Wojna była łatwiejsza niż się spodziewano i wojska koalicji pod wodzą USA zmiażdżyły broniących się Irakijczyków. 25 lat temu skończyła się trwająca sto godzin ostateczna faza operacji Pustynna Burza, która dała początek wielu mitom o amerykańskim wojsku. Oto pięć z nich.
Tym, co ukształtowało powszechną opinię na temat wojny w Zatoce, była przede wszystkim telewizja. Po raz pierwszy w historii nadawano relacje na żywo z pola walki, pokazywano w telewizji nagrania z systemów celowniczych samolotów, a wojskowi byli jak nigdy chętni do dzielenia się informacjami przed kamerami.
Odpowiedni klimat do narodzin mitów
Otwartość Pentagonu była możliwa dzięki temu, że działania koalicji pod wodzą USA nie były moralnie dwuznaczne. Amerykanie nie mieli czego się wstydzić i nie musieli ukrywać swoich działań. Za zgodą ONZ wyzwalali mały Kuwejt z łap brutalnego dyktatora Saddama Husajna, który niesprowokowany dopuścił się inwazji. Od czasu wojny koreańskiej w latach 50. nie było bardziej "sprawiedliwej" wojny.
Nie oznacza to jednak, że amerykańskie wojsko działało w pełni transparentnie. Tradycyjna cenzura działała jak zawsze i do mediów trafiało tylko to, co uznano za niegodzące w dobre imię sił zbrojnych. Niewygodne informacje tuszowano. Dotyczyło to głównie strat własnych, wypadków, awarii i incydentów.
Sprawna polityka informacyjna Pentagonu połączona z relacjonowaniem wojny na gorąco, często przez dziennikarzy niemających głębszej wiedzy na temat wojska, doprowadziła do narodzenia się szeregu mitów. Wiele z nich zakorzeniło się w powszechnej świadomości i utrzymuje się do dzisiaj.
25 lat po operacji Pustynna Burza »
Mit precyzyjnych bombardowań
Naloty były najbardziej widowiskowym elementem operacji Pustynna Burza. Dziennikarze zachodni przebywający w Bagdadzie relacjonowali na żywo pierwszą falę nalotów w nocy z 16 na 17 stycznia 1991 r. Dramatyczne zdjęcia eksplozji bomb i zaciekłego ognia z dział przeciwlotniczych wywarły wielkie wrażenie na widzach. Niedługo później wojsko udostępniło nagrania z systemów celowniczych samolotów, pokazując pierwszy raz w historii precyzyjne uderzenia w cel z punktu widzenia bomby.
W ten sposób zrodził się mit mówiący o tym, ze lotnictwo zachodnie, atakując Irak, masowo korzystało z nowoczesnych "inteligentnych" bomb i rakiet. W relacjach z wojny trudno było doszukać się obrazów przedstawiających naloty przy pomocy klasycznej, nienaprowadzanej broni. Mit ten trwa do dzisiaj i ciągle jest utrwalany, bo w różnego rodzaju filmach dokumentalnych wykorzystywane są dostępne w znacznych ilościach nagrania z uderzeń przy pomocy broni precyzyjnej.
Prawda jest natomiast taka, że "inteligentne" bomby i rakiety stanowiły zaledwie 9 proc. ładunków zrzuconych na Irak podczas Pustynnej Burzy, z czego tylko 5 proc. stanowiły bomby naprowadzane laserowo, które najczęściej widać na filmach o wojnie. Masowo korzystano natomiast z tradycyjnych bomb i broni kasetowej. Nowoczesne systemy celownicze samolotów pozwalały je zrzucać z wystarczają precyzją, aby niszczyć kolumny zaopatrzeniowe, duże bazy i wywoływać poważne straty wśród okopanych na pustyni dywizji irackich.
Nie ulega natomiast wątpliwości, że podczas Pustynnej Burzy naprowadzane bomby okazały się wyjątkowo skuteczne. Kiedy już ich używano, to niemal zawsze trafiały w cel. Broń precyzyjna odpowiadała za 75 proc. zniszczeń obiektów uznanych za "kluczowe". Jej skuteczność pozwalała atakować przy pomocy znacznie mniejszej liczby samolotów, redukując ryzyko, szansę strat i koszty. W kolejnych konfliktach Amerykanie korzystali z broni precyzyjnej w coraz większym stopniu, a dzisiaj niemal wyłącznie z niej.
Mit o dominacji zachodniej technologii nad radziecką
Wojna z Irakiem była też okazją do podbudowania ego obywateli państw zachodnich poprzez przekonanie, że uzbrojenie ich wojsk jest niezwykle nowoczesne. Tego rodzaju narracja trafiała na podatny grunt, bowiem przez całą zimną wojnę na Zachodzie starano się przekonywać, iż Układ Warszawski dysponuje zacofanym technologicznie sprzętem i braki nadrabia jego masową produkcją. W rzeczywistości radzieckie uzbrojenie w wielu kategoriach miało porównywalne lub lepsze parametry.
Operacja Pustynna Burza dała jednak świetną okazję do zdruzgotania jego renomy, bo irackie wojsko było w przeważającej części wyposażone w sprzęt właśnie o radzieckim rodowodzie. Gdy 24 lutego, po ponad miesiącu bombardowań, do akcji ruszyły wojska lądowe, nadszedł moment próby w boju uzbrojenia Zachodu i Wschodu. Rezultaty pozornie były druzgocące dla tego drugiego. Wojska koalicji przy znikomych stratach gromiły wroga. W zachodnich mediach zaroiło się od zdjęć wraków radzieckich czołgów, obok których przemykały "niezwyciężone" amerykańskie abramsy.
Prawda jest jednak taka, że w bezpośrednim starciu Irakijczycy od początku nie mieli szans. Ich uzbrojenie było starsze o jedną lub dwie generacje. Amerykańskie czołgi M1 Abrams czy brytyjskie Challenger 1 specjalnie projektowano w latach 70. jako odpowiedź na radzieckie T-72 (oraz T-64, ale tych ZSRR nigdy nie eksportował), które były najlepszym sprzętem, jaki dysponował Irak. Na dodatek irackie wojsko dysponowało uproszczonymi wersjami radzieckiego sprzętu, bowiem żadne mocarstwo nie wysyła najnowocześniejszych technologii do niepewnych sojuszników. Natomiast rzucanie do walki z najnowszym sprzętem zachodnim jeszcze starszych czołgów, takich jak wywodzące się z lat 50. T-62 i T-55, było samobójstwem.
Nie ma przy tym wątpliwości, że nawet gdyby Irakijczycy dysponowali takim samym sprzętem jak doborowe dywizje Armii Radzieckiej, to i tak by przegrali, choć zapewne zadaliby znacznie większe straty koalicji. Zachodnie wojska dysponowały bowiem przytłaczającą przewagą wynikającą ze sprawnego dowodzenia, rozpoznania i znacznie lepszego wyszkolenia (naprzeciw siebie stanęli zawodowi zachodni żołnierze i w większości iraccy poborowi).
Mit o latającym rozpruwaczu czołgów
Podobnie jak zrodziła mit wyjątkowości zachodnich czołgów, wojna z Irakiem zapoczątkowała również mit o nadzwyczajnej skuteczności samolotu szturmowego A-10. Maszyna stała się niemal legendą i jest nią do dzisiaj, mając liczne grono zwolenników. Powstanie mitu A-10 ułatwiło to, że Thunderbolt II, nazywany też potocznie "Warthog", jest samolotem unikalnym w zachodnim lotnictwie. Silnie opancerzony i uzbrojony w potężne działko obrotowe kalibru 30 mm (ze względu na jego rozmiary i siłę odrzutu samolot jest właściwie zbudowany wokół niego) wydające charakterystyczny dźwięk podczas strzelania, może robić wrażenie.
Po Pustynnej Burzy powstało przekonanie, że A-10 urządziły wyjątkową rzeź irackich czołgów, szatkując je pociskami kalibru 30 mm. Prawda była natomiast taka, że główną bronią pilotów Warthogów były rakiety naprowadzane Maverick. Działko jeszcze w latach 80. uznano za mało efektywne przeciw czołgom, bo nie było w stanie przebić ich pancerza, chyba że podczas ataku od tyłu. Jego głównym zastosowaniem jest niszczenie celów lekko opancerzonych lub w ogóle nieopancerzonych.
Nie jest też prawdą, że A-10 były najskuteczniejszym pogromcą irackich wozów opancerzonych. Ten tytuł należy się praktycznie nieznanym i zapomnianym bombowcom F-111, które okazały się cichymi końmi roboczymi wojny w Zatoce. Wykonały o połowę mniej misji niż A-10 (4 tys. wobec 8 tys.), ale zaliczono im zniszczenie 1,5 tys. pojazdów opancerzonych (czołgi i transportery piechoty). Każdej nocy kampanii nalotów niszczyły po kilkadziesiąt wozów przy pomocy bomb naprowadzanych laserowo. Dla porównania A-10 zaliczono 900 czołgów oraz 2 tys. "innych pojazdów", głównie ciężarówek i transporterów.
Mit o masach irackiego wojska
Jeszcze przed rozpoczęciem ofensywy lądowej amerykańscy generałowie, politycy i media podkreślali ryzyko związane z uderzeniem na irackie wojsko, które miało skupić w Kuwejcie i południowym Iraku znacznie siły. Swoje dokładał Husajn, który przechwalał się, jak to potężne są jego wojska czekające na siły koalicji i jaką krwawą łaźnie im sprawią. W efekcie zrodził się mit o tym, że Irakijczycy posiadali wyraźną przewagę liczebną, która została zrównoważona przewagą technologiczną. Tymczasem nie była to prawda.
Nie istnieją w pełni wiarygodne wyliczenia co do liczebności irackich sił, ale według oficjalnych informacji podawanych w 1991 r. przez Pentagon szacowano je na około 650 tys. Uznaje się jednak, że była to liczba zawyżona o co najmniej 100 tys. Co ważniejsze, tylko cztery dywizje Gwardii Republikańskiej (około 60 tys. ludzi), spośród wszystkich 42 irackich dywizji w regionie, stanowiły poważną siłę bojową. Reszta składała się ze słabo wyszkolonych poborowych o niskim morale.
Naprzeciw nim stanęły doborowe zachodnie wojska złożone z dobrze wyszkolonych i zmotywowanych zawodowców, na dodatek o podobnej liczebności. Sami Amerykanie w operację Pustynna Burza zaangażowali 700 tys. ludzi, a sojusznicy kolejne 200 tys. Z tych niemal milionowych sił do ataku na Irakijczyków ruszyło 12 dywizji zachodnich i równowartość około 6 arabskich dywizji (mniejsze państwa często operowały brygadami, czyli mniej więcej 1/3 dywizji). Łącznie było to około 300 tys. ludzi.
Co jeszcze ważniejsze, siły koalicji prowadziły błyskawiczną wojnę manewrową, były dobrze dowodzone i prawie zawsze wiedziały, gdzie znajduje się wróg. Praktycznie cały czas zachodni żołnierze uderzali skoncentrowanymi, przeważającymi siłami na wybrane i słabsze siły irackie. Irakijczycy po miesiącu bombardowań mieli poważne problemy z łącznością, dowodzeniem i nie byli w stanie reagować na ofensywę koalicji. Większość ich sił, ominiętych przez nacierających koalicjantów, po prostu rzuciła się do bezładnego odwrotu, nie biorąc udziału w walkach.
Mit o rzezi na "autostradzie śmierci"
Jednym z ikonicznych obrazów wojny w Zatoce są ciągnące się po horyzont wypalone wraki samochodów, autobusów i pojazdów wojskowych zaścielających autostradę biegnącą przez pustynię. Widok jest apokaliptyczny. To zdjęcia z autostrady 80 biegnącej z Kuwejtu ku irackiemu miastu Basra. Właśnie nią uciekały dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy irackich żołnierzy po utracie resztki woli walki wobec błyskawicznie postępującej ofensywy koalicji.
Na bezładnie wycofujących się Irakijczyków, przemieszczających się w większości skradzionymi cywilnymi pojazdami, spadło uderzenie zachodniego lotnictwa. Zatłoczona droga była najłatwiejszym celem, jaki mogli sobie wyobrazić piloci. Płonące po pierwszych nalotach pojazdy zatarasowały przejazd, wobec czego autostrada stała się pułapką, a kolejne ataki przerodziły się w rzeź. Dzieło śmierci i zniszczenia dokonało się głównie jednej nocy, z 26 na 27 lutego.
Na miejsce szybko dotarli zachodni korespondenci, posuwający się tuż za czołówkami nacierających wojsk. Widok autostrady zasłanej wypalonymi wrakami, ciałami i setkami porzuconych pojazdów zrobił na większości z nich wstrząsające wrażenie. Droga szybko zyskała przydomek "autostrady śmierci" i zaczęły się spekulacje co do liczby ofiar. Pozornie wydawało się, że muszą być ich tysiące. Niektóre szacunki mówiły nawet o kilkunastu tysiącach, a Amerykanie zaczęli być oskarżani o zbrodnię wojenną.
Wizja strasznej rzezi dokonanej z powietrza pozostała w powszechnej świadomości utrzymuje się do dzisiaj. W rzeczywistości, według przeprowadzonych już po wojnie wyliczeń, ofiar mogło być około tysiąca. Większość Irakijczyków po pierwszych nalotach zbiegła na pustynię i kontynuowała ucieczkę pieszo.
Prawda podstawowa: to była rewolucja
Pomimo obrośnięcia operacji Pustynna Burza wieloma mitami i przekłamaniami nie ulega wątpliwości, że była to wyjątkowa wojna, jednak nie z powodu błyskawicznego i druzgocącego zwycięstwa koalicji, bo trudno było o inny wynik wobec dysproporcji sił.
Rewolucją był sam sposób prowadzenia wojny przez zachodnie wojska. Pustynna Burza była praktyczną prezentacją efektów gwałtownego rozwoju wojskowej technologii, zwłaszcza elektroniki, w latach 80. Swoją wartość udowodniły między innymi: GPS, broń precyzyjna, technologia stealth, rakiety manewrujące dalekiego zasięgu, zaawansowane kamery termo- i noktowizyjne oraz ulepszona łączność. Koalicjanci mieli jasny obraz tego, gdzie jest wróg, i mogli go atakować precyzyjnie z dużej odległości, natomiast Irakijczycy błądzili niczym we mgle.
Były też pomyłki, przypadki wzajemnego ostrzelania się własnych wojsk (35 z 142 zabitych Amerykanów zginęło z rąk towarzyszy broni), chaos i przypadki zgubienia się oddziałów pędzących naprzód przez pustynię. W ostatecznym rozrachunku eksperci ogłosili jednak "rewolucję" w wojskowości.