Anglicy często mawiają, że coś jest "wygodne jak stare buty". Słowa te do serca wzięli sobie Polacy – i to dosłownie. Firmy, które w znoszone obuwie potrafią tchnąć nowe życie, pojawiają się jak grzyby po deszczu. I redefiniują przymierający ostatnio zawód szewca.
Ktoś mógłby powiedzieć, że to nic nowego i że to nie zawód dla kobiety. Bo przecież szewc klnie jak szewc, pije jak szewc. Ale Martyna się nie zraża. Młoda, drobna, ambitna. Zrezygnowała z dobrze płatnej pracy w korporacji i postawiła – można by powiedzieć – wszystko na jedną parę butów.
Na warszawskim Powiślu, tuż pod Mostem Poniatowskiego, pomiędzy kebabem a apteką otworzyła mały punkt. Tu Martyna Zastawna realizuje swoje marzenia o własnym biznesie i miłość do butów. Biznes prowadzi razem z siostrą Gosią.
– To dość radykalna zmiana, ale ten pomysł wydał mi się tak ciekawy, że postawiłam wszystko na jedną kartę. Porzuciłam stanowisko menedżera w agencji reklamowej, namówiłam siostrę do pomocy i tak powstała firma – opowiada z wiarą głosie 24-letnia drobna blondynka.
Czym się zajmują? Naprawiają buty, a do tego czyszczą, konserwują, renowują. Ktoś mógłby powiedzieć: nic nowego, zwykła robota szewca. Jednak wystarczy spojrzeć na efekty ich prac – na to, jak te buty wyglądały, zanim do nich trafiły, i później.
Jak nauczyła się "leczyć" buty? Martyna, jak większość rówieśników, wiedzy szukała w internecie. – Później podpytywałam szewców i projektantów obuwia. Pisałam też do firm, które produkują środki czyszczące oraz farby do butów. I korzystając z tej wiedzy, zaczęłam "reanimować" pierwsze pary butów, które należały do mnie. Później były to buty mojego chłopaka, rodziny, aż w końcu swoje buty do renowacji zaczęli przynosić mi znajomi – mówi.
Jak się ratuje buty?
Proces "reanimacji" składa się z kilku etapów. Najpierw dokładnie usuwany jest kurz i piasek. Później do akcji wkracza specjalny szampon, który usuwa wszelkie zabrudzenia. Po jego wyschnięciu na buty nakładana jest pasta służąca do przywracania oryginalnego koloru. Kolejnym krokiem jest likwidacja żółci na podeszwach, założenie nowych sznurówek oraz impregnatu.
Ale firma działa nie tylko jak "szpital". W swojej ofercie ma również usługi "kosmetyczne". Dziewczyny dokładnie czyszczą buty, odtłuszczają skórę i usuwają pozostałą warstwę farby. Następnie nakładają nową farbę. I tak czerwone adidasy stają się zielone.
Trudno uwierzyć, że delikatne ręce są zdolne do takich czarów. Wielu pyta: jak to robicie? Ale Martyna nie chce zdradzić, w czym tkwi tajemnica. Jak każdy "mistrz" ma swoje sposoby.
Jednak, jak w każdym szpitalu, i tu zdarzają się przypadki beznadziejne. – Czasami trafiają się przypadki, gdy nie jesteśmy w stanie butów nadających się do wyrzucenia zamienić w nowe. Zawsze staramy się jednak, aby buty, które do nas trafiają, wyglądały jak najlepiej – przyznaje.
Kapcie dla taty
Zakład Martyny nie dzieli "pacjentów", przyjmowane są wszystkie pary butów: od ukochanych trampek z liceum przez szpilki z pierwszej randki po pierwsze kalosze, które dziś chcielibyśmy założyć naszej córce.
Najbardziej zaskakujące zamówienie? To były podziurawione, podarte i nie nadające się do użytku kapcie. – Na początku myślałam, że to żart. Jednak po rozmowie z klientką okazało się, że to ukochane kapcie jej taty, które kupił 40 lat temu. Córka chciała mu zrobić niespodziankę i odnowić je z naszą pomocą na Święta Bożego Narodzenia – przypomina sobie Martyna.
Właścicielka WoshWosh mówi, że w chwili, gdy zakładała firmę, na rynku nie było zbyt wielu podobnych zakładów. Ale teraz w samej Warszawie jest już kilka niemal identycznych punktów.
Patryk i Przemek wpadli na genialny pomysł, z ciekawością przyglądając się amerykańskiej kulturze. Stąd też wiara w główną zasadę tamtejszej gospodarki: od pucybuta do milionera. – Mam pokaźną kolekcję butów i lubię o nie dbać. Pomyślałem więc, że warto otworzyć taki punkt. W Stanach Zjednoczonych jest sporo takich miejsc, więc trzeba kuć żelazo, póki gorące. W marcu zarejestrowaliśmy firmę, a już w maju otworzyliśmy pierwszy punkt – tak Patryk Puczyłowski wspomina początki SneakersWash, na co przytakuje mu w znaczący sposób Przemek Kowalski.
Szybko okazało się, że niestety droga do milionów nie jest prosta, ale żmudna i długa.
Przywrócenie blasku niektórym parom butów wymaga czasu i dokładności. – Oczywiście mamy kilka patentów, których nie zdradzamy. Podstawą dobrego czyszczenia butów są kosmetyki i dokładność. Używamy sprawdzonych kosmetyków z USA, a z dokładnością nie ma żadnych problemów, bo jestem bardzo pedantyczny – przyznaje Patryk.
Rewitalizacja sneakersów to minimum trzydniowy proces. Buty czyszczone są najpierw na sucho, następnie zaś na mokro. Po wysuszeniu zabezpieczane są różnego rodzaju środkami higienicznymi, a po odnowieniu zewnętrznej warstwy pokrywa się je nanoprotektorem lub specjalnym środkiem, który powoduje, że obuwie stają się odporniejsze na zabrudzenia.
Za renowację trzeba zapłacić od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu złotych – w zależności od jej stopnia.
Adidasy zmienią w sandały?
Patryk podkreśla jednak, że nie wszystkie buty nadają się do odnowienia. – Przed przyjęciem butów zawsze musimy je zobaczyć i ocenić, czy podołamy wyzwaniu. Przy wysyłce najpierw prosimy o zdjęcia. Zdarzają się buty całkowicie zniszczone i wtedy odmawiamy przyjęcia zamówienia już na początkowym etapie – zaznacza.
– Kiedyś zadzwoniła do nas jedna pani, która chciała przerobić adidasy na sandały. Ale szybko się okazało, że to ludzie z radia nas "wkręcają" – opowiada ze śmiechem Patryk.
Wydawać by się mogło, że z usług takich punktów korzystają tylko młodzi. – Mamy zaprzyjaźnioną 70-letnią sąsiadkę, która od czasu do czasu przynosi do nas swoje ulubione buty – mówi Patryk.
Renowacją butów sportowych od dawna zajmują Amerykanie: