Wielki talent. Repertuarowe dziecko. Od 10 lat w śpiączce. Jej Szymon. Ona, jego nauczycielka, znana na całą Polskę choreograf, właśnie przygotowywała spektakl w warszawskim teatrze. Najpewniej nie będzie jej na premierze. W więzieniu odbywa karę za wielokrotne seksualne wykorzystanie chłopca.
Wielki talent. Repertuarowe dziecko. Od 10 lat w śpiączce. Jej Szymon. Ona, jego nauczycielka, znana na całą Polskę choreograf, właśnie przygotowywała spektakl w warszawskim teatrze. Najpewniej nie będzie jej na premierze. W więzieniu odbywa karę za wielokrotne seksualne wykorzystanie chłopca.
23 czerwca 2015 roku Olga W. usłyszała prawomocny wyrok: 2 lata bezwzględnego więzienia za wielokrotne obcowanie płciowe z 14-latkiem i rozpijanie młodzieży. Będzie odraczać karę. Powód: depresja. Ostatnim razem miała stawić się w więzieniu 22 stycznia. Nie przyjedzie, nie wyśle „zwolnienia”.
Korytarz
- Szymon! Szymon!
Pani profesor leży na podłodze męskiej toalety i płacze. Przez wyrwaną kratkę wentylacyjną drzwi trzyma za rękę 14-latka. Swojego wybranka. Jednego z trzech chłopców, których wytypowała jako rokujących sukces.
Zdjęcia Tomka i Adama z baletu „Romeo i Julia” będą kiedyś wisieć na korytarzu tej szkoły. Chłopcy osiągną szczyt kariery tancerza w Polsce. Ale teraz najlepiej zapowiada się Szymon.
Jest 17 stycznia 2007 roku. Pani profesor nie wyczuwa pulsu. Na ratowanie Szymona jest już za późno.
Co najmniej dwa miesiące za późno.
Gabinet dyrektorki
Dwa miesiące wcześniej dyrektorka Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej w Bytomiu wezwała Olgę W., nauczycielkę tańca klasycznego. Zaleciła ograniczyć kontakty z Szymonem ściśle do zajęć lekcyjnych. Było to na piśmie, z datą 16 listopada 2006 roku. O chłopcu i nauczycielce huczała już wtedy cała szkoła. Nauczycielka nie podpisała zalecenia.
Do szkoły wezwano matkę Szymona.
Dyrektorka w obecności ucznia: - Proponowałabym zmianę nauczyciela.
Matka: - Mam pełne zaufanie do pani Olgi.
Wiedziała tylko - tak zezna - o późnych powrotach syna do internatu z powodu dodatkowych ćwiczeń z Olgą W. No i z akt sprawy wynika, że „pani profesor” ją przekonała.
- To nagonka. Niech pani nie słucha, co o mnie mówią. Oni chcą mi zabrać najzdolniejszych uczniów, których ja wypromowałam. Proszę się nie martwić, dbam o syna. Pilnuję, żeby się uczył, żeby nie palił i żeby mu nie dokuczali z zazdrości - uspokajała matkę.
Omotała.
Krawcowa "baletówki" zezna: - Olga W. powiedziała mi: muszę odsunąć Szymona od rodziny, żeby nie zmarnowali tego talentu.
Osaczanie Szymona przez Olgę W. trwało dalej, a zaczęło się dużo wcześniej.
Samochód
- Ta Olga mnie wykończy. Chyba się zabiję.
Szymon powiedział to Kasi już na początku listopada. Znają się od dziecka, oboje z Koszęcina. Kasia, starsza o trzy lata, pierwsza poszła do „baletówki”.
- Dotyka cię?
- W to, co ona mi robi, nikt nie uwierzy.
- Musisz powiedzieć mamie.
- Mama bardziej ufa jej niż mnie.
Rodzice ledwo go widywali, od 10. roku życia mieszkał w internacie w Bytomiu. A Olga W. wydzwaniała do nich kilka razy w tygodniu. Bywała w ich domu. Zdarzało się, że spała. Miała pisemną zgodę matki na dodatkowe zajęcia z Szymonem. To ona czuwała przy łóżku szpitalnym chłopca, gdy miał kontuzję kręgosłupa. Ona odwoziła go na weekendy do Koszęcina. Coraz krótsze weekendy, bo w soboty też dawała mu indywidualne lekcje.
Czasem po chłopca przyjeżdżał dziadek. Zabierali wtedy też Kasię. W listopadzie dziewczyna opowiedziała dziadkowi: pani profesor zabiera Szymonowi cały czas, odsuwa od kolegów, ciągle przy nim jest.
- Ona się o ciebie troszczy - powiedział wnukowi dziadek. Sam tańczył w koszęcińskim zespole „Śląsk” i wiedział, ile ten zawód wymaga pracy. Pracy, pracy, pracy. Szymon też powinien wiedzieć - dziadek zabierał go na próby. Także matka Szymona chodziła do „baletówki”. W ich domu choreograf to był ktoś.
- Pomęcz się do konkursu w Brnie. Potem ona da ci spokój - przekonywał dziadek.
Notatka w zeszycie raportów wychowawców internatu z 9 listopada 2006 roku: „Szymon jest zrozpaczony ciągłą kontrolą Olgi W. Twierdzi, że skarżył się rodzicom i nauczycielom, ale nikt nie chce mu pomóc. Mówi, że Olga W. go szantażuje, że jeśli zwróci się przeciwko niej, to ona przygotuje do konkursu innych chłopców, a on straci szansę”.
Dyrektorka zezna: - Mogłam zmienić chłopcu nauczycielkę, ale bym go skrzywdziła. Nie pojechałby na konkurs.
"Baletówka"
Tylko szkoła baletowa daje zawód tancerza. W Polsce jest pięć takich szkół. Nauka trwa od czwartej klasy podstawówki po maturę. Od ósmej rano do ósmej wieczorem. Przyjmują dzieci elastyczne, proporcjonalne.
Marek, absolwent "baletówki", dawny przyjaciel Szymona: - Nogi i ręce muszą być długie. Sprawdzają, czy równe, czy nie ma skoliozy i nie wystają łopatki. No i rozciągnięcie, a na koniec słuch.
Z pełnego korytarza rozpromienionych 10-latków robi się jedna klasa, około 30 dzieciaków. Wykruszają się systematycznie. Z rocznika Szymona liceum skończyło dwóch uczniów.
Tomek, absolwent "baletówki", dawny konkurent Szymona: - Każdy rodzic marzy, żeby jego dziecko było repertuarowe. Rodzice bardziej rywalizują niż uczniowie.
Olga W. też prowadziła „repertuary”. Najwybitniejszych uczniów przygotowywała do występów scenicznych i była nagradzana za ich sukcesy.
Znany tancerz i choreograf (akta sprawy Olgi W.): - Jak dostrzegła talent, wyciskała go niemal na siłę. Fachowiec ceniony wysoko w całym kraju.
Sama zrezygnowała ze sceny dla męża, urodziła dziecko. Był 1981 rok, jak przyjechała do Polski z dyplomem z Petersburga i od razu, w wieku 22 lat zaczęła pracować w bytomskiej szkole, przygotowując także choreografie do spektakli teatralnych.
Jej Szymon w czerwcu 2006 roku wygrał ogólnopolski konkurs w Gdańsku. Tomek i Adam zajęli dwa kolejne miejsca. Za kilka lat na takim konkursie dyrektor sceny narodowej wypatrzy Tomka i Adama i zagwarantuje im pracę u siebie.
Ale w październiku 2006 roku to Szymona wystawiła do Brna. To już nie przelewki. Nie dla dzieci. To międzynarodowy konkurs - dziś odbywa się w Pilznie - trudny, prestiżowy.
- Mój Szymon - mówiła. Tylko o nim mówiła.
Kostiumernia
- Szymon! Gdzie jest Szymon? Poszukiwanie chłopca stało się folklorem bytomskiej "baletówki". Olga W. biegała za nim po całej szkole od października 2006 roku. A on się przed nią chował.
- Nie ma tu Szymona? - chłopcy piszczeli, gdy zaglądała do ich przebieralni.
- Nie widziałam - kłamały sprzątaczki, bo zamykały Szymona w klasie na jego prośbę.
- Bo wezwę policję - groziła pani profesor. Wtedy wychodził z kryjówki.
- Mam dość tej starej k***y - mówił sprzątaczkom. Albo: - To krowa. Szmata.
Raz się przed nimi rozpłakał. - Wypuście mnie ze szkoły - błagał. Wybiegł na ulicę bez kurtki, Olga W. za nim.
- Nie wytrzymam z tą starą k***ą - powiedział chłopiec krawcowej. Położyła palec na ustach. Olga W. była obok. Zawsze obok Szymona.
Wyciągała go do kostiumerni z lekcji innych nauczycieli. I te przymiarki strojów trwały godzinami. Przewracał oczami, krzywił się, wzdychał.
Przed konkursem w Brnie poleciła krawcowej: - Szymon ma mieć nagi tors i czarne, przezroczyste spodnie. Ma być pełna perwersja.
Sala nr 1
- Sprawdźcie toaletę, czy nie ma tam Szymona.
17 stycznia w południe, chwilę przed odkryciem tragedii, Olga W. angażuje w poszukiwania Tomka i Adama. Cała trójka ma z nią zajęcia na pierwszym piętrze w upragnionej sali nr 1. Tylko w niej uczeń może się wybić i nie uderzyć ręką w sufit. Dlatego Olga W. musiała nieraz czekać do godz. 20, aż wszyscy pójdą do domu, zwolnią salę i ona będzie mogła ćwiczyć układy konkursowe z Szymonem.
Ale on wyszedł do toalety i od 20 minut nie wraca.
Olga W. rozgląda się po korytarzu. Na schodach spotyka Marka. - Widziałeś Szymona?
Tymczasem Tomek zauważa, że jedna z dwóch kabin w męskiej toalecie jest zamknięta od wewnątrz. Ale przez szybkę w drzwiach nie widać głowy. Dziwne...
Przemywa twarz w umywalce. Jest spocony po zajęciach. "Baletówka" wymaga samodyscypliny. Wytężonej pracy. Poświęceń. Trzeba tylko zaufać nauczycielowi. Nauczyciel jest półbogiem.
- Jakieś pół godziny temu pożyczyłem Szymonowi pasek od spodni. Mówił, że potrzebuje na zajęcia z tańca ludowego - Tomek słyszy z korytarza rozmowę Marka z Olgą W. Coś tu nie gra. Szymon nie ma dzisiaj ludowego.
- Chodźcie tutaj - woła Tomek. Zaglądają jeszcze raz do kabiny przez szybkę w drzwiach. Z bliska, z góry. Na podłodze widać ciemny kształt. Marek szarpie klamkę, wali w drzwi. - Szymon, nie wygłupiaj się, pani profesor tu jest - prosi.
Wyrywa kratkę wentylacyjną. Już poznają - po szarych getrach - że tam jest Szymon.
Marek szturcha go palcem. Mógłby już przestać udawać. Co za koszmarny żart. Szymon robi sobie jaja, nie ma innej opcji. Pół godziny temu śmiał się i skakał, że jak nie będzie miał tego paska, to profesorka mu nie daruje (ta od ludowego to była twarda sztuka). - Uratowałeś mi życie - rzucił na koniec i znikł.
Marek zbiega po śrubokręt na parter, do konserwatora. Nie daje rady otworzyć tym drzwi. Biegnie znowu. - Niech pan da nóż!
Konserwator biegnie za Markiem z łomem. Mijają minuty. Są już nic niewarte.
Pod drążkiem
Uroczy chłopiec. Ładny i wesoły. Gwiazdka internatu. Oczka jak u sarenki. Za te oczy wielkie i czarne dziewczyny ścieliły mu łóżko, odrabiały lekcje.
Markowi i Kubie ledwo sięgał do ramion, ale traktowali go jak równego sobie. Starsi od niego o trzy lata. Sympatie też miał starsze.
- To nie jest chłopak dla ciebie. Zostaw go, jeśli nie chcesz sobie zaszkodzić. Szymon kocha balet - usłyszała od Olgi W. Monika. Absolwentka "baletówki", ostatnia dziewczyna Szymona.
„Ja chcę umrzeć na scenie. Podczas tańca śmierć to dopiero początek” - zanotował Szymon w zeszycie. Ale i oglądał się za dziewczynami. Z Markiem i Kubą nawijali dużo o dziewczynach. - Kartkówka z matmy? Jaka kartkówka! Dam radę.
W roku szkolnym 2006/2007 już nie dawał. Na semestr groziło mu 11 jedynek. Za często nie było go na lekcjach i nie miał żadnych ocen.
Był przemęczony. Padał na łóżko w ubraniu i natychmiast zasypiał. Zdarzało mu się zasnąć w sali baletowej pod drążkiem. Prawie nie jadł. - Papieros to mój jedyny posiłek. Nie potrafię sobie odmówić - tłumaczył nauczycielom.
Przygasł. Już się tak nie uśmiechał. Mówił o śmierci, że jeśli już, to najlepiej się powiesić, bo to pewniejsze niż tabletki. Na lekcji tańca historycznego obwiązał szyję sznurkiem od rolety. Takie wygłupy. Na jego nadgarstkach pojawiły się nacięcia.
Zrobił się butny. Zwłaszcza wobec nauczycielki tańca klasycznego. Potrafił powiedzieć jej „nie”, trzasnąć drzwiami. Nikt sobie na coś takiego nie pozwalał, do żadnego profesora.
- Odczep się. Spadaj - mówił do niej, po imieniu. Rzucał w nią skarpetkami.
A ona się śmiała.
Garderoba
- Wszyscy widzą i nikt nic nie robi - żalił się Szymon Kasi. Ale Markowi i Kubie tylko się chwalił.
- Ja nie wracam do internatu tramwajem. Ja mam podwózkę! Darmową taksówkę!
Chodziło o cinquecento Olgi W.
Gdy zabierała go do McDonalds'a, żartował: - Chłopaki, przyniosę wam po kurczaku.
Kuba w końcu nie wytrzymał. - Ty, a właściwie czemu ona ci to jedzenie kupuje, na herbatki zaprasza, o co tu chodzi?
Siedzieli w trójkę w garderobie zamiast na lekcji.
- Jak zechcę, to będziemy uprawiać seks - odpalił Szymon.
Marek tylko rozchylił oko: - Jedzie mi tu czołg?
To było tak abstrakcyjne, że nawet nie chcieli żartować. Ściema.
A Szymon dalej swoje, że robią to w sali baletowej, w biologicznej, w operze, w internacie, w jej samochodzie…
- Jesteś stuknięty!
- Mogę udowodnić.
- Dobra, siedź tu i nie rób z siebie kretyna.
Ale on napisał esemesa, a kolegom kazał schować się pod prysznicem przy szatni.
- Zbladłem - Marek powtórzy mi, co widział, niemal słowo w słowo, jak w zeznaniach. - Leżeliśmy na podłodze w pozycji komandosa i zarzucaliśmy szpaka przez kratkę wentylacyjną w drzwiach. Nierealne było już to, że ona tam przyszła. Nauczycielka wyrwała się z lekcji na wezwanie ucznia! - opowie.
- Zacząłem się trząść. Patrzę na Kubę: widzisz to?! Zamarliśmy. Pani profesor pochyliła się nad Szymonem, przyciągnęła jego twarz i zaczęli się całować. Nie po przyjacielsku. Całowali się jak kobieta z mężczyzną. Potem coś szeptali i wyszli.
Szymon wrócił sam po 10 minutach z pomarańczą. - Kochaliśmy się w sali biologicznej, Olga rozłożyła na podłodze koc - i opowiedział kolegom, jak było.
- Stary, przecież ona ma pięćdziesiątkę!
Miała 48 lat, ale dla nich, nastolatków, była daleko poza sferą erotycznych fantazji.
- Ona jest starsza od twojej matki!
- Co z tego? Ja tak chcę. Macie ochotę?
I ta pomarańcza. Nie tknęli jej. Ale odtąd wierzyli Szymonowi w każde słowo. - Tylko nie mówcie nikomu, cokolwiek by się nie stało - prosił.
Pokój w internacie
- Ona ma romans z tym chłopcem - sprzątaczkom nie trzeba było nic mówić. Same przecież widziały, z jakim rozdrażnieniem Olga W. szukała Szymona i jak się rozanielała na jego widok. Zakochana.
Złościła je. Nie mogły posprzątać sali, bo siedziała tam z tym Szymonem. Dziesiąta wieczór, kończyły zmianę, a ta siedzi. I nie słyszały stamtąd żadnej muzyki. A po co z nim poszła znowu do biologicznej?
Pukały. Olga W. i Szymon naprzeciw siebie w ławce. - Rozmawiamy - mówiła pani profesor.
- A czemu tu tak czuć papierosami?
- To ja paliłam.
Przecież ona niepaląca.
Czasem zamykała drzwi od środka na klucz, żeby jej nie przeszkadzały w lekcji.
Plotki sprzątaczek o "romansie" dotarły do konserwatora szkoły, tego samego, co 17 stycznia 2007 roku pobiegnie z łomem ratować Szymona. Czy wyżej też?
- Czy ona cię dotyka? - dyrektorka zapytała raz Szymona. - Czy wasza relacja nie wykracza poza normy etyczne? - uściśliła.
Bo "baletówka" to szkoła dotyku. Czasem trzeba ustawić nogę, podnieść, chwytając wysoko za udo.
Zaprzeczył.
- Chłopak Olgi W., chłopak Olgi W. - wołali za nim uczniowie. Drażniło go to. Zaczął się wstydzić tej bliskości z nauczycielką.
Leży na łóżku. W butach, z głową w poduszce. Olga W. siedzi na krześle i patrzy na Szymona. Tak ich zastawali wychowawcy i uczniowie w jego pokoju nocą.
Czasem musieli pukać i czekać pod drzwiami, aż Olga W. przekręci klucz.
Klub Odnova
16 stycznia 2007 roku, wigilia tragedii. Klub Odnova, pięć minut na nogach od "baletówki", na ulicy obok. Spotkali się: Marek, Kuba, Szymon i Olga W.
Nie po raz pierwszy, nie tylko w tym lokalu. - Ty, za młody jesteś - ochroniarz nie chciał raz wpuścić Szymona. - Jestem jego ciocią - powiedziała Olga W.
Marek: - Siedzimy w Złomie, a pani profesor dzwoni do Szymona. „Gdzie jesteś?”. Przyszła, dosiadła się i piła z nami.
Nie tylko w barach. - W hotelu w Brnie postawiła nam szampana - wspomni po latach Monika, która reprezentowała na konkursie swój rocznik: - Szymon nie chciał, ale ona naciskała. „Pij, pij”.
Na wycieczce klasowej do Warszawy dosiadła się do Szymona, na końcu autokaru. Jechała prywatnie, nie jako opiekun uczniów. Chłopcy podawali sobie karton od soku. Wcześniej Szymon przelał do tego kartonu wódkę (kierownik internatu znalazł w jego pokoju pustą butelkę). Piła z nimi.
Tego ostatniego razu, w Odnovie, wypił trzy piwa. Olga W. odwoziła potem jego i Kubę do internatu.
Kuba wysiadł po drodze, bo mu się zrobiło niedobrze, ale dotarł tam przed nimi. I musiał czekać. Nie mógł wejść sam, nie był mieszkańcem internatu. - Zrobiliśmy to w jej aucie - powiedział Szymon Kubie.
Próbowali jeszcze wnieść do internatu piwo, ale kierownik ich przyłapał.
Rano rozmawiał przez telefon z ojcem. - Wróciłem późno, bo miałem zajęcia z panią Olgą - powiedział jak zwykle.
Po tragedii ojciec pojedzie do internatu po rzeczy Szymona. Na bieliźnie, na wewnętrznej stronie spodenek zauważy plamę. Musiały być z ostatniego tygodnia, w każdy poniedziałek matka dawała Szymonowi pięć par majtek. Badania wykażą obecność DNA Olgi W.
„Nie sposób wytłumaczyć tego inaczej - uzna sąd - jak wskutek odbycia stosunku seksualnego”.
Olga W., oskarżona o rozpijanie młodzieży i wielokrotne doprowadzanie Szymona do obcowania płciowego, do końca będzie zaprzeczać tym zarzutom.
Brno
Mogło być tak: Szymon wpadł w samouwielbienie po zwycięskim konkursie w czerwcu 2006 roku w Gdańsku - jak będzie twierdzić adwokat Olgi W. - i stał się trudny. Wagarował, palił, pił, był przedwcześnie rozbudzony seksualnie.
- To było jeszcze dziecko - przypomni sąd. Różnica wieku między „kochankami” - 34 lata - stanie się okolicznością obciążającą.
Na początku dojrzała kobieta mogła imponować chłopcu - przyzna sąd. Ale potem stała się udręką, której on nie potrafił przerwać.
I dalej sąd: Olga W. miała go wychowywać. Zamiast tego jako nauczycielka „wykorzystała podległość chłopca i zaufanie jego rodziców”. Podporządkowała go sobie w przestępczym celu.
Musiała go chronić przed złym wpływem – będzie przekonywać obrońca Olgi W. Będzie tłumaczyć: chodziła do męskiej szatni i barów, żeby go stamtąd przegonić, bo „sukces można osiągnąć jedynie poprzez całkowite zdyscyplinowane oddanie się nauce” ; w internacie uczyła się z nim fizyki; pilnowała go.
I nie upilnowała.
Szymon nie udźwignął sukcesu - skonkluduje Olga W. Nieprzeciętnie uzdolniony tancerz okazał się słaby psychicznie i nieodporny na stres - stwierdzi. A talent? Tak naprawdę, większy miał Tomek.
To dlaczego Tomka nie wystawiła na konkurs w Brnie? - będzie się zastanawiać Monika. - Tego ułożonego, pracowitego chłopca? Szymon nie przywiózł z Brna żadnej nagrody. Odpadł w pierwszym etapie.
Zdaniem nauczycielki zablokował się na scenie, a potem załamał porażką. Nie chciał wyjść z hotelowego pokoju, wracać do Bytomia, zadzwonić do matki. Jego kariera została przekreślona - to według obrony było przyczyną próby samobójczej.
Podłożem problemów 14-latka była głównie relacja z Olgą W. - stwierdzą jednak biegli psychologowie.
Na podstawie zeznań 45 świadków sąd uzna, że to, co było między kobietą a chłopcem, przełamywało bariery relacji nauczyciel - uczeń. To była poufałość, która musiała wynikać z zażyłości intymnej. A eksperyment procesowy w garderobie "baletówki" potwierdzi, że Marek i Kuba mogli widzieć pocałunek.
Ale Olga W. będzie twierdzić, że wszyscy kłamią. Szymon zmyślił seks z panią profesor, żeby zaimponować starszym kolegom. Albo zmyślili oni, bo ich nie wytypowała do repertuarów. Wszyscy się mszczą. Nauczyciele z zazdrości za jej sukcesy. Sprzątaczki za to, że musiały zostawać po godzinach, żeby sprzątać sale. - Dla uczniów byłam wymagająca, dlatego mnie nie lubili - zezna nauczycielka.
A Łukasz?
On nie będzie miał za co odgrywać się na Oldze W. Nie znał jej, nigdy nie był w "baletówce". Uczeń szkoły budowlanej znał za to Szymona, mieszkali w tym samym internacie. Jemu też Szymon opowiadał o „związku” z panią profesor. - To było niewiarygodne. Ale on podawał tyle szczegółów… Trwało od lipca 2006 roku.
- Pani profesor rozebrała się i powiedziała: spełnię każde twoje życzenie - Łukasz powtórzy śledczym to, co opowiedział mu Szymon. - Tak się to miało zacząć. A ja nic nie zrobiłem, żeby to przerwać - doda.
Tylko on w tej sprawie przyzna, że ma poczucie winy.
Kierownik internatu potwierdzi w swoich zeznaniach, że był moment, kiedy Olga W. podczas wakacji, przez dwa tygodnie, mieszkała z Szymonem w jednym pokoju.
Toaleta
Konserwator wyłamuje zamek. Szymon pada na podłogę, Był oparty o drzwi, siedząc. Marek patrzy w otwarte oczy przyjaciela. - Za późno, jest za późno - myśli, zdejmując mu pasek z szyi. Ktoś wzywa karetkę. Olga W. z konserwatorem zaczynają reanimację.
Wraca krążenie. Wróci oddech pod respiratorem. Mruganie powiekami. Nic więcej.
Teatr
Dyrektor "baletówki" zostanie natychmiast zawieszona za rażące naruszenie obowiązków służbowych. Mimo sygnałów od rady rodziców, nauczycieli, uczniów, sprzątaczek - stwierdzą urzędnicy po kontroli w szkole - nie zrobiła nic.
W tym samym roku odejdzie na emeryturę i zostanie dyrektorką wydziału tańca bytomskiej filii PWST w Krakowie, gdzie pracuje do dzisiaj. Zapytam ją o Szymona. Nie będzie chciała rozmawiać. - To już tyle lat minęło, nie ma sensu do tego wracać – powie i odłoży słuchawkę.
Na wydziale, otwartym w 2007 roku, miała też pracować Olga W. Ale dwa dni po próbie samobójczej Szymona trafi do aresztu. Przesiedzi za kratami siedem miesięcy. Powód: obawa matactwa i zagrożenie wysoką karą - 12 lat pozbawienia wolności.
Dostanie 2 lata.
Najpierw w zawieszeniu. 23 czerwca 2015 roku - po apelacji obu stron - zapadnie prawomocny wyrok bezwzględnego więzienia. Sąd Najwyższy oddali wniosek obrony o kasację jako „oczywiście bezzasadny”. Olga W. winna jest obu stawianym jej zarzutom.
Wszystkie sądy odrzucą żądanie zadośćuczynienia i odszkodowania dla Szymona. Nie znajdą dowodu na to, że czyny Olgi W. są przyczyną stanu Szymona.
Tylko Szymon mógłby powiedzieć, dlaczego targnął się na życie. Ale śpiączka powypadkowa będzie wykluczać przesłuchanie.
Milczący, unieruchomiony, nie dostanie ani grosza. Matka chłopca rzuci pracę, poświęci się synowi i będzie zbierać na jego rehabilitację.
„Baletówka” skreśli go z listy uczniów w wieku 18 lat.
Tymczasem w znanym teatrze w Warszawie rozpoczną się próby do spektaklu „Wujaszek Wania”. Premiera w listopadzie 2015 roku. Choreografia: Olga W.
Była nauczycielka tańca klasycznego będzie się realizować zawodowo. W następnym roku przy kolejnym przedstawieniu w tym samym teatrze. Premiera zapowiadana na marzec 2017 roku.
- Dajcie spokój tej biednej kobiecie. Ona ma depresję. To ciężki przypadek. Nigdzie nie pracuje. Rozmowa z nią jest absolutnie wykluczona - powie mi w styczniu 2017 roku adwokat Olgi W.
- Robiła choreografię w teatrze - zdradzi, gdy potem zapytam go o nazwisko Olgi W. na afiszach teatralnych. I zaraz doda: - Ale co to za praca: dwa tygodnie, bez zatrudnienia.
Po każdym wywiadzie środowiskowym kurator sądowy zanotuje: Olga W. nie pracuje, zajmuje się domem.
Już kilkanaście dni po rozprawie apelacyjnej, w lipcu 2015 rozpocznie leczenie psychiatryczne, które będzie powodem odraczania wyroku. Diagnozę jej lekarza potwierdzi biegły psychiatra.
- Opinia biegłych jest dla nas wiążąca. Pytamy ich, czy skazana może odbywać karę w warunkach pozbawienia wolności, a nie, czy ma zwolnienie lekarskie, uniemożliwiające chodzenie i wymagające leżenia – powie mi Monika Krawczyk, prezes Sądu Rejonowego w Bytomiu.
A jednak zacznie podejrzewać. To na podstawie informacji ze strony internetowej miejskiego klubu w Sosnowcu, że skazana od października 2016 roku prowadzi tam zajęcia baletu.
- Ma zajęcia baletu z dziećmi – powie mi w rozmowie telefonicznej dyrektor klubu. Nie wiedział, jak zapewnia, że od połowy 2015 roku Olga W. ma jakiś wyrok i zakaz wykonywania zawodu nauczyciela na 4 lata.
- Jeśli uczy, dopuszcza się przestępstwa, zagrożonego karą do 3 lat więzienia – oznajmi mi Krawczyk.
24 stycznia zawiadomi o tym prokuraturę w Bytomiu, która przekaże sprawę właściwej prokuraturze w Sosnowcu. Miną dwa tygodnie. - Zleciliśmy już sprawdzenie policjantom. I właśnie ściągamy wyrok z Bytomia. Do zawiadomienia nie było dołączone, za co właściwie ta pani została skazana – powie Zbigniew Pawlik, szef Prokuratury Rejonowej Sosnowiec-Północ.
Ostatni termin odroczenia minie jej 22 stycznia 2017. Dzień później, zgodnie z procedurą, sąd wystawi nakaz doprowadzenia. Trzeci z kolei. Po 9 dniach dotrze do policji.
Olga W. nie odbierze ode mnie telefonu, podanego na liście ekspertów ministra kultury (już na niej nie widnieje). Mogła go zmienić, zmieniła adres mailowy. Nie zdążę się z nią spotkać - zajęcia z baletu miała zaplanowane na 3 lutego 2017 roku.
Dyrektor klubu: - Odwołała je.
Tego dnia zostanie przewieziona do zakładu karnego.
Prezes Krawczyk: - Teraz przysługuje jej tylko wniosek o przerwę w wykonywaniu kary.
Reportaż powstał po lekturze akt sprawy przeciwko Oldze W. Część dialogów w tekście odtworzyłam na podstawie zeznań. Rozmawiałam także z adwokatem skazanej, obecną dyrektorką bytomskiej baletówki i byłymi uczniami tej szkoły. Dziękuję za pomoc stowarzyszeniu Liga Kobiet Nieobojętnych, które wspiera rodzinę Szymona i które to, za zgodą matki, udostępniło nam zdjęcia.
Redakcja Iga Piotrowska