Jeszcze nim ostatni puczyści złożyli broń, prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan wskazał odpowiedzialnego za nieudaną próbę zamachu stanu. Zwrócił się do "tych w Pensylwanii, którzy dopuścili się zdrady wobec narodu, wobec kraju". Właśnie w tym amerykańskim stanie mieszka jego wróg numer jeden – Fethullah Gulen.
To wpływowy duchowny stojący na czele skupionego wokół niego Ruchu Gulena – ruchu społecznego, który potocznie nazywany jest Hizmet, co oznacza "służba". W mediach tureckich można spotkać się z nazwą Cemaat, czyli Zgromadzenie. Ruch ten ma miliony zarówno zwolenników, jak i przeciwników na całym świecie.
Gulen jest rozpoznawalnym na całym świecie intelektualistą. Prezentował umiarkowaną formę islamu, otwartą na dialog międzyreligijny. Dyskutował na ten temat między innymi z Janem Pawłem II, a także ze środowiskami żydowskimi. W świecie islamu duchowny zainspirował swoimi kazaniami miliony wiernych otwartych na nowoczesny świat.
Jego ruch nie ma formalnej struktury. Gulen skupia swoich zwolenników w zarządzanych przez siebie szkołach, fundacjach i firmach w 180 krajach świata, w tym także w samej Turcji. Erdogan uważa, że Gulen w ten sposób tworzy "struktury równoległe" wobec władz w Ankarze, a ruch Hizmet traktuje jak organizację terrorystyczną.
Wpływowy kaznodzieja
Jednak nie zawsze rządząca Turcją Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) postrzegała Gulena w ten sposób. Urodzony w 1941 r. w Erzurum we wschodniej Turcji muzułmański uczony przez lata był sojusznikiem Erdogana. Sam uważa siebie za działacza na rzecz pokoju. Od dzieciństwa jako bardzo pobożny chłopak kształcił się w kwestiach związanych z islamem, poszedł tym samym w ślady swego ojca Ramiza, który był imamem.
Swoje pierwsze kazanie Gulen wygłosił już w wieku 14 lat, a jako 18-latek otrzymał oficjalnie dyplom kaznodziei i posadę w Izmirze. Wtedy rozpoczął zakrojoną na szeroką skalę działalność religijną. Chciał skłonić muzułmanów do aktywności w kwestiach islamu. Wykładał gdzie się dało – na ulicach, w meczetach, a nawet w kawiarniach i szybko zyskał poparcie wśród młodzieży akademickiej.
Emigracja
Jego aktywność często nie podobała się władzom. Już w latach 70. trafił do więzienia za "podważanie systemu republikańskiego". Zawsze interesował się polityką, otwarcie poparł dwa przewroty wojskowe –w 1980 i 1997 r. W 1999 r. opuścił Turcję, oficjalnie udając się na leczenie do Stanów Zjednoczonych. W tym czasie w telewizji tureckiej pojawiały się materiały, które miały dowodzić, że kreujący się na umiarkowanego muzułmanina duchowny chce tak naprawdę wprowadzić w kraju nowy islamski ład.
– Istniejący system jest wciąż u władzy. Nasi przyjaciele zajmujący stanowiska w legislatywie i administracji powinni poznać jego szczegóły i być czujnymi, aby na czas przekształcić [system – red.] tak, aby był on bardziej owocny dla islamu i ogólnonarodowego odnowienia. Jednak powinniśmy z tym czekać, aż moment będzie właściwszy. Innymi słowy: nie możemy wyjść za wcześnie – słychać było na opublikowanym po jego emigracji nagraniu. Gulen twierdził zza oceanu, że to słowa wyjęte z kontekstu, a jego zwolennicy wątpili w autentyczność taśm. Duchowny został osądzony zaocznie przez panujące władze za podburzanie do zmiany ustroju. Uniewinniono go w 2008 r., kiedy u władzy była już AKP Erdogana.
Obecny prezydent Turcji widział w Gulenie swojego sojusznika. Obaj chcieli przywrócić właściwe miejsce islamu w zlaicyzowanych strukturach państwowych Turcji. W czasie, kiedy Gulen opuścił kraj, Erdogan jako burmistrz Stambułu trafił do więzienia za przemówienie, które miało według ówczesnych władz podżegać do nienawiści na tle religijnym. Latem 2001 r. na mocy amnestii po czterech miesiącach za kratkami Erdogan wyszedł na wolność i założył partię, która niedługo potem przejęła stery władzy w Turcji i od tej pory odpływała stopniowo od zlaicyzowanego wzorca państwowego.
Gulen nie zdecydował się jednak na powrót do kraju. Skupił się na swoim projekcie otwierania umiarkowanych szkół religijnych i działalności charytatywnej. Erdoganowi to nie przeszkadzało, widział w nim swojego potężnego sojusznika. Z czasem napięcia między nimi zaczęły wzrastać. W takich przypadkach zwykle chodzi o władzę – Erdogan widział we wpływowym kaznodziei rywala, który może poskromić jego mocarstwowe aspiracje.
Afera korupcyjna – koniec sojuszu
Relacje między Erdoganem a Gulenem zmieniły się ostatecznie w grudniu 2013 r. Wtedy Turcją wstrząsnęła potężna afera korupcyjna, która doprowadziła do zatrzymania ponad 50 osób. Chodziło o nieprawidłowości w przetargach w budownictwie, a na liście oskarżonych znajdowali się synowie trzech ministrów rządu ówczesnego premiera Erdogana. Zmusiło go to do rekonstrukcji rządu i zmiany 10 ministrów.
Erdogan uznał, że wybuch afery na kilka miesięcy przed wyborami lokalnymi (marzec 2014) i prezydenckimi (sierpień 2014) to jawny atak na jego rządy. Wzburzyło go samo prowadzenie śledztwa w związku z aferą. Przeprowadził w związku z tym poważne czystki w prokuraturze, argumentując je tym, że prowadzi ona działalność motywowaną politycznie, a afera korupcyjna była formą sądowego puczu. Pracę w tym czasie straciło około 500 funkcjonariuszy z Ankary, około 270 funkcjonariuszy z Izmiru i kilku wysokich rangą prokuratorów.
Winny afery był dla Erdogana jeden – mający swoich zwolenników również w prokuraturze i sądownictwie potężny imam zza oceanu. Lider AKP zrozumiał, że popularność Gulena i jego wpływy stanowią dla niego zagrożenie. Wtedy rozpoczęła się ostra retoryka Erdogana wymierzona w "równoległe struktury" państwa tworzone przez Gulena.
Czara goryczy została przelana w lutym 2014 r. Opadły nieco emocje po aferze korupcyjnej, a Partia Sprawiedliwości i Rozwoju szykowała się do rozpoczęcia kampanii przed zaplanowanymi na 30 marca wyborami lokalnymi. Wtedy w internecie pojawiło się nagranie rzekomej rozmowy Erdogana z synem. W pierwszym opublikowanym w internecie nagraniu ówczesny szef rządu miał nakłaniać Bilala Erdogana do wyniesienia z domu 30 mln euro i upłynnienia ich w kilku biznesach. W kolejnych opublikowanych taśmach Erdogan miał przekonywać syna, aby przyjął łapówkę wyższą od oferowanej.
Autentyczności nagrań nie udało się ustalić, jednak ich wypłynięcie w tak napiętym politycznie okresie wskazywały na wyraźną inspirację polityczną. Erdogan widział tylko jednego winnego – Gulena. Rozpoczął się festiwal wzajemnych oskarżeń i krytyki. Ostatnimi akordami poprzedzającymi nieudaną próbę puczu było przejęcie przez tureckie władze kontroli nad agencją prasową Cihan i gazetą "Zaman", które uznawane były za "media Gulena".
Nieudany pucz
Przez lata armię i AKP łączył strategiczny sojusz. Erdogan wybaczył lub osądził tych, którzy próbowali w 1997 r. zablokować nominację prezydencką dla jego współpracownika Abdullaha Gula. Armia miała wolną rękę w sprawie kurdyjskiej na południu kraju.
Jednak w nocy z 15 na 16 lipca wystąpiła przeciwko swemu prezydentowi. Powodem mogą być oczywiście coraz bardziej dyktatorskie zapędy Erdogana, jednak on sam widzi w nim potęgę tajemniczego duchownego z USA. Ten oskarżenia odrzuca i twierdzi, że za próbą zamachu stanu stoi sam Erdogan, chcący w makiaweliczny sposób dokonać czystek w armii. Nie jest to argument bez poparcia, bo wiedząc, jak silne wpływy w armii, sądownictwie i policji ma Gulen ze swoim ruchem, Erdogan mógł chcieć uderzyć w kolejną strefę wpływów imama.
Rozwścieczony po próbie puczu Erdogan domaga się od USA ekstradycji sędziwego kaznodziei. Coraz częściej pojawiają się informacje o możliwości przywrócenia w Turcji kary śmierci dla odpowiedzialnych za pucz. Konflikt między dwoma mężczyznami o władzę i rząd dusz może wpłynąć w wyraźny sposób na politykę międzynarodową i relacje międzypaństwowe.