Rozpętali wojnę cenową, dzięki której miliony ludzi podróżują za przysłowiowe grosze. Odnieśli ogromny sukces, choć ich szef słynie z niewyparzonego języka i swoich klientów nazywa idiotami. Są bezkompromisowi i bezczelni. I właśnie dali temu kolejny dowód, wkurzając ponad 300 tysięcy osób.
"Przemawianie przed tak czcigodnym gronem przypomina mi seks z królową Anglii. Wiesz, że jest to wielki zaszczyt, nie jesteś tylko pewien, ile przyjemności ci to przyniesie" - w taki sposób do brytyjskich parlamentarzystów zwrócił się w 2013 roku w Dublinie Michael O'Leary, szef Ryanaira.
"Idioci i dranie"
Te słowa wywołały wielkie oburzenie, choć O'Leary znany jest z kontrowersyjnych wypowiedzi i wielu gaf. Klientów, którzy zapomnieli wydrukować swoje karty pokładowe, irlandzki biznesmen nazywał swego czasu "idiotami", a pasażerów z nadwagą - "grubymi draniami".
Jaki szef, taka firma - można pomyśleć, przyglądając się historii irlandzkich linii lotniczych, która nie przebierając w środkach zdobyła niebo nad Europą. Dzisiaj Ryanair jest największą linią lotniczą na Starym Kontynencie i królem tanich przewoźników. Oferuje często bilety w cenie obiadu w restauracji, doprowadzając konkurencję do rozpaczy. Bije na głowę takie giganty europejskiego rynku jak Lufthansa, holding Air France-KLM czy grupę IAG, która skupia m.in. British Airways i Iberię.
O wielkości Ryanaira świadczą liczby: 87 baz, 200 kierunków w 33 krajach, 2 tysiące połączeń dziennie, 13 tysięcy pracowników, imponująca flota 400 Boeingów 737, 97 procent obłożenia.
Namieszali z urlopami
W ubiegłym tygodniu Ryanair doprowadził jednak wielu pasażerów do łez, rujnując im wakacje, zmuszając do odwołania służbowych spotkań oraz rodzinnych wizyt. Firma poinformowała, że do końca października będzie odwoływała 40-50 lotów dziennie. Łącznie daje to ponad 2 tys. anulowanych lotów, także w Polsce. Przewoźnik wykasował ponad 100 lotów do i z lotnisk w naszym kraju, co uziemi ponad 19 tys. pasażerów. Przykra niespodzianka spotkała w sumie grubo ponad 300 tys. osób.
Co się stało? Oficjalnie chodzi o poprawę punktualności, który w przypadku Ryanaira spadła w sierpniu z 90 do 80 proc., co - jak podkreślił sam przewoźnik - jest sytuacją "niedopuszczalną" zarówno dla linii, jak i klientów. Irlandczycy dodali, że spadek punktualności spowodowany był wieloma czynnikami, takimi jak strajki we Francji czy złą pogodą. To dość dziwne tłumaczenie, bo w przeszłości linie wielokrotnie radziły sobie z podobnymi problemami.
Wydaje się więc, że najbardziej prawdopodobna przyczyna zaistniałej sytuacji związana jest z urlopami personelu. Zgodnie z wymogiem Irlandzkiego Urzędu Lotnictwa Ryanair przesunął czas przeznaczony na urlopy dla pracowników z okresu od kwietnia do marca na okres od stycznia do grudnia. W związku z tym musiał przesunąć część urlopów na wrzesień i październik, aby rozliczyć wszystkie urlopy do końca roku kalendarzowego.
Linia przyznała się, że błędnie zaplanowała wypoczynek pilotów. - Namieszaliśmy w planowaniu wakacji pilotów i ciężko pracujemy, aby to naprawić - powiedział Kenny Jacobs, dyrektor ds. marketingu.
Problem przybrał naprawdę spore rozmiary, bo jak poinformował Reuters, około 500 z ponad 4 tysięcy pilotów Ryanaira zaplanowało start czterotygodniowych urlopów właśnie na październik. - Przy maksymalnie napiętym letnim rozkładzie lotów i polityce udzielania urlopów tylko od kwietnia do grudnia przewoźnikowi po prostu zabrakło załóg. To jest problem doraźny. Ale na dłuższą metę Ryanair ma problem systemowy - skomentował dla tvn24.pl Dominik Sipiński, główny analityk Pasażer.com.
Ryanairowi brakuje pilotów, bo przewoźnik rozwija się zbyt szybko. Zresztą tak jak cały rynek, na którym obserwujemy prawdziwy rozkwit. Z danych Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ICAO) wynika, że liczba pasażerów przewiezionych w ruchu regularnym w 2016 r. wyniosła 3,7 mld - o 6 proc. niż w roku poprzednim. Pasażerów jest coraz więcej, ale nie ma kto siedzieć za sterami. Boeing wyliczył, że do 2036 r. w Europie będzie będzie potrzebnych ponad 100 tys. pilotów.
Wolą konkurencję?
Eksperci wskazują, że problemy przewoźnika mogą leżeć gdzie indziej. Ich zdaniem Ryanair ma kłopoty z pilotami, bo ci, kuszeni pełnym etatem, stabilną umową i atrakcyjniejszym wynagrodzeniem, odchodzą do konkurencji. Tylko w tym roku Ryanair stracił 140 pilotów na rzecz innej niskokosztowej linii Norwegian. Irlandzki związek pilotów podaje, że w ciągu roku z linii odeszło już 700 pilotów, którzy w Ryanairze pracowali najczęściej w formie samozatrudnienia.
Szef Ryanaira Michel O'Leary zaprzeczył tym doniesieniom. Zapewnił też, że lada moment służbę w firmie rozpocznie 125 nowych pilotów, a kolejnych 500 zacznie pracować wraz z początkiem sezonu letniego. - Brak pilotów to problem, który nie dotyczy tylko Ryanaira. Najzwyczajniej w świecie brakuje pilotów dla najbardziej popularnych maszyn takich jak 737 Boeinga i A320 Airbusa, które głównie są wykorzystywane przez tanich przewoźników - powiedział tvn24.pl Sebastian Gościniarek, ekspert branży lotniczej, partner w firmie BBSG.
Tajemnicą poliszynela jest, że Ryanair cieszy się złą reputacją i ma opinię słabego pracodawcy, co potwierdza fakt ucieczki pilotów do oferującego lepsze warunki Norwegiana. - W branży powstaje rynek pracownika i jeśli Ryanair nie przemyśli polityki oszczędzania także na pracownikach i nie zacznie oferować lepszych kontraktów, może mieć poważne kłopoty, które spowolnią jego wzrost. Zimą nie będzie problemów, bo lata się mniej, ale od kwietnia znów może być napięta sytuacja - ocenia Sipiński.
Grzegorz Brychczyński, ekspert lotniczy, podkreślił w TVN24 BiS, że "w Ryanairze w kokpitach nie latali piloci, latały firmy" - Była zawierana umowa między firmą (pilotem - red.) i Ryanairem. Umowa była obarczona pewnymi warunkami, karami. Ryanaira nie interesowało, czy pilot jest zmęczony, z której bazy dojeżdża, gdzie nocuje. Nagle się okazało, że tych pilotów z Ryanaira podkupiły inne linie lotnicze, które zaproponowały etat, obóz kondycyjny - zaznaczył.
Problem zaczął dostrzegać O'Leary, który w czwartek poinformował, że pilotom związanym z lotniskami w Londynie, Dublinie, Frankfurcie nad Menem oraz Berlinie zaoferowano podniesienie pensji o 10 tysięcy euro rocznie. Ponadto wszyscy piloci, którzy zgodzą się w tym i kolejnym miesiącu na dodatkowe 10 dni pracy otrzymają ekstra 12 tysięcy euro.
Droga do sukcesu
W jaki sposób linie, które oferują najtańsze bilety w branży (średnia cena biletu przewoźnika w zeszłym roku to 41 euro, czyli ok. 160 zł) odniosły taki sukces? I jak na tym zarabiają?
Czynników jest wiele, ale kluczem do sukcesu jest model biznesowy oparty na kulturze niskich kosztów i oszczędzaniu na czym tylko się da, nawet na własnych pracownikach. W 2013 roku "Daily Mail" napisał, że personel pokładowy musi płacić za własne mundury (360 funtów) i obowiązkowe szkolenie (1800 funtów).
Przewoźnik jest w stanie zaoferować bilety w bardzo atrakcyjnych cenach, bo jego samoloty latają zazwyczaj na drugorzędne lotniska, położone z dala od centrów miast. W związku z tym firma płaci mniej portom lotniczym za obsługę pasażerów. Samoloty mają także krótsze postoje.
Firma oszczędza nawet na przestrzeni w samolocie kosztem większej liczby siedzeń.
Innym ważnym elementem strategii jest jednolita flota. Przewoźnik posiada 400 identycznych samolotów Boeing 737, które często kupuje hurtem i w dlatego może liczyć na rabat. W ten sposób oszczędza również na szkoleniu pilotów i serwisie swoich maszyn.
Ponadto Ryanair to linia, która słynie z agresywnych negocjacji i wykorzystuje swoją bardzo mocną pozycję na rynku. - Ryanair na wielu lotniskach regionalnych dominuje lub wręcz jest monopolistą, np. w Modlinie. Przy tak dużej skali i braku alternatyw usługodawcy muszą się ugiąć przed jego żądaniami, bo innego klienta po prostu nie będą mieli - wyjaśnia Sipiński.
Dodaje, że do tego dochodzi oszczędzanie na wynagrodzeniach i surowo egzekwowany zakaz tworzenia związków zawodowych.
Każdy pasażer, który choć raz leciał na pokładzie maszyny Ryanaira wie, że większość dodatkowych usług, takich jak rejestrowany bagaż, priorytetowe wejście na pokład czy lepsze miejsce w samolocie jest płatna. Nie pokładzie nie dostaniemy również darmowego posiłku. Sprzedaż pokładowa to bardzo istotny element (27 proc.) przychodów przewoźnika.
- Przewoźnik oferuje prosty produkt, tzw. no frills, który nie generuje kosztów. Poza tym własna dystrybucja biletów pozwala pozbyć się marży nakładanej przez systemy dystrybucyjne. Ryanair zarabia też na wszelkich opłatach marketingowych, wnoszonych przez lotniska i regiony, w zamian za otwarcie połączeń. Lepsza oferta pozwala na większą sprzedaż i rozwój siatki. Tak się to koło toczy - wyjaśnia Gościniarek.
Limit wzrostu dla stewardess
Ryanair zaczynał drogę na szczyt bardzo skromnie w 1985 roku z kapitałem w wysokości... jednego funta i 25 pracownikami. Pierwszą trasę uruchomili w lipcu tego samego roku z Waterford na południowym-wschodzie Irlandii do Londynu. Stewardessy nie mogły mierzyć wówczas więcej niż 160 centymetrów, bo w przeciwnym razie nie mogłyby swobodnie poruszać się po małej kabinie 15-osobowego samolotu Embraer 110 Bandeirrante.
Rok później przewoźnik rzucił wyzwanie duopolowi British Airways i Aer Lingus na trasie Dublin - Londyn. Pasażerowie musieli zapłacić za bilet 99 funtów, ponad połowę mniej niż u konkurencji. Zarówno British Airways, jak i Aer Lingus obniżyły wówczas swoje ceny w odpowiedzi na ofertę Ryanaira, który tym samym wywołał pierwszą wojnę cenową na kontynencie. Niespełna dziewięć lat później Ryanair wyprzedził obie firmy w liczbie przewiezionych pasażerów na trasie Dublin - Londyn.
Kolejny milowy krok dla firmy to uruchomienie w 1997 roku pierwszych połączeń z Wysp Brytyjskich na kontynentalną Europę - do Sztokholmu, Oslo, Paryża i Brukseli. W maju spółka zadebiutowała na giełdzie, co dodało jej prestiżu i przyniosło dodatkowe pieniądze na rozwój.
Po atakach terrorystycznych z września 2001 r. Ryanair, podobnie jak cała branża, przeżywał trudne chwile. Ceny ropy podskoczyły, a wiele osób zrezygnowało z latania ze względów bezpieczeństwa. Dla wszystkich był to wielki wstrząs, ale Ryanair zdołał to wykorzystać. O'Leary złożył duże zamówienie na nowe samoloty, korzystając z niższych cen oferowanych wówczas przez producentów. Przewidział też, że kryzys na rynku skończy się. I miał rację.
Rok 2002 to gwałtowny wzrost liczby pasażerów. Z usług Ryanaira skorzystało ponad 15,5 miliona osób, czyli o ponad 6 mln więcej niż rok wcześniej. Pod koniec roku przewoźnik został okrzyknięty najbardziej punktualną linią lotniczą w Europie.
W 2015 roku Ryanair po raz pierwszy przekroczył liczbę 100 mln pasażerów.
W Polsce linie obecne są od marca 2005 r. Pierwszy lot odbył się z Wrocławia do Londynu. Dziś przewoźnik ma nad Wisłą ponad 30-procentowy udziału w rynku. W 2016 roku przewiózł ponad 9,3 mln pasażerów do i z naszego kraju.
Nic się nie stało?
Czy obecna sytuacja odbije się negatywnie na przyszłości przewoźnika? - Pamiętajmy, że odwołane loty dotkną mniej niż 2 procent wszystkich rejsów. Przy skali działalności Ryanaira to niewiele, bo linia wozi ponad 120 milionów podróżnych rocznie i wykonuje ponad 2 tysiące lotów dziennie - podkreśla Sipiński.
Dodaje, że także finansowo skutek będzie niewielki. - Ryanair szacuje, że wyda 20 milionów euro na odszkodowania i straci 5 milionów euro w wyniku tego, że pasażerowie nie zdecydują się na rezerwację. To grosze w porównaniu z całymi przychodami Ryanaira (ponad 6,6 miliarda euro w zeszłym roku) i zyskiem netto linii (1,3 miliarda euro w zeszłym roku) - tłumaczy.
Zdaniem Sipińskiego groźniesze jest ryzyko strat wizerunkowych. - Mimo stosunkowo niewielkiej skali, sam fakt odwołań oraz ich nagłośnienie spowodowały kryzys wizerunkowy. Przewoźnik może być zmuszony do "przekupienia" pasażerów promocjami. Jednak nie da się wycenić tych strat w tej chwili - wskazuje ekspert.
Według Gościniarka plamę na wizerunku z czasem da się wymazać. - Ryanair jest mistrzem w zacieraniu złych i eksponowaniu swoich dobrych cech. Nie wydaje mi się jednak, aby spowodowało to odpływ znaczącej liczby klientów, zwłaszcza w średnim okresie. Tu i teraz rzeczywiście część klientów może przerzucić się na innych przewoźników, biorąc pod uwagę ryzyko, że będą odwoływane kolejne loty. Ale w długim okresie pozycji Ryanaira ta sytuacja nie zaszkodzi - dodaje.
Jak przekonuje, największa siatka połączeń i super niskie ceny zawsze będą magnesem dla klientów. - Podobnie będzie z potencjalnymi karami i odszkodowaniami. Będą miały one wpływ na generowane wyniki, ale na pewno nie spowodują znaczących problemów finansowych - wskazuje analityk BBSG.
Według niego większym wyzwaniem dla przewoźnika mogą być relacje z lotniskami, na których uzyskiwał świetne warunki, gwarantując im określone wolumeny przewozów. - Teraz jego siła przetargowa może osłabnąć - podkreśla Gościniarek.