"Jeśli ukradłeś, popełniłeś oszustwo lub dopuściłeś się korupcji, w XXI wieku trudno będzie ci ukryć zdobyty nielegalnie majątek" – pisał w kwietniu 2015 r. na Twitterze Ramón Fonseca. Ujawnione rok później dokumenty i międzynarodowe śledztwo dziennikarskie wskazują, że prowadzona przez niego i Jurgena Mossacka kancelaria specjalizująca się w zakładaniu spółek w podatkowych rajach pomagała to robić przez całe lata.
Położenie Panamy na styku dwóch kontynentów i dwóch oceanów czyni z tego kraju centrum międzynarodowego handlu i idealne miejsce dla rozwoju usług bankowych. Na swoją reputację podatkowego raju Panama pracuje od ponad 100 lat. To właśnie wtedy zaczęła rejestrować pod swoją banderą statki, by pomóc Standard Oil omijać amerykańskie regulacje i system podatkowy.
Drogą wyznaczoną przez naftowego giganta chętnie podążyły inne firmy. Pod koniec lat 20. XX wieku wietrzący świetny interes bankierzy z Wall Street pomogli Panamie wypracować regulacje, które umożliwiły tworzenie anonimowych nieopodatkowanych spółek. Biznes rozwijał się dobrze, a prawdziwy rozkwit nastąpił w latach 70., kiedy gwałtownie wzrosły ceny ropy. W latach 80. do Panamy zaczęły z kolei napływać pieniądze z handlu narkotykami. Stało się to przede wszystkim za sprawą Manuela Noriegi, dyktatora, który objął władzę w 1983 r. Pod jego przychylnym okiem pieniądze ukrywał m.in. kartel z Medellín. Noriega został w końcu 1989 r. obalony przez amerykańskie wojska (choć wcześniej Stany Zjednoczone uważały go za sojusznika w walce z komunizmem), jednak okres jego rządów ugruntował wizerunek Panamy jako miejsca idealnego do przechowywania pieniędzy, których źródła pochodzenia nie miało się ochoty zdradzać.
Niemiec, pisarz i podatkowy raj
W tych warunkach, jeszcze za czasów dyktatury Noriegi, w stolicy Panamy pierwsze sukcesy zaczęła odnosić kancelaria Mossack Fonseca, specjalizująca się w zakładaniu spółek offshore. Firmę stworzył w 1977 r. Jurgen Mossack, a w 1986 r. dołączył do niego Ramón Fonseca. Spotkali się w momencie, gdy sytuacja polityczna i gospodarcza w kraju nie była stabilna. Jeden był pełnym dystansu, zamkniętym w sobie Niemcem, drugi – ambitnym pisarzem, którego rodzina sprzeciwiała się dyktaturze. Przez kolejne lata Mossack i Fonseca rozszerzali zakres swoich usług i portfolio klientów, zwiększali zatrudnienie i otwierali biura na całym świecie. Firma budowała swój sukces na elastyczności i dyskrecji.
Jak pisze Martha M. Hamilton z Międzynarodowego Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych, przełomem w działaniu kancelarii był rok 1987. Mossack i Fonseca zdecydowali się wtedy na otwarcie filii na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, które kilka lat wcześniej zliberalizowały przepisy dotyczące zakładania spółek przy zachowaniu anonimowości właścicieli.
Kolejnym świetnym pomysłem okazała się współpraca z niewielką, położoną na Pacyfiku wyspą Niue, której populacja nie sięga nawet 2 tys. osób. Od 1994 r. wspólnicy robili wszystko, by uczynić ze stowarzyszonej z Nową Zelandią wysepki raj podatkowy. Mossack tłumaczył w rozmowie z AFP, że zdecydowano się na Niue ze względu na strefę czasową, w której leży, i brak konkurencji. Wybór okazał się strzałem w dziesiątkę. Firma podpisała z rządem 20-letnią umowę, która dawała jej wyłączność na rejestrowanie spółek offshore. Wszystko szło gładko aż do 2001 r., kiedy specyficzną relacją pomiędzy oceaniczną wysepką a panamską kancelarią zainteresował się Departament Stanu USA. Ostrzegł on, że offshore'owy biznes na Niue może być powiązany z praniem brudnych pieniędzy pochodzących z Rosji i Ameryki Południowej. Niue trafiła więc na czarną listę Financial Action Task Force (FATF) – organizacji walczącej z praniem brudnych pieniędzy i finansowaniem terroryzmu. Wyspa znalazła się w oku cyklonu i korzystnej umowy z Mossack Fonseca już nie odnowiono.
Firma jednak zawsze potrafiła działać elastycznie, więc interes kwitł nadal. Sprzyjał temu fakt, że Panama długo ociągała się z wprowadzeniem jakichkolwiek kroków na rzecz transparentności. Poważne uchybienia zarzucała jej FATF. O zmianę tej sytuacji zaczął walczyć Juan Carlos Varela, który rządzi krajem od 2014 r. (na poprzednim prezydencie Ricardo Martinellim ciążą poważne oskarżenia o korupcję, więc przed śledztwem uciekł do Miami, gdzie obecnie mieszka). Zmiany w prawie sprawiły, że w lutym 2016 r. FATF zdjęła Panamę ze swojej czarnej listy. Teraz jednak ten wysiłek może pójść na marne, zwłaszcza że prezydent Varela to przyjaciel… Ramona Fonseki.
Biznes, polityka i literatura
Urodzony w Panamie w 1952 r. Ramón Fonseca Mora to znana w kraju postać. Studiował w London School of Economics, pracował przez kilka lat dla ONZ w Genewie, gdzie – jak tłumaczył w jednym z wywiadów – starał się "zbawić świat". – Nie udało mi się jednak niczego zmienić – wspominał w 2008 r. – Postanowiłem więc, jako już bardziej dojrzały człowiek, poświęcić się mojemu zawodowi, założyć rodzinę, ożenić się, mieć zwykłe życie – mówił.
Praca w założonej z Mossackiem kancelarii nie przeszkodziła mu w rozwoju pisarskiej kariery. Fonseca jest autorem kilku powieści i opowiadań. Jego książka "Ojitos de ángel" sprzedała się w 75 tys. egzemplarzy. Dwukrotnie zdobył najważniejszą nagrodę literacką Panamy. Na prowadzeniu kancelarii i artystycznych splendorach jego ambicje się jednak nie skończyły – chciał zmieniać kraj i zająć się polityką. W spełnieniu tego planu pomogły mu starannie wypracowywane kontakty z panamską śmietanką biznesowo-polityczną. Zaprzyjaźnił się z Juanem Carlosem Varelą i zaczął mu doradzać. Gdy Varela objął urząd prezydenta, trafił do jego gabinetu. Blisko sfer rządowych znalazł się zresztą nie tylko on, ale też ważne dla niego osoby. Jego syn Eduardo Fonseca Ward jest konsulem w Dubaju, a brat Alfredo Fonseca Mora to dyrektor urzędu lotnictwa cywilnego.
Fonseca zrezygnował z pełnionych przez siebie funkcji politycznych w marcu, w związku z podejrzeniami o zamieszanie kancelarii w potężny skandal korupcyjny w brazylijskim gigancie naftowym Petrobras. Śledczy z tego kraju publicznie nazwali spółkę Mossacka i Fonseki "wielką pralnią brudnych pieniędzy". Fonseca tłumaczył, że decyzję podjął, by chronić "swój honor i firmę".
"Atak na Panamę"
Po gigantycznym wycieku dokumentów to właśnie Fonseca wziął na siebie ciężar odpierania zarzutów. Podkreśla, że jego firma przez 40 lat działalności nigdy nie miała sobie nic do zarzucenia. Lubi porównywać jej działalność do fabryki samochodów. – Sprzedajemy samochód dilerowi (w naszym wypadku np. prawnikowi), a on następnie odsprzedaje go komuś, kto powoduje wypadek. Fabryka nie odpowiada przecież za to, jak ktoś użył auta – tłumaczy.
Fonseca zapewnia, że jego firma starannie prześwietlała klientów, wśród których znajdowali się przede wszystkim prawnicy i bankierzy. – Wszystkie te nazwiska, które pojawiają się w publikacjach: szefów państw, piłkarzy, mafiosów… to nie są nasi klienci. To klienci pośredników – mówi. Jak zaznacza, w ciągu 40 lat działalności firma stworzyła 240 tys. spółek. Ocenia, iż "99,9 proc." z nich zostało wykorzystanych we właściwym celu, ale to normalne, że mogą znaleźć się też czarne owce. – Sektor staje się coraz lepiej uregulowany i przeczulony na punkcie tego, by nie być wykorzystywanym przez przestępców. Ale pamiętajmy, 15 lat temu nikt nie słyszał o procedurze due diligence – podkreśla.
Skandal wywołany przez wyciek dokumentów to dla Panamy ogromny cios. Prezydent Varela zapowiedział współpracę ws. wszelkich śledztw, do których mogą doprowadzić Panama Papers. Nie wypiera się jednak znajomości z Fonsecą. – To mój przyjaciel i tak, kontaktowałem się z nim. Rozmawialiśmy przede wszystkim o sprawach osobistych. On ma przecież żonę, dzieci. Przyjaciele w takich trudnych sytuacjach nie uciekają, tylko trwają przy sobie – tłumaczył.
Fonseca twierdzi, że nie spodziewa się żadnej kary, bo nic złego nie zrobił. Wyciek dokumentów uznaje za "atak na Panamę". – Wielu krajom nie podoba się, że jest tak konkurencyjna w przyciąganiu międzynarodowych interesów. Panuje wojna między krajami bardziej otwartymi, jak Panama, a tymi, które nakładają na swoich obywateli i firmy coraz więcej obciążeń – mówił w wywiadzie dla AFP.
Z Niemiec do Panamy
O wiele mniej rozmowny jest jego wspólnik Jurgen Mossack, który niechętnie komentuje skandal. Był członkiem panamskiej Narodowej Rady do Spraw Zagranicznych (CONAREX), kilka dni temu złożył rezygnację.
Urodził się w 1948 r. w Niemczech. Jego ojciec był członkiem Waffen-SS. Jak wynika z informacji amerykańskiego wywiadu, tuż po wojnie zaproponował Stanom Zjednoczonym swoje usługi. Uznano jednak wtedy, że może być to próba wybrnięcia z niekomfortowej sytuacji życiowej. W latach 60. rodzina Mossacków wyjechała do Panamy. Tam, niezrażony poprzednią porażką, ojciec Jurgena ponownie chciał współpracować z USA, tym razem infiltrując kubańskich komunistów.
Jurgen w 1973 r. ukończył w Panamie studia prawnicze. Na kilka lat wyjechał do Londynu. Gdy wrócił, utworzył kancelarię, z której wraz z Fonsecą uczynił jedną z największych firm świadczących usługi offshore na świecie.
Jak pisze "New York Times", wspólnicy mieli bardzo różne osobowości. Mossack nigdy nie szukał rozgłosu i w przeciwieństwie do kolegi nie zależało mu na brylowaniu na panamskich salonach.
O ambicji Fonseki krążą natomiast legendy. Argentyński pisarz i dziennikarz Christian Kupchik wspomina na portalu Revista Anfibia, jak w 2001 r. spotkał Fonsekę w Panamie. Ten miał mu wtedy powiedzieć: "Wszystko, za co zabierałem się do tej pory w życiu, okazywało się sukcesem. Moi bliscy mają zapewnioną przyszłość na kilka pokoleń. Chcę jednak czegoś więcej. Chcę być Gabrielem Garcią Marquezem. Może źle się wyraziłem: chcę być laureatem Nagrody Nobla. Wszystko inne już mam. Marzę o wielkości".
Korzystałam m.in. z materiałów Międzynarodowego Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych (ICIJ).