7-letnia Masza miała do dyspozycji tylko długopis i kartkę papieru. Na rozmowy telefoniczne nie było pieniędzy. List z Florydy do Soczi szedł miesiąc. Matka, która na niego czekała, wiedziała, że ta rozłąka to tylko jedno z koniecznych wyrzeczeń, by córka wspięła się na szczyt – z którego teraz właśnie z hukiem spadła.
Są tacy, którym po tej wiadomości szczęki opadły do samej ziemi. Ona, wielka Szarapowa, stosowała niedozwolone wspomaganie! Do tej wielkości prowadziła piękną Marię droga i długa, i wyboista. – Z rodzicami zbudowaliśmy moją karierę z niczego, od podstaw – wyznała Rosjanka.
Szkoda, że sama tak ją zarysowała, a być może nawet zniszczyła.
Jelena i Jurij uciekają na Syberię
Opowieść zaczyna się od tragedii. W kwietniu 1986 r. doszło do eksplozji reaktora w elektrowni jądrowej w Czarnobylu, mieście w obwodzie kijowskim, u ujścia rzek Uż i Prypeć. O katastrofie radzieckie władze poinformowały z opóźnieniem, kiedy radioaktywna chmura płynęła już nad wschodnią częścią ZSRR i północną Europą.
Marii nie było wtedy na świecie. Jej rodzice, Jelena i Jurij, mieszkali w Homlu, niecałe 130 km na północ od Czarnobyla. Ten rejon zaliczono do jednego z najbardziej skażonych.
– Wiele rodzin szybko się stamtąd wyniosło. Wiele niestety nie miało dokąd. Tak się złożyło, że dziadek ze strony mamy pracował na Syberii. To był kierunek ucieczki moich rodziców – wspominała Masza po latach.
Krótko przed narodzinami córeczki dotarli do Niagania, w Chanty-Mansyjskim Okręgu Autonomicznym Jugra na Syberii. W latach 50. drwale założyli w tym surowym miejscu bazę, wcześniej teren był niezamieszkany.
Maria Jurijewna urodziła się tam 19 kwietnia 1987 r. Ważyła 2,4 kg, mierzyła 47 cm.
Wiele rodzin szybko się stamtąd wyniosło. Wiele niestety nie miało dokąd. Tak się złożyło, że dziadek ze strony mamy pracował na Syberii. To był kierunek ucieczki moich rodziców
Maria Szarapowa
Dolary dla Czarnobyla i Biesłanu
W 2010 r. Szarapowa, już wielka, już gwiazda na skalę światową, przyleciała do Homla. Prywatny odrzutowiec "zaparkował" obok samolotu wyglądającego tak, że – jak określił to towarzyszący jej dziennikarz – wejść na jego pokład pewnie i można, ale po kilku wódkach. Masza ubrana była w skromną szarą sukienkę. Odwiedziła rodzinę – wciąż żyją tam bliscy jej ojca. Odwiedziła też szkołę i szpital, który regularnie wspiera finansowo. – Zawsze chciałam tu przyjechać – mówiła. – Żyłam historiami opowiadanymi przez rodziców, wiem, do jakiego dramatu tu doszło. Tym ludziom wciąż trzeba pomagać.
Przekazała 100 tys. dolarów na rozwój terenów, które ucierpiały w katastrofie.
To strona Szarapowej, o której nie jest głośno. A Masza potrafi i lubi dzielić się z tymi, którzy tego potrzebują. Kiedy w sezonie 2004 triumfowała w mistrzostwach WTA, równowartość jednej z nagród – samochodu wartego 56 tys. dolarów przekazała szkole w Biesłanie, w której w tym samym roku doszło do ataku terrorystycznego, a potem szturmu wojska. Zginęły w niej 334 osoby, ponad połowa z ofiar to dzieci.
Miasto Żeni Kafielnikowa
Rodzice nie przepadali za Syberią. Nie ten klimat, za zimo. Na dodatek nie było tam kortów, a pan Jurij szybko wymyślił, że córka zostanie tenisistką. Sam też lubił grać, ale ponieważ nie miał gdzie, to dla podtrzymania formy biegał po okolicznych lasach na nartach.
Kiedy Masza skończyła dwa latka, rodzina przeniosła się do Soczi – ciepło, idealne warunki do uprawiania każdej dyscypliny sportu.
To było miasto Jewgienija Kafielnikowa, pierwszego Rosjanina, który wdarł się na szczyt rankingu ATP. Pan Szarapow zaprzyjaźnił się z jego ojcem Aleksandrem Kafielnikowem. Ten podarował 4-letniej Maszy rakietę. Inna wersja głosi, że pierwszą rakietę dali dziewczynce jej rodzice, którzy jednak oszczędzali każdą kopiejkę, więc po prostu odpiłowali część rączki z tej dla dorosłych.
Dziewczynka zaczęła odbijać piłkę rakietą o ścianę domu. Robiła to codziennie, uwielbiała to. Tata, widząc takie zaangażowanie, zabrał ją na kort do pobliskiego parku. Jurij Szarapow zaczął realizować plan, który miał doprowadzić Marię do sukcesów i bogactwa. Pieniędzy ciągle im brakowało. Wiary w to, że ta praca ma sens, nie zabrakło jednak nigdy.
Jest takie miejsce w Rosji
W Soczi spędziła blisko sześć lat. Wstawała przed świtem, na trening jechała o szóstej, czasami nawet o piątej, by dotrzeć na korty, zanim zjawią się na nich turyści. Kiedy było zimno, grała w futrzanej kurtce.
Wróciła tam w 2014 r. W czasie zimowych igrzysk olimpijskich pracowała dla stacji NBC. Otworzyła odnowione centrum tenisowe, w którym na jednej ze ścian powstał mural na jej cześć.
– Soczi to cudowne wspomnienia – mówiła Masza. – Zawsze opowiadam ludziom w Ameryce, że jest takie miejsce w Rosji, gdzie można pływać w morzu i zjeżdżać z góry na nartach tego samego dnia. Nikt mi w to nie wierzy – dodała.
Jako sześciolatka na pokazowym turnieju w Moskwie została zauważona przez Martinę Navratilovą. To właśnie triumfatorka 18. turniejów wielkoszlemowych powiedziała panu Jurijowi, że najlepszym rozwiązaniem będzie przeprowadzka na Florydę, do Bradenton, gdzie Nick Bollettieri ma akademię tenisową. Szarapow wiedział, że to wielka szansa.
Tylko długopis i kartka papieru
W roku 1994, za pożyczone od dziadków pieniądze, wyruszył z Maszą za Atlantyk. Bez Jeleny, która nie dostała wizy.
Na miejscu dowiedzieli się, że uczniowie są przyjmowani do akademii tylko na zaproszenia. W końcu jeden z trenerów zgodził się rzucić okiem na to, co też ta dziewczynka potrafi. Po kilku wymianach zadzwonił do Bollettieriego. – Mam tu talent czystej wody – wykrzyczał. Maszę przyjęto, choć niektórzy rodzice protestowali – że zbyt młoda, że za mało potrafi.
To tylko brzmi bajkowo. Rzeczywistość bajkowa nie była. Tata musiał znaleźć pracę, oczywiście fizyczną. Bywał kelnerem, przeważnie jednak szorował gary w knajpach. Masza przez dwa lata nie widziała matki – a były to czasy, kiedy nie istniały telefony komórkowe. Nie istniała też, o zgrozo, poczta elektroniczna. Dziewczynka miała do dyspozycji długopis i kartkę papieru. List szedł miesiąc. Ze względu na oszczędności przez telefon rozmawiały tylko raz na pół roku.
Czasami myślę, co by było, gdyby rodzice nie wyjechali z Homla. Kim bym teraz była, gdybym tam się urodziła i tam dorastała. Wiem, że miałam w życiu masę szczęścia
Maria Szarapowa
To Jordan do niej podszedł
Była dzieckiem. Była najmłodsza, znacznie młodsza od innych dziewczyn, które jej dokuczały. Języka dopiero się uczyła. Po latach przyznała, że była to szkoła życia. Wielkie doświadczenie, które jej pomogło, bo zahartowało. Musiała zacisnąć żeby i walczyć o swoje – tak jak potem robiła to na wszystkich kortach świata.
Po roku, robiąc ogromne postępy, trafiła pod skrzydła agencji IMG i dostała stypendium. Wreszcie nie mieli z ojcem pod górkę.
Zawodowcem została w dniu 14. urodzin, 19 kwietnia 2001 r. Od tego czasu wygrała pięć turniejów Wielkiego Szlema, w tym ten pierwszy, najważniejszy – Wimbledon. Miała wówczas 17 lat.
Przez te lata tylko na korcie wzbogaciła się o 36 milionów 766 tysięcy 149 dolarów. Na reklamach zarabiała z kolei blisko 30 mln dolarów rocznie. Jest najlepiej zarabiającą kobietą w świecie sportu, gwiazdą z najwyższej półki, najjaśniejszą. Kiedy spotkała na lotnisku Michaela Jordana, to on podszedł do niej. Była tak zdenerwowana, że plątał się jej język.
Jak żołnierze armii radzieckiej
Wszystko runęło w poniedziałek 7 marca wieczorem. – Dostałam pismo od władz ITF, że w czasie tegorocznego Australian Open nie przeszłam testów antydopingowych – ogłosiła na konferencji prasowej w Los Angeles. Była zdenerwowana, bliska płaczu.
Środek, który u niej wykryto, to meldonium. Jak przyznała, przyjmowała go od 10 lat. Nie wiedziała, że od 1 stycznia znalazł się na zakazanej liście.
Producent poinformował, że lek można stosować tylko przez sześć tygodni. Był podawany żołnierzom armii radzieckiej podczas walk w Afganistanie. Miał zwiększać ich wytrzymałość.
Sponsorzy natychmiast zaczęli zawieszać współpracę z Szarapową. Jako pierwszy zrobił to Nike, z którym Maria podpisała w 2010 r. ośmioletni kontrakt na 70, a według niektórych źródeł, 80 mln dolarów.
Całował się z nieznaną kobietą
Maria, rzecz jasna, nie jest pierwszą zawodniczką tenisa, która została złapana na zażywaniu niedozwolonych substancji. Andre Agassi wpadł na metamfetaminie, Greg Rusedski – na nandrolonie. Martina Hingis i Richard Gasquet pozwolili sobie na kokainę. Gasquet tłumaczył, że niczego nie brał, tylko w nocnym klubie całował się z nieznaną kobietą, która musiała wcześniej brać. Logiczne. Jak inaczej kokaina znalazłaby się w jego organizmie?
Szarapowa do wszystkiego się przyznała z otwartą przyłbicą.
Bardzo się napracowała – ona i je rodzina – by z Niagania dotrzeć tak daleko, w miejsce dostępne dla nielicznych. Czy po tym, co ogłosiła 7 marca w Los Angeles, wróci jeszcze na korty, czy jedna z największych karier w historii sportu zakończy się w tak przykrych okolicznościach?
– Czasami myślę, co by było, gdyby rodzice stąd nie wyjechali – mówiła Masza, kiedy odwiedziła Homel. – Kim bym teraz była, gdybym tu się urodziła i tu dorastała? Wiem, że miałam w życiu masę szczęścia – podkreśliła.