Wielka armia bez broni. Ukraińcy ufają im jak nikomu innemu

Wolontariusze z organizacji Ewakuacja 200 mil.gov.ua

Bez nich utrzymanie pozycji ukraińskich w walce z prorosyjskimi rebeliantami w Donbasie byłoby trudne. To oni zapewniają armii bezpieczne zaplecze. Wolontariusze są bohaterami, którzy nie potrzebują nagród. W sondażach to im Ukraińcy ufają najbardziej.

- Dlaczego nie ubiegam się o status uczestnika walk w Donbasie? To byłoby nieetyczne - mówi w rozmowie z tvn24.pl 30-letni Roman Sinicyn, twórca Narodowego Zaplecza, jednej z największej organizacji na Ukrainie skupiających wolontariuszy.

Sinicyn to nie jest jego prawdziwe nazwisko. Ze względów bezpieczeństwa nasz rozmówca woli pozostać anonimowy.

Pomoc dla żołnierzy 29. punktu kontrolnego w obwodzie ługańskim Facebook/Roman Sinicyn

Narodowe Zaplecze powstało w zeszłym roku, kiedy na wschodzie Ukrainy trwały zacięte walki armii ukraińskiej z prorosyjskimi rebeliantami. - Wtedy bardzo mało spaliśmy. Wysyłaliśmy po trzy-cztery samochody z pomocą, w różnych kierunkach. Dzwonili z okolic Iłowajska: "brakuje medykamentów" - trzeba było szybko załadować leki i wysłać w rejon walk - opowiada tvn24.pl Sinicyn.

W jego organizacji działa 40 aktywistów. Siedziba i magazyny, w których przechowywana jest pomoc humanitarna, znajdują się w Kijowie. Jak pracują wolontariusze Narodowego Zaplecza?

- W biurze są dyżury. Mój przypada raz na trzy dni. Pozostałe spędzam na froncie lub na poligonach. Większość ludzi przychodzi do biura na kilka godzin. Jest dużo takich osób, które pracują na co dzień i jednocześnie działają tutaj, np. remontują samochody lub zajmują się dronami. Dziewczyny przychodzą wieczorami, by skompletować apteczki. Kilka osób w organizacji jest takich jak ja, które zostawiły praktycznie wszystko i oddały się sprawie - mówi Sinicyn.

Na podstawie wniosku SBU

Narodowe Zaplecze współpracuje z wolontariuszami w regionach. Na początku organizacja dostarczała żołnierzom ukraińskim to, czego im brakowało najbardziej: hełmy, kamizelki kuloodporne, odzież, żywność, leki, paliwo. Wolontariusze zbierali też pieniądze i sprowadzali z Zachodu samochody terenowe. Auta przekraczały granicę Ukrainy na podstawie wniosku Służby Bezpieczeństwa, do której zwracali się dowódcy jednostek i oddziałów walczących z rebeliantami w Donbasie. Służba Bezpieczeństwa informowała celników. Ci przepuszczali samochody z wolontariuszami bez konieczności opłaty cła.

Przekazanie opancerzonego pojazdu ewakuacyjnego oddziałowi Gwardii Narodowej
Przekazanie opancerzonego pojazdu ewakuacyjnego oddziałowi Gwardii Narodowej Armia SOS

- Obecnie skoncentrowaliśmy się na czterech kierunkach. Jeden z nich to optyka, np. noktowizory. W tym przypadku państwo ukraińskie nie zrobiło na razie nic. Zaopatrzyło wojskowych w hełmy, kamizelki, mundury, paliwo, pojazdy. Jednak do tej pory nie widziałem ani jednego noktowizora, który żołnierzom kupiłoby państwo. Noktowizory dostarczali Amerykanie, jednak ich pomoc to za mało. Z pewnością mogę powiedzieć, że wszystkie noktowizory na froncie to dar wolontariuszy - opowiada twórca Narodowego Zaplecza.

Pytany o obecne potrzeby armii, odpowiada: - Tygodniowo otrzymujemy 10-15 zamówień na noktowizory. Kupujemy 3-4 sztuki. Problemem jest brak pieniędzy. Poza tym sporo wniosków odrzucamy. Na przykład dzwoni żołnierz i mówi, że jego oddział jest w Granitnym (obwód ługański - red.) i że bardzo potrzebują noktowizora. Sprawdzamy to i okazuje się, że oddział ma już dwa noktowizory, a żołnierz chce mieć swój własny.

Żywność z Kijowa dotarła do żołnierzy, w tym do jednego z oddziałów 81. Brygady Powietrzno-Desantowej Facebook/Roman Sinicyn

Czy wolontariusze Narodowego Zaplecza dostają za swoją działalność pieniądze?

- Ludzie, którzy są z nami od początku naszej działalności, nie otrzymują pieniędzy. Poruszaliśmy sprawę wynagrodzeń. Prowadzimy fundację charytatywną, mogliśmy przeznaczać 10-20 proc. środków na wypłaty minimalnych pensji dla wolontariuszy, ale nie zgodzili się na to - opowiada Roman Sinicyn. Sam jest informatykiem z wykształcenia. Zanim został wolontariuszem, opracowywał strony internetowe.

32 tys. porcji barszczu

Inna Tokariewa z Mikołajowa na południu Ukrainy pomaga żołnierzom w Donbasie, gotując barszcz i inne zupy.

- Przynajmniej w ten sposób możemy pomóc. W porównaniu z zeszłym rokiem sytuacja z prowiantem na wschodzie Ukrainy się poprawiła, jednak mimo wszystko chcemy działać nadal. Naszym celem nie jest nakarmienie żołnierzy. Chcemy im przekazać cząstkę domowego ciepła, okazać troskę. To bardziej wsparcie moralne nie materialne - mówi tvn24.pl Inna Tokariewa.

Opowiada, że najpierw kompletowała apteczki w magazynach organizacji Skrzydła Feniksa. Później, wraz z grupą innych kobiet, stworzyła w Mikołajowie na południu Ukrainy Oddział Kulinarny, który zaczął działać w grudniu zeszłego roku. W tym czasie kobiety wysłały w strefę walk w Donbasie ponad 32 tys. porcji barszczu ukraińskiego i innych zup.

Ten barszcz jest przeznaczony dla ukraińskich żołnierzy Facebook/groups/niksotnya

- Dlaczego postanowiłam pomagać? Tak było po prostu łatwiej. Nie mogłam siedzieć bezczynnie, trzeba było coś robić. Zdawałam sobie sprawę, że nawet mała rzecz może być ważna. Osobiście nigdy nie interesowałam się bronią i innym sprzętem wojskowym. Nie chciałam i nie mogłabym się tym zajmować. Jedzenie to co innego, kojarzy się z domem i pokojem - podkreśla Inna Tokariewa.

„Oddział Kulinarny” odwiedził żołnierzy na poligonie Szeroki Łan w obwodzie mikołajowskim Facebook/Inna Tokariewa

"Wolontariat z poczucia desperacji"

- W lipcu świętowałam rocznicę. Bardzo dobrze pamiętam dzień, kiedy zostałam wolontariuszką. Była niedziela. Poszłam do cerkwi na mszę, później postanowiłam przejść się po Chreszczatyku (głównej ulicy w Kijowie - red.). Weszłam do sklepu, kupiłam kilka kartek. Później usiadłam w kafejce, popijałam kawę i rozmyślałam: "Muszę owocnie spędzić ten dzień, zrobić coś dla żołnierzy, nie mogę siedzieć na miejscu, bezczynność mnie zabija" - opowiada tvn24.pl Anżelika Makogon z ogólnokrajowego Ukraińskiego Centrum Wolontariuszy (People's Projekt.com).

I kontynuuje: - Podpisałam kartki i postanowiłam pojechać do szpitala, by rozdać rannym. Wybrałam szpital dla pograniczników, który nie był zbyt oblegany przez wolontariuszy. Jechałam tam wieczorem i denerwowałam się: "O czym będę z nimi rozmawiać, jak mam się zachowywać?".

Do szpitala nikogo nie wpuszczali. Ktoś zadzwonił, że jest zaminowany. Psy szukały ładunków wybuchowych, ludzie z budynku zostali ewakuowani.

- Bardzo się tym przejęłam. Stałam na przystanku i nagle moją uwagę przykuł kiosk znajdujący się na terenie szpitala. Weszłam tam i powiedziałem sprzedawczyni: "Ma pani zadanie. Jeśli jutro przyjdą tu ranni żołnierze, proszę każdemu dać kartkę" - mówi Anżelika Makogon.

Medykamenty dla pograniczników ukraińskich gotowe do odprawy. Na zdjęciu - Anżelika Makogon Facebook/Anzhelika Makogon

Na odwrocie jednej z kartek Anżelika, na co dzień menedżer ds. sprzedaży w drukarni, napisała numer telefonu w nadziei, że ktoś zadzwoni.

Zadzwonili. Zaprosili w odwiedziny.

- Przyjechałam, poznałam kilku żołnierzy. Zaczęłam ich odwiedzać codziennie. Przynosiłam im jedzenie z McDonalda, grałam z nimi w gry, śpiewałam piosenki przy gitarze. Przychodziłam co wieczór. A później żołnierze zaczęli wracać na front. Bez hełmów i kamizelek kuloodpornych. Postanowiłam zbierać pieniądze, a także zorganizować zbiórkę leków przy aptekach. To jest to samo, co zbierać żywność przy supermarketach. Tak to się zaczęło. Spoglądając wstecz, niczego nie żałuję. Dowiedziałam się, czym naprawdę jest człowieczeństwo. Kiedyś nie byłam pewna, że uda mi się zebrać choćby 10 tys. hrywien (1,7 tys. zł - red.). Nawet teraz płaczę, kiedy udaje mi się zebrać większe pieniądze w krótkim okresie. Nadal nie przestaję się dziwić, że zupełnie obcy mi ludzie z zaufaniem powierzają mi swoje pieniądze - mówi Anżelika Makogon.

Pomoc humanitarna dotarła do żołnierzy w obwodzie ługańskim
Pomoc humanitarna dotarła do żołnierzy w obwodzie ługańskimArmia SOS

Jak twierdzi, została wolontariuszką "z poczucia desperacji". - Poczucia, które bierze się z własnej niemocy. Kiedy siedząc w domu, oglądasz telewizję i oblatuje cię strach - wyjaśnia.

Na mniejszą i większą skalę

Ilu wolontariuszy jest na Ukrainie? Tego nie wiedzą nawet oni sami.

- Nie ma dokładnych danych. Są setki, tysiące ludzi, którzy pomagają swoim bliskim i znajomym w rejonie konfliktu w Donbasie. Jesteśmy po prostu wielką organizacją - mówi tvn24.pl Roman Sinicyn. Anżelika Makogon dodaje. - Nikt nas nie policzył.

Ukraińska Wikipedia w informacji dotyczącej organizacji skupiających wolontariuszy podaje, że kilkadziesiąt z nich połączyło się w Stowarzyszenie Narodowych Wolontariuszy. Rada wolontariuszy działa także przy ukraińskim ministerstwie obrony.

Nie ma dokładnych statystyk dotyczących liczby ludzi dobrej woli, ponieważ nie wszyscy z nich działają w organizacjach. Niektórzy próbują pomagać w niewielkich grupach. Forma pomocy jest bardzo różnorodna: gotowanie żołnierzom barszczu i pierogów, szycie rękawic i kominiarek, robienie na drutach skarpet i swetrów, przygotowywanie siatek maskujących na pojazdy, produkcja piecyków. To na mniejszą skalę. Na większą - zakup pojazdów opancerzonych, dronów, uzbrojenia, a także budowa oddziałów szpitalnych, gdzie trafiają ciężko ranni żołnierze.

Lornetki i lunety obserwacyjne zostały przekazane ukraińskim snajperom Facebook/Roman Sinicyn

Nie wszystkie organizacje jednak przetrwały. Niektóre z nich zakończyły działalność z powodu braku funduszy. Zagrożona była także znana misja humanitarna Ewakuacja 200, której aktywiści wywieźli z Donbasu ciała ponad 600 poległych żołnierzy ukraińskich.

W lipcu Ewakuacja 200 poinformowała o wstrzymaniu działalności. "Powód jest banalny. Brak środków" - pisał na Facebooku jej twórca Jarosław Żiłkin. Relacjonował, że misja "nie może się doczekać finansowego wsparcia na remont ciężarówek, którymi aktywiści wywozili ciała poległych z Donbasu".

Misji zaoferowali pomoc zwykli ludzie oraz inne organizacje społeczne. Ciężarówki zostały naprawione. Ewakuacja 200 nadal poszukuje ciał zabitych żołnierzy.

"Trudno odpowiedzieć na to pytanie"

W sondażach Ukraińcy wolontariuszom ufają najbardziej.

Według badań kijowskiej fundacji Demokratyczne Inicjatywy opublikowanych w sierpniu, 67 proc. Ukraińców odpowiedziało, że największym zaufaniem darzy wolontariuszy.

Tuż za nimi uplasowała się Cerkiew, siły zbrojne oraz bataliony ochotnicze walczące z rebeliantami w Donbasie, którym ufa 62 proc. społeczeństwa ukraińskiego.

Okolice Ługańska. Bazy ze sprzętem wojskowym rebeliantów
Okolice Ługańska. Bazy ze sprzętem wojskowym rebeliantówArmia SOS

Ludzie na Ukrainie zawsze bardziej ufali społeczeństwu obywatelskiemu, a nie państwu. Działalność wolontariuszy można sprawdzić, wiadomo, czym oni się zajmują. Ukraińcy rozumieją, że warto działać, bo jutro rosyjska okupacja może rozprzestrzenić się na resztę kraju. Andrij Pawłyszyn

- Dlaczego ludzie nam ufają? Trudno odpowiedzieć na to pytanie - stwierdza Roman Sinicyn. Anżelika Makogon: - Ukraińcy ufają wolontariuszom, bo są to zwykli ludzie, którzy nie są obojętni na los rodaków. Wolontariusz to taki sam człowiek jak ty. Zwykły menedżer, kierowca, kasjer czy pielęgniarka. Wolontariusze zrezygnowali ze swoich głównych zajęć i zaczęli po prostu działać. Nikt z nich nie jest jakąś super osobowością - podkreśla Anżelika Makogon.

Lwowski publicysta Andrij Pawłyszyn w rozmowie z tvn24.pl podkreśla: - Ludzie na Ukrainie zawsze bardziej ufali społeczeństwu obywatelskiemu niż państwu. Działalność wolontariuszy można sprawdzić, wiadomo, czym oni się zajmują. Ukraińcy rozumieją, że warto działać, bo jutro rosyjska okupacja może rozprzestrzenić się na resztę kraju.

Snajperzy potrzebują nie tylko karabinów, ale również pokrowców i mat strzeleckich Facebook/Roman Sinicyn

Kijowski analityk Ołeksandr Palij tłumaczy: - Ludzie rozumieją, że najlepsza agitacja, najmocniejsze słowa, to własny przykład. Ukraińcy honorowo traktują tych, którzy oddają życie za własnych przyjaciół. Dlatego pomoc żołnierzom jest tak bardzo popularna.

Zaangażowanie Ukraińców

W sondażu Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologii 49 proc. Ukraińców odpowiedziało, że zajmują się działalnością charytatywną i pomagają żołnierzom walczącym w Donbasie.

Gdzie batalion rebeliantów Somali ukrywa czołgi?
Gdzie batalion rebeliantów Somali ukrywa czołgi? Dnipro-1

"Najbardziej rozpowszechnioną formą pomocy armii jest zbiórka pieniędzy na potrzeby wojskowych, a także wysyłanie w rejon konfliktu leków i ciepłych ubrań. Powszechne jest także wsparcie materialne, udzielane rodzinom wojskowych, którzy polegli lub zostali ciężko ranni" - pisał portal opiniotwórczego ukraińskiego tygodnika "Zerkało Tyżnia".

W sondażu Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologii najbardziej aktywnymi wolontariuszami okazali się mieszkańcy zachodniej i środkowej Ukrainy. W obwodzie chersońskim na południu kraju ponad 63 proc. Ukraińców odpowiedziało, że przeznaczali pieniądze dla żołnierzy. Co drugi Ukrainiec krytycznie jednak podchodzi do tej sprawy i uważa, że rozwiązywaniem problemów armii powinno zajmować się państwo.

"Kto nie chce nagród, nie otrzymuje"

Urzędnicy w ukraińskim MSW tłumaczą, że wolontariusze mają takie same prawa do statusu uczestników walk w Donbasie jak walczący z rebeliantami żołnierze. Przyznany status oznacza szereg przywilejów, takich jak bezpłatne leki, niższe opłaty za prąd i gaz czy nieodpłatne przejazdy komunikacją miejską.

Aktywista Ukraińskiego Centrum Wolontariuszy kontroluje, czy wojskowi mają sprzęt i urządzenia, które otrzymali od wolontariuszy i w jaki sposób pomoc jest wykorzystywana People’s projekt.com

- Myślałam o tym. O status jednak mogą się starać tylko zarejestrowani wolontariusze. Nie słyszałam o przypadkach, by ktokolwiek go otrzymał. Nie rejestrowałam się, ponieważ sama jeżdżę na front i dostarczam pomoc tam, gdzie jest potrzebna. Krążyły pogłoski, że zarejestrowani wolontariusze będą musieli przekazywać pomoc sztabom, a tamte miałaby ją dostarczać na front - mówi Anżelika Makogon.

"Niedawno szef ukraińskiego Sztabu Generalnego Wiktor Mużenko uhonorował 15 wolontariuszy. Co pan sądzi o przyjmowaniu nagród z rąk oficjeli?" - zapytał Romana Sinicyna dziennikarz ukraińskiego portalu Gławkom.

Broń do walki z donieckimi rebeliantamiPeople's Projekt.com

"Zapewne nie ma w tym nic złego. Kto nie chce nagród, nie otrzymuje. Znam wiele osób, które odmówiły - odpowiedział twórca Narodowego Zaplecza.

Mówi, że w zeszłym roku dostał order im. Bohdana Chmielnickiego. - Wręczyli i na tym się skończyło. Czy coś się w moim życiu zmieniło po tym wydarzeniu? Nic. Miałem pomysł, by go sprzedać na aukcji. Może kiedyś to zrobię" - zaznacza Sinicyn.

W Donbasie trwa rozejm.

Dowódcy operacji antyterrorystycznej raportują, że rebelianci przestali atakować pozycje żołnierzy ukraińskich.

Rebelianci i armia ukraińska wycofują ciężki sprzęt wojskowy z linii frontu.

Wolontariat na Ukrainie działa jednak nadal. Ludzie dobrej woli ciągle zbierają pieniądze - na leki, nowoczesny sprzęt czy pomoc rodzinom wojskowych.

Instruktorzy z organizacji skupiających wolontariuszy doszkalają żołnierzy służby zasadniczej. Na poligonach organizują kursy snajperskie i medyczne.

Nie wiadomo bowiem, czy porozumienie w sprawie zawieszenia broni okaże się trwałe.

Autor: Tatiana Serwetnyk/gak / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: mil.gov.ua