowanej Unii Europejskiej, popiera małżeństwa homoseksualne i generalnie reprezentuje wartości europejskiej intelektualnej lewicy - podsumowuje agencja EFE. Podczas kampanii na jego niekorzyść przemawiał język pełen ironii, pewnej arogancji intelektualnej i mała bezpośredniość, co oddalało go od słabiej wykształconych Austriaków. Konserwatywna Austriacka Partia Ludowa (OeVP) przed wyborami przedstawiała Van der Bellena jako "lewaka przebranego za burżuja", przypominając otwarte stanowisko jego własnej partii, Zielonych, w sprawie przyjmowania uchodźców. Sprawa migrantów była w centrum kampanii.

Przeszłość uchodźcy

Sam Van der Bellen twierdzi zresztą, że ma przeszłość uchodźcy: jego ojciec był rosyjskim arystokratą o holenderskich korzeniach, a matka - Estonką. Oboje przed stalinizmem uciekli najpierw do Niemiec a potem do austriackiego Tyrolu, którego zdjęcia Van der Bellen wykorzystywał w kampanii. W tym regionie przyszły prezydent mieszkał do 33. roku życia, by następnie przeprowadzić się do Wiednia. Wielu analityków postrzega nowego szefa państwa jako kogoś, kto godnie może reprezentować alpejski kraj za granicą, jest uczciwy i będzie w stanie dyskretnie mediować między różnymi siłami politycznymi, głównie rządzącymi w koalicji socjaldemokratami i ludowcami (chadekami).

Ekonomista

Podczas kampanii Van der Bellen nie wykluczał bardziej aktywnej interpretacji niektórych kompetencji szefa państwa. Zapewniał np., że nie podpisałby umowy o wolnym handlu między UE a USA (TTIP) w obecnym kształcie, nawet jeśli zatwierdziłby ją parlament. EFE przypomina, że austriacka konstytucja daje prezydentowi prawo do decydowania, komu powierzy misję sformowania rządu i nie musi być to przywódca partii, która zdobyła najwięcej głosów. Van der Bellen studiował ekonomię na uniwersytecie w Innsbrucku, gdzie w 1970 roku otrzymał doktorat. Był też dziekanem wydziału ekonomii w Wiedniu. Ma opinię osoby nie do końca pasującej do stereotypu klasycznego polityka-ekologa. Jak pisze EFE, nigdy nie widziano go jeżdżącego na rowerze, a w przeszłości deklarował, że pasjonuje go motoryzacja. Jest nałogowym palaczem. Ten ojciec dwóch synów zaledwie kilka miesięcy temu po raz drugi się ożenił.

Autor: mtom / Źródło: PAP