W 1999 r. kilkuletni Elian Gonzalez znalazł się samym w centrum międzynarodowego sporu. Batalia o to, czy odnaleziony u wybrzeży Florydy mały Kubańczyk powinien zostać u krewnych w USA, czy wrócić do ojca na wyspę, trwała siedem miesięcy. Fidel Castro wykorzystał sytuację, by jeszcze raz zawalczyć o serca młodych Kubańczyków, których bardziej niż rewolucja interesowały nowości muzyczne z Miami. Dziś opłakuje Fidela i wychwala rewolucję.
W środę dziesiątki tysięcy mieszkańców Kuby żegnały na Placu Rewolucji zmarłego w zeszły piątek Fidela Castro. Był wśród nich 22-letni Elian Gonzalez, jeden z najlepiej rozpoznawalnych Kubańczyków swojego pokolenia. Chłopak nie szczędził ciepłych słów pod adresem byłego przywódcy. Mówił o tym, jak dużo mu zawdzięcza. I zapewniał, że był dla niego jak ojciec.
Kubański rozbitek
Wszystko zaczęło się w pewien listopadowy wieczór 1999 r., kiedy 15 Kubańczyków wyruszyło prowizorycznie skleconą łódką do Yumy – jak mieszkańcy wyspy nazywają Stany Zjednoczone. Była wśród nich Elizabeth Brotons z 5-letnim synkiem Elianem. Do podróży w poszukiwaniu lepszego życia namówił ją chłopak.
Pięć dni później, w Święto Dziękczynienia, Sam Ciancio i Donato Dalrymple wybrali się na ryby w okolice Fort Lauderdale na Florydzie. Zobaczyli coś, co początkowo wzięli za unoszącą się na wodzie zużytą oponę. Wkrótce okazało się jednak, że to przyczepiony do dętki wyczerpany mały chłopiec. Łódka, którą podróżował z mamą i innymi uciekinierami z wyspy, zatonęła. Ciała Elizabeth nigdy nie odnaleziono. Elianowi udało się przeżyć, dryfował przez dwa dni.
Kiedy chłopiec został wypisany ze szpitala, trafił do krewnych ojca w Miami: Lazaro Gonzaleza, jego brata Delfina i córki Mariselysis. Tym samym rozpoczęła się siedmiomiesięczna batalia o to, czy Elian powinien pozostać w Stanach Zjednoczonych, czy wrócić do ojca na Kubę.
Walka z samym diabłem
Potencjał fotogenicznego chłopca bardzo szybko postanowiło wykorzystać środowisko twardogłowych Amerykanów kubańskiego pochodzenia z Miami. Miasto zapełniło się uciekinierami z Kuby po zwycięstwie rewolucji 1959 r. Ci, którzy opuszczali wtedy wyspę, zabierali ze sobą do nowej ojczyzny nienawiść do Fidela Castro. El Comandante stał się ich obsesją, a usunięcie go – jedynym celem i warunkiem, by w ogóle rozmawiać o przyszłości Kuby.
Porewolucyjni uciekinierzy z wyspy zmienili miasto, zwiększając z czasem swoje wpływy i stając się jego elitą. Kolejne pokolenia Amerykanów kubańskiego pochodzenia oraz osoby, które decydowały się na wyjazd z wyspy już w następnych latach, miały inne podejście do stosunków z ojczyzną. Nie były już tak bezkompromisowe i nie chciały całkowicie zrywać więzi z rządzoną przez Castro Kubą. Do takiego Miami trafił Elian. Dla liderów antykomunistycznej społeczności Amerykanów kubańskiego pochodzenia stał się symbolem walki o wolność i szansą na upokorzenie samego diabła – Fidela Castro. Postanowili, że zrobią wszystko, by chłopiec nie wrócił na Kubę.
Dla przywódcy kubańskiej rewolucji sytuacja od początku była korzystna. Po jego stronie było prawo międzynarodowe; za powrotem chłopca na wyspę opowiadała się także administracja Billa Clintona. Castro zawsze wybierał bitwy, które mógł wygrać. Wykorzystał batalię o przyszłość Eliana, by zalać wyspę antyamerykańską propagandą. Jednocześnie przedstawiał środowisko wrogich mu Amerykanów kubańskiego pochodzenia z Miami w negatywnym świetle jako zacietrzewionych fanatyków, którzy igrają z losem dziecka tylko po to, by dopiec znienawidzonemu dyktatorowi. Z zadowoleniem obserwował, jak społeczność staje się coraz bardziej skonfliktowana z Waszyngtonem i coraz mniej zrozumiana przez opinię publiczną w Stanach Zjednoczonych.
Elian okazał się dla Castro darem niebios także z innego powodu. W tamtym czasie zapał rewolucyjny dawno już przygasł. Tysiące Kubańczyków zmęczonych trudnymi warunkami życia i brakiem perspektyw ruszały do Stanów Zjednoczonych. Także młodzież, która została na wyspie, coraz cieplej myślała o nienawidzonym wcześniej wielkim sąsiedzie. Od ideałów rewolucji bardziej zachęcające okazały się nowości muzyczne polecane przez krewnych z Miami czy paczki z ubraniami. Castro jeszcze przed sprawą Eliana wyrażał złość z powodu tej "inwazji kulturalnej", starał się na nowo zdobyć serca i umysły młodych. Walka o powrót chłopca do domu stała się doskonałą okazją, by krytykować amerykańską kulturę i konsumpcjonizm. Na Kubie odbywały się demonstracje, na których domagano się odesłania "Eliancita" do domu i wyrażano obawy o to, że padnie w Stanach Zjednoczonych ofiarą zgniłej imperialistycznej mentalności.
Wielomiesięczna saga
Podczas gdy między Hawaną a Miami toczyły się nieustanne przepychanki, a sprawę chłopca rozpatrywały kolejne sądy, mały Elian stał się bohaterem po obu stronach Cieśniny Florydzkiej. Amerykanie z wypiekami na twarzy śledzili kolejne odcinki sagi. Dziennikarze towarzyszyli chłopcu na każdym kroku i dokumentowali jego wycieczkę do Disney World, pierwsze kroki w szkole czy dzień, w którym dostał szczeniaka.
Jednak szanse na to, by chłopiec mógł pozostać w Miami, malały. Coraz bardziej zdenerwowane środowisko amerykańsko-kubańskich radykałów zaczęło tracić grunt pod nogami. Mimo iż nikt nie negował ich dobrych intencji, opinię publiczną zaczęły powoli zrażać wykorzystywane przez nich środki, np. film, na którym mały Elian duka ewidentnie wyuczone zdania o tym, że nie chce wracać do ojca na Kubę. Krewni z Miami argumentowali, że jeżeli chłopiec wróci na wyspę, przejdzie pranie mózgu i stanie się dla Castro trofeum, które ten będzie dumnie prezentował jako wygraną w swoim długim sporze ze Stanami Zjednoczonymi. Kolejne sondaże wskazywały jednak, że coraz więcej Amerykanów skłaniało się ku temu, by chłopiec wrócił do ojca. Środowisku amerykańsko-kubańskich konserwatystów nie sprzyjała niechęć i buta, z jaką wypowiadali się o rządzie federalnym, który zaczęli postrzegać jako wroga niemal na równi z Fidelem Castro.
Podczas gdy krewni Eliana walczyli w kolejnych sądach o to, by mógł on zostać w USA, władze federalne zdecydowały, że chłopiec musi trafić pod opiekę ojca, który przyjechał tymczasem do Stanów Zjednoczonych, by sprawniej działać na rzecz odzyskania synka. 22 kwietnia do domu Gonzalezów w Małej Hawanie wkroczyli uzbrojeni agenci federalni, którzy mieli zabrać chłopca i przekazać go ojcu. Na miejscu roiło się od przeciwników wydania dziecka i dziennikarzy. Fotograf Associated Press uchwycił na zdjęciu przerażone dziecko w ramionach Donato Dalrymple'a i mierzącego w jego stronę funkcjonariusza. Mimo krytyki, jaką wywołało nadmierne, zdaniem niektórych, użycie siły, w sondażu dla USA Today i CNN 62 proc. respondentów uznało, że krewni Eliana nie oddaliby go w pokojowy sposób.
Elian czekał z ojcem na rozstrzygnięcie ostatnich apelacji krewnych z Miami w Stanach Zjednoczonych. Zamieszkali w Maryland, z dala od rozgłosu i mediów. W czerwcu 2000 r. odlecieli na Kubę, gdzie na ich przywitanie urządzono wielką demonstrację.
Wygrana bitwa, ale nie wojna
Wyjazd chłopca zmienił społeczność amerykańsko-kubańską w Miami. Po początkowym załamaniu jej liderzy zaczęli zastanawiać się nad popełnionymi przez siebie błędami i powoli otwierać się na inne opinie dotyczące tego, jak mogłyby wyglądać relacje z rządzoną przez Castro wyspą. Niektórzy komentatorzy uważają, że dramatyczna walka wyborcza między Alem Gore'em a George'em W. Bushem, jaka rozegrała się na Florydzie kilka miesięcy po powrocie Eliana na wyspę, mogłaby się zakończyć inaczej, gdyby nie sprawa małego kubańskiego rozbitka i rozgoryczenie zwolenników pozostania chłopca w USA działalnością administracji, na której czele stał wtedy demokrata Bill Clinton.
Choć Fidel Castro wygrał bitwę, nie udało mu się wykorzystać sprawy, by przybliżyć zniesienie embarga nałożonego na Kubę przez Stany Zjednoczone. Ówczesny przywódca obwiniał amerykańsko-kubańskie lobby o to, że restrykcje wciąż nie zostały poluzowane. Miał nadzieję, że dzięki sprawie Eliana środowisko zostanie na tyle skompromitowane, by ich postulat o absolutnej porażce, jaką byłoby zniesienie embarga, zaczął być niewiarygodny. Choć tak się nie stało, media po raz pierwszy pochyliły się w takim stopniu nad środowiskiem Amerykanów kubańskiego pochodzenia, a w kraju zaczęły być słyszalne głosy domagające się dyskusji, czy amerykańska polityka wobec Kuby nie wymaga rewizji.
Na Kubie Elian miał prowadzić spokojne życie zwykłego chłopca. Choć władze rzeczywiście przez wiele lat zazdrośnie strzegły jego prywatności, to jednocześnie uczyniły w tym czasie wiele, by wlać w jego serce miłość do rewolucji. Chłopca nie odstępowali na krok ochroniarze, którzy – jak twierdzi w wywiadach – z czasem stali się jego przyjaciółmi. Jego ojciec zamienił pracę kelnera na stanowisko w parlamencie. Na siódmych urodzinach chłopca pojawił się gość specjalny: Fidel Castro. Elian wielokrotnie podkreślał, że przywódca rewolucji jest dla niego jak ojciec. Opowiadał, że przysyła mu książki, które on z kolei czuje się w obowiązku przeczytać. Pojawiał się na uroczystościach państwowych, w wieku 14 lat otrzymał legitymację komunistycznej młodzieżówki. Gdy miał 16 lat – "dokładnie 10 lat po tym, jak stał się marionetką w rękach wrogów rewolucji", jak pisały reżimowe media – wstąpił do szkoły wojskowej.
Życie dla rewolucji
W wywiadzie z 2013 r. Elian powiedział, że nie pamięta wiele z tragicznej podróży do USA ani z pełnych napięcia miesięcy, kiedy mieszkał z krewnymi w Małej Hawanie. Twierdzi natomiast, że jego matka została namówiona do podróży na Florydę przez swojego chłopaka, bo z własnej woli nigdy nie opuściłaby ukochanej wyspy. W rozmowach z mediami przekonuje, że gdyby został w Miami, stałby się pionkiem w rękach imperialistów. – Widziałem potwora od środka – opisywał swój pobyt w Stanach, nawiązując do słów kubańskiego bohatera narodowego i poety Jose Marti.
W 2013 r. Elian wyjechał w swoją pierwszą podroż zagraniczną od czasu opuszczenia Miami. Udał się do Ekwadoru na konferencję młodzieży komunistycznej. W rozmowach z dziennikarzami atakował politykę Stanów Zjednoczonych, która jego zdaniem pcha Kubańczyków takich jak jego matka do podejmowania niebezpiecznych podróży przez morze. – Wielu umarło podobnie jak ona, usiłując dostać się do USA. Ale to wina rządu Stanów Zjednoczonych. Ich niesprawiedliwe embargo powoduje trudną sytuację gospodarczą na Kubie – twierdził.
Elian zaczął się częściej udzielać po odmrożeniu stosunków kubańsko-amerykańskich w grudniu 2014 r.
– Jesteśmy z niego dumni, to najmłodszy z naszych bohaterów – mówił o nim w czasie jednej z państwowych ceremonii Raul Castro, który przejął od brata władzę. Niczym dumny ojciec wymieniał osiągnięcia Eliana w szkole; podkreślał, jakim jest on wspaniałym młodym człowiekiem.
22-letni dziś Elian twierdzi, że ma wobec Kuby dług do spłacenia, dlatego właśnie zamierza służyć ojczyźnie i krzewić ideały rewolucji. Poza tym – jak mówi – jest zwykłym chłopakiem. Ćwiczy karate, lubi pływać i chodzić na plażę.
Gonzalez to najbardziej znany Kubańczyk swojego pokolenia zażarcie popierający rewolucję. Jego rówieśnicy skarżą się na dogorywającą sterowaną odgórnie gospodarkę, brak taniego internetu i ograniczenia nakładane przez rząd na prywatne przedsięwzięcia. Niewielu podziela rewolucyjny zapał Eliana, nie zostali już wychowani w takim duchu lojalności jak ich rodzice.
Sąsiedzi Eliana z jego rodzinnego Cardenas w rozmowie z "New York Timesem" zastanawiali się, czy chłopcu przypadnie jakaś rola w kształtowaniu nowego rozdziału w stosunkach amerykańsko-kubańskich. Choć ostro krytykuje politykę sąsiada, na pytanie, jaki kraj chciałby najbardziej odwiedzić, odpowiada: Stany Zjednoczone.