Praca nad bicepsem. Praca nad tricepsem. Nad czworogłowym uda, brzuchatym łydki i piersiowym przednim. To tu, w sejmowej siłowni, wybrańcy narodu mogą poprawić sylwetkę, a co za tym idzie, tak potrzebną prezencję. Właśnie tu formę, mającą go doprowadzić do igrzysk w Rio de Janeiro, szlifuje poseł Szymon Ziółkowski, który w roku 2000 rzucił młotem tak daleko, że został w tej specjalności mistrzem olimpijskim.
Szymon uprzedzał, że siłownia jest mała. Że o luksusie nie ma mowy, że obiekt nie jest olimpijski, a do szału daleko. Łagodny był w tych ocenach. Sejmowa siłownia to klitka bez okien, piętro niżej od sejmowego hotelu, w sąsiedztwie kaplicy. Mdłe światło, mało sprzętu. Klaustrofobicznie, depresyjnie.
Bywał pan Antoni
Przy wejściu stanowisko ma dwóch pracowników. Od dawna tu pracują, od kilku kadencji. Dobrze, dużo muszą wiedzieć, niejedno musieli widzieć. Atakuję od razu, szarżuję pytaniem pierwszym z brzegu – czy siłownia jest przez parlamentarzystów oblegana?
Panowie patrzą na siebie nawzajem, patrzą na mnie. Jakoś dziwnie. – Nie, nie jest. Wręcz przeciwnie.
Pytanie numer dwa. – A prezes Kaczyński kiedyś tu zawitał?
Patrzą jak na wariata.
– Nie. Nigdy.
– Posłanka Pawłowicz?
Wyraźnie przestają mnie traktować z powagą. Odpowiedzi domyślam się po spojrzeniach.
Pytanie numer dwa. – A prezes Kaczyński kiedyś tu zawitał?
Patrzą jak na wariata.
– Nie. Nigdy.
– Posłanka Pawłowicz?
– A inne opcje? Poseł Petru był?
– Nie.
– Kukiz?
– Nie.
– A wcześniej, na przykład Tusk lub Miller?
– Też nie. Ale bywał Antoni Macierewicz.
No proszę, czyli można. Wiedziałem, że pan Antoni lubi sport. Panowie mówią też, że od siłowni nie stroni Eugeniusz Kłopotek. Nawet wygrał kiedyś parlamentarne zawody, krzepę podobno ma całkiem niezłą.
Poseł Ziółkowski (PO) przeważnie pracuje nad siłą sam. Smutne to, ale prawdziwe. Czasami wpadnie tu poseł Adam Korol, ale to mistrz olimpijski w wioślarstwie, ten typ tak ma. Wpadają też posłowie Kuba Rutnicki i Irek Raś. Teraz w siłowni jest pusto. Posła Korola spotkaliśmy kilka minut wcześniej na ulicy, kiedy z posłem Borysem Budką, ubrani w dresy, ruszali na poranną przebieżkę.
Na rękę z Siłowym Potworem
Dosyć gadania, do roboty. Ziółkowski robi półprzysiady na suwnicy, trzymając sztangę z przodu. Ćwiczy hantelkami na biceps. Dobry biceps nie jest zły, są tacy, dla których to podstawa, a nawet cel życiowy. Też próbuję, porywam się na ciężar, na który porwał się Szymon. Błąd. Duży błąd.
Jestem usprawiedliwiony. W przypadku Ziółkowskiego i jego kolegów miotaczy siły nie można rozpatrywać w racjonalnych kategoriach. Szymon wyciskania na klatę – w slangu zwaną szkatułą – ćwiczyć nie musi, młociarzom rozbudowana szkatuła do szczęścia nie jest potrzebna. Robi to czasami dla siebie, dla rozrywki, a i tak podnosi 160 kg. Mówi, że to mało. Rzeczywiście, taki Tomasz Majewski, dwukrotny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą, na ławeczce dźwignął równe 200 kg. Kiedy pochwalił się tym swojemu rywalowi, Amerykaninowi Christianowi Cantwellowi, ten tylko się zaśmiał. On wyciska 285 kg, a ze sztangą ważącą dwie setki robi serie, w jednej ponad 20 powtórzeń. Szaleństwo w czystej postaci. Słusznie mówią na niego Siłowy Potwór.
Dawno temu stoczyliśmy z Cantwellem pojedynek w siłowaniu na rękę. Dlaczego nie? Ja – wtedy twardy, szorstki jak syberyjski drwal skoczek wzwyż, on – mistrz świata. Miły z niego człowiek, pogratulował mi po wszystkim, pochwalił, do dziś nie wiem za co, bo widowisko było żałosne. Power Monster i tyle. Bestia.
Ziółkowski na wyciskanie 160 kg w sejmowej siłowni namówić się nie dał. Nasadziłem się na ten ciężar potem, w innej siłowni. Rozgrzewka, skupienie, wmówienie sobie, że to możliwe. Pikuś. Położyłem się, chwyciłem za gryf, rykiem dodałem mocy. I nic. Odradzam próbowanie.
Wierzy coraz mniej
Posłem Ziółkowski jest od kilku miesięcy. Planów nie zmienił, misja Rio wciąż jest aktualna. Coraz częściej zastanawia się jednak, czy zrobienie minimum będzie możliwe. Warunkiem w jego specjalności jest rzut poza granicę 77 m. Dużo. Teraz dużo, bo kilka lat wcześniej dla Ziółkowskiego była to bułka z masłem.
Posłowanie w treningach nie pomaga, to na pewno. Jest środa. Co Ziółkowski robił we wtorek? Pierwsza komisja o godz. 9.15, druga o 10. Potem szybko do samochodu i wycieczka do Polskiego Związku Lekkiej Atletyki na rozmowę z prezesami. Z powrotem do Sejmu, o 13 komisja do spraw sportu. O 15.45 spotkanie z delegacją Rady Europy, rozmowa o zwalczaniu dopingu w sporcie. Od 18 do 22 głosowania. Powrót do hotelu. Rano, od 9, znowu głosowania. Ciągle w biegu.
Mam przekonanie, że lepiej pobiegać po boisku, poćwiczyć w siłowni czy iść z kijkami na spacer niż po raz 15. zwoływać konferencję prasową i opowiadać na niej o tym samym
Szymon Ziółkowski
Jak i gdzie w tym wszystkim znaleźć miejsce na trening? Jak szlifować formę, by osiągnęła poziom olimpijski? – W takich dniach nie ma miejsca na trening – przyznaje poseł. Jako zawodowiec zasuwał sześć dni w tygodniu. Teraz jest sportowcem amatorem. Z ręką na sercu mówi, że te przygotowania nie są takie, jak być powinny.
Wierzy w to 77 m czy nie wierzy? Odpowiedź jest brutalna. – Coraz mniej. Długo siedziałem w sporcie. Wiem doskonale, że z pustego i Salomon nie naleje – przyznaje.
Po macoszemu
Jest sportowcem absolutnie spełnionym. Po co mu to Rio? Po co mu te treningi, pot i łzy? Nie lepiej obejrzeć igrzyska w telewizji, pokibicować, napić się przy tym piwa? – Na pewno w telewizorze więcej się widzi niż na stadionie. Ale chodzi mi po głowie, żeby tę długą karierę zakończyć w fajny sposób. To by były moje szóste igrzyska, zostałbym ewenementem przyrodniczym – tłumaczy.
Wiadomo, że priorytety się zmieniły, bo rozpoczął nowy etap życia. – Blisko 30 tys. ludzi w Poznaniu i powiecie poznańskim zaufało mi w wyborach. To duży bagaż. Walka o Rio jest teraz tylko dodatkiem do pracy – wyjaśnia.
W Sejmie powstała grupa sportowa, do której należy ponad 20 osób. Ziółkowski, rzecz jasna, też. Dwudziestu kilku posłów na 460. Niewiele. – Dziwi cię to? Przecież sport nadal traktowany jest w społeczeństwie po macoszemu, jako nie do końca potrzebny element. Rodzice cały czas potrafią płacić za korepetycje czy dodatkowy angielski, ale z wyłożeniem kasy na zajęcia ruchowe jest już gorzej – twierdzi Ziółkowski.
W przeszklonej palarni
Siłownia, niekiedy zwana masarnią, rzeźnią, kuźnią lub pakernią to dobre miejsce, by się spocić, wyżyć, wyładować agresję. Wysiłek fizyczny nadaje się do tego idealnie.
Dlaczego nasza klasa polityczna z tego nie korzysta? Dlaczego siłownia jest pusta, a grupa sportowa w parlamencie to garstka zapaleńców? – Jeżeli obrady kończą się późnym wieczorem, a nawet w nocy, to nic złego nie ma w tym, że posłowie umawiają się jeszcze na piłkę. Nie jest to dobrze postrzegane, niestety. A ja mam przekonanie, że lepiej pobiegać po boisku, poćwiczyć w siłowni czy iść z kijkami na spacer niż po raz 15. zwoływać konferencję prasową i opowiadać na niej o tym samym, zaogniając przy okazji sytuację, która jest wystarczająco skomplikowana – mówi Ziółkowski.
Ma rację?
Koniec treningu, koniec wizyty. Na korytarzu, w przeszklonej palarni wypełnionej dymem gnieździ się tłum posłanek i posłów. Gwar, szpilki nie da rady tam wcisnąć.
Co kto lubi. Wolny kraj.