Jako nowy minister obrony Antoni Macierewicz stanie przed szeregiem poważnych wyzwań. Część jest nieunikniona, bo to szereg rozpoczętych dużych programów zbrojeniowych, które trapi wiele problemów wymagających rozwiązania. Sam Macierewicz może stworzyć sobie jeszcze kilka innych, bo w przeszłości dał się poznać jako krytyk pewnych rozwiązań przyjętych za czasów rządów PO.
Antoni Macierewicz obejmie stanowisko po Tomaszu Siemoniaku, który zajmował je ponad cztery lata i jest tym samym najdłużej urzędującym ministrem obrony w historii III RP. Za jego kadencji udało się sfinalizować proces profesjonalizacji polskiego wojska, istotnie zmienić jego strukturę dowodzenia i rozpocząć bezprecedensową od lat PRL modernizację uzbrojenia.
Nie oznacza to jednak, że Macierewicz przychodzi na gotowe. Proces modernizacji, owszem, zapoczątkowano, ale większość przetargów ma opóźnienia i pojawiają się problemy z ich finalizacją. Wielu w ogóle nie rozpoczęto, choć analizy i dywagacje trwają od lat. Nowa struktura dowodzenia jest natomiast kontrowersyjna i niektórzy sugerują jej cofnięcie lub modyfikację. Pojawi się też problem tego, jak najlepiej odpowiedzieć na zagrożenie ze wschodu, bo za czasów Siemoniaka nie pojawiła się jasna recepta.
Macierewicz ministrem obrony »
Dyskusyjne zakupy
Najszybciej Macierewicza mogą zająć problemy związane z przetargami na nowe uzbrojenie. Zwłaszcza te, które budziły kontrowersje już za rządów PO – a nowemu ministrowi zdarzało się krytykować decyzje poprzednika. Dotyczy to zwłaszcza przetargu na nowe śmigłowce wielozadaniowe dla polskiego wojska. Jeszcze wiosną wybrano ofertę francuskiego koncernu Airbus Helicopters w postaci EC725 Caracal, ale pomimo zapowiedzi rychłego podpisania kontraktu do dzisiaj go nie ma. Negocjacje z producentem najwyraźniej nie poszły tak łatwo, jak oczekiwał tego MON.
Podpisanie ewentualnego kontraktu i faktyczne rozpoczęcie dostaw śmigłowców znalazło się więc w gestii Macierewicza. Nowy minister obrony dawał jednak wcześniej do zrozumienia, że nie uważa oferty francuskiej za najlepiej odpowiadającą interesom Polski. Podczas kampanii wyborczej sugerował nawet, że może w ogóle dojść do zerwania rozmów z Francuzami w wypadku wygranej PiS. Nowa partia rządząca od początku wyrażała bowiem poparcie dla oferty amerykańskiego koncernu Sikorsky (obecnie już część Lockheed Martin) i jego zakładów w Mielcu.
Objęcie urzędu ministra obrony przez Macierewicza nie musi jednak oznaczać automatycznego wywrócenia do góry nogami całego przetargu na śmigłowce. Najpewniej dalej będą prowadzone zakulisowe negocjacje, które trwają już od wiosny. Nieprzypadkowo na początku tego tygodnia do Polski przyjechał szef Airbus Helicopters na Europę Środkową. Być może przetarg zostanie podzielony i Francuzi dostarczą Polsce swoje duże maszyny na potrzeby sił specjalnych oraz floty, a Sikorsky mniejsze do zadań czysto transportowych.
Czołgowe problemy
Choć przetarg na śmigłowce najpewniej będzie budził największe emocje i będzie najgłośniejszy, to Antoni Macierewicz będzie miał na głowie kilka innych przedsięwzięć o również wielkim znaczeniu dla wojska. Nie ma co się spodziewać przy tym zawirowań w kwestii zakupu rakiet przeciwlotniczych średniego zasięgu Patriot od amerykańskiego Raytheona. Choć z punktu czysto technicznego to kontrowersyjny wybór, to jednak jest on głównie obliczony na wzmacnianie politycznych więzi z USA, czego zwolennikiem jest i PiS, i Macierewicz.
Dużym problemem może być natomiast program modernizacji polskich czołgów Leopard 2. Połowa z nich to maszyny w starej wersji A4, które wymagają unowocześnienia. Program jest wart około miliarda złotych, więc niewiele w porównaniu z choćby zakupem śmigłowców (13 mld), ale modernizacja czołgów ma wielkie znaczenie dla sił lądowych. Co więcej, w cały program silnie zaangażowane są polskie przedsiębiorstwa zbrojeniowe i związki zawodowe.
Pierwotnie zakładano, że Polacy mają wykonać większość prac, ale z czasem okazało się, że MON ma problem z dogadaniem się z polską zbrojeniówką (której ma brakować odpowiednich umiejętności), a ta z niemieckimi partnerami. W efekcie program ma opóźnienie i jest prawdopodobne, że udział w nim polskiego przemysłu będzie znacznie mniejszy niż początkowo deklarowano. Dla Macierewicza, lubiącego podkreślać konieczność jak największej roli polskiej zbrojeniówki w procesie modernizacji wojska, to może być poważne wyzwanie
Flota wymagająca pilnej interwencji
Kolejnym przetargiem, który na pewno będzie wymagał dużo uwagi od nowego ministra obrony, jest ten zakładający zakupienie dla Marynarki Wojennej trzech nowych okrętów podwodnych. Program o nazwie "Orka" ma poważne opóźnienie, głównie z powodu poważnej zmiany oczekiwań polskiego wojska już w jego trakcie. Na początku tego roku zdecydowano, że nowe okręty muszą przenosić rakiet manewrujące dalekiego zasięgu, co wymagało gruntownych zmian w przygotowaniach do przetargu.
Postępowanie przetargowe miało rozpocząć się latem, ale wszystko wskazuje na to, że cały program "Orka" jest w rozsypce. MON zaczęło wysyłać sygnały, z których wynika, że okręty może jednak będą kupowane wspólnie z innymi państwami NATO. Możliwe też, że okręty i rakiety do nich będą nabywane w oddzielnych przetargach. Wszystko to oznacza, że marynarze dostaną swoje jednostki jeszcze później niż pierwotnie zakładano. Kiedyś mówiono o pierwszych dostawach w latach 2016-18, później o po 2019 r., a ostatnio była mowa o latach 2022-23.
Niewiele lepiej jest z programami "Czapla" i "Miecznik", które mają dać marynarce wojennej sześć nowych okrętów nawodnych. Prace nad nim rozpoczęto jeszcze w 2013 r. i zakładano, że jednostki będą wchodzić do służby od 2017 r. Na razie nie rozpisano nawet przetargu, choć wiadomo już, że MON chce, aby okręty budowało polskie konsorcjum stworzone przez Stocznię Marynarki Wojennej i Polską Grupą Zbrojeniową. Wszystko wskazuje na to, że początek dostaw w 2017 r. jest mrzonką.
Opóźnienia programów "Orka", "Czapla" i "Miecznik" będą poważnym problemem dla nowej obsady MON, bo polska marynarka wojenna od lat jest w stanie permanentnego kryzysu i bardzo potrzebuje nowych okrętów.
Jak tym wojskiem dowodzić?
Przetargów na zakup nowego uzbrojenia Macierewicz i jego współpracownicy będą mieli na głowie znacznie więcej niż te wymienione, najbardziej problematyczne. W różnych stadiach są jeszcze procedury zakupu między innymi całej floty dronów – od średnich uderzeniowych po mniejsze zwiadowcze – śmigłowców szturmowych, lekkich czołgów, transporterów opancerzonych, niszczycieli czołgów, artylerii samobieżnej, wyrzutni rakiet dalekiego zasięgu i osobistego uzbrojenia żołnierzy.
Skala programu modernizacji polskiego wojska rozpoczętego za czasów PO jest bezprecedensowa w III RP i to Macierewicz (o ile utrzyma się na stanowisku przez cztery lata) będzie w znacznej mierze odpowiedzialny za doprowadzenie licznych przetargów do finału.
Zakupy uzbrojenia to jednak nie wszystko, czym będzie się zajmował nowy minister obrony. Wiele wskazuje na to, że ocenie zostanie poddana przeprowadzona w ostatnich latach reforma struktur dowodzenia polskim wojskiem. W jej trakcie osłabiono Sztab Generalny, który ma teraz zadania głównie analityczne oraz planistyczne, i utworzono Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych (odpowiedzialne głównie za zarządzanie i szkolenie wojska w czasie pokoju), które uzupełniło już istniejące Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych (kierowanie operacjami bojowymi).
Niedługo po wprowadzeniu reformy PiS, a dokładniej sam Macierewicz, ostro ją krytykował jako wprowadzającą chaos i zamęt oraz niekonstytucyjną. Wiosną 2014 r. Macierewicz wyrażał zdanie, że należy wrócić do starego modelu i znacznie wzmocnić kompetencje Sztabu Generalnego kosztem nowych dowództw. PiS złożyło skargę w sprawie reformy do Trybunału Konstytucyjnego (bo zlikwidowano stanowiska dowódców rodzajów sił zbrojnych, których wyznaczał prezydent), jednak sędziowie ją oddalili.
Nie można wykluczać pomysłów na cofanie reformy, co oznaczałoby ponowny zamęt w strukturze dowodzenia i dodatkowe koszty.
Jak zorganizować obronę?
Pozostanie jeszcze kwestia natury fundamentalnej – jak ogólnie powinna wyglądać obronność Polski. W przeszłości Macierewicz pozytywnie wypowiadał się na temat idei obrony terytorialnej, czyli formowania ochotniczych oddziałów przywiązanych do określonego regionu kraju. Słabiej uzbrojone i wyszkolone niż regularne wojsko, miałyby je wspierać i ewentualnie spowalniać najeźdźcę w walkach o charakterze podjazdowym, korzystając z dobrej znajomości własnego terenu. Mogłyby też przeciwdziałać ewentualnym "zielonym ludzikom", na walkę z którymi szkoda nielicznych i cennych oddziałów zawodowych.
Choć na fali poczucia zagrożenia wywołanego wojną na Ukrainie pomysł obrony terytorialnej zdobył spore poparcie, zwłaszcza po prawej stronie sceny politycznej, to MON dotychczas odnosił się do niego co najmniej chłodno. Nastanie nowych rządów w ministerstwie może tę sytuację zmienić. Zinstytucjonalizowanie idei obrony terytorialnej będzie wymagało jednak wiele pracy, bo na razie są to jedynie oddolnie kreowane pomysły i wizje. W pierwszym roku urzędowania można się więc raczej spodziewać deklaracji niż wymiernych działań.
Podobnie może wyglądać całość działań nowej ekipy w MON. Być może dużo będzie głośnych i kontrowersyjnych deklaracji, podjęte zostaną pewne decyzje personalne i organizacyjne, które stosunkowo łatwo zrealizować. Ogólny kierunek rozwoju i przemian polskiego wojska, które zmierza w kierunku wzorców zachodnich, nie zostanie jednak z pewnością zachwiany. Podobnie jak nie dojdzie do zerwania z polityką zacieśniania współpracy z siłami zbrojnymi USA i staraniami o zwiększenie ich obecności w Polsce. Dążenia w tym kierunku mogą nawet zostać wzmocnione.