Zamachy w Brukseli w całej swojej tragedii nie są niestety niczym nowym i niezwykłym. 31 ich ofiar dołącza do długiej listy tysięcy zabitych w atakach terrorystycznych w Europie. Statystycznie żyjemy jednak w bezpiecznych czasach. W latach 70. czy 80. terroryści zabijali znacznie więcej Europejczyków. Dlaczego więc teraz Europa drży w posadach?
Zdjęcia z miejsca eksplozji, nagranie uciekającego w panice tłumu, ujęcia krwawiących rannych, relacje świadków, ciała ofiar leżące na posadzce – wszystko to można zobaczyć niemal na żywo. Wszystko to wywołuje zrozumiały szok i strach. Pojawiają się poczucie zagrożenia i coraz bardziej radykalne pomysły na walkę z terrorystami.
Czy jednak rzeczywiście Europa właśnie teraz stanęła twarzą w twarz z wielkim zagrożeniem godzącym w jej podstawy?
Niedające pocieszenia liczby
Ze statystyki wynika, że nie. Żyjemy w relatywnie spokojnych czasach. 40 lat temu, w 1976 r., terroryści zabili w Europie 324 osoby, rok później – 190 osób, w kolejnym roku – 225, w następnym – 301. Statystyka wyglądała równie krwawo przez następnych kilkanaście lat. W najgorszym 1988 r. zginęło 435 osób, z czego aż 270 było ofiarami wysadzenia samolotu B747 nad brytyjskim Lockerbie.
Łącznie w latach 1970–1990 w państwach ówczesnej Europy Zachodniej w zamachach zginęło 5 tys. osób. Natomiast od 2000 r., wliczając w to ofiary ostatnich zamachów w Belgii, zginęło około 640 osób.
– Fale terroru przetaczają się przez Europę od ponad wieku. Zmieniają się tylko sprawcy i ideologie – mówi w rozmowie z tvn24.pl dr Kacper Rękawek, ekspert ds. terroryzmu z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Zabijali anarchiści, komuniści, nacjonaliści, faszyści, lewacy, separatyści i agenci obcych wywiadów. Wszyscy walczyli o swoje interesy przy pomocy zamachów.
Mniej niebezpieczni, ale straszniejsi
Ci terroryści praktycznie zniknęli wraz z końcem zimnej wojny. Obecnie nastał czas nowej fali zamachów pod sztandarami fanatyków islamskich. Madryt, Londyn, Paryż a teraz Bruksela.
– Ten terror ma oparcie religijne – tłumaczy dr Łukasz Fyderek z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Podkreśla, że nadejście tej nowej fali było nieuchronne. Europa Zachodnia ze swoją ideą społeczeństwa otwartego, demokratycznego, zawsze będzie spotykać się ze swoją antytezą, w tym wypadku radykałami głoszącymi skrajnie konserwatywne idee wywiedzione z islamu. – Niestety, idealnego stanu spokoju nie można się spodziewać nigdy – mówi dr Fyderek.
Choć fanatycy islamscy zabijają mniej ludzi niż terroryści z lat 70. i 80., to za sprawą kilku różnic są postrzegani jako poważne zagrożenie dla Europy. Jak mówi dr Rękawek, nowością jest to, że dla dżihadystów celem jest cały kontynent wraz ze wszystkimi mieszkańcami. Wcześniej większość organizacji terrorystycznych atakowała określone kraje, przedstawicieli władz czy grupy społeczne, bo miała konkretne cele polityczne. IRA zabijała Brytyjczyków, Palestyńczycy – Żydów i obywateli wspierających ich państw, lewacy – przedstawicieli władz oraz bogaczy. Była w tym jakaś reguła. Teraz jej nie ma.
– Trochę podobnie działali anarchiści w XIX i na początku XX wieku. Też atakowali wszystko i wszystkich. Tamto zagrożenie pochodziło jednak z wewnątrz, a to w dużym stopniu jest zasilane z zewnątrz, spoza Europy – mówi dr Rękawek. Fanatycy islamscy są czymś obcym kulturowo dla naszego kontynentu. Choć większość sprawców obecnych zamachów jest obywatelami UE, to ich ideologia pochodzi już zza granic zjednoczonej Europy. Przez obcość powoduje większą niechęć i obawy wśród Europejczyków.
Terror żywi się strachem
Poczucie zagrożenia ze strony fanatyków islamskich wzmacnia dodatkowo to, jak dużo wiemy na temat ich działań. Z zasady celem terrorystów jest zasianie strachu i tym sposobem zmuszanie do ugięcia się przed ich żądaniami. Fanatycy z tzw. Państwa Islamskiego chcą, aby Europa przyjęła ich system wartości oraz rządów opartych o religię muzułmańską. Ponieważ nie są w stanie przekonać Europejczyków do tego dobrowolnie czy w otwartej walce, uciekają się do zamachów.
– Terror od wieków był bronią słabszych – mówi Fyderek. Skuteczny jest wtedy, kiedy zasieje strach wśród swoich ofiar. Im bardziej boimy się fanatyków z tzw. Państwa Islamskiego, tym są oni groźniejsi, bo zwiększa się szansa, że zmienimy nasze zasady i styl życia na bliższy ich wartościom. Ograniczymy demokrację, wolności obywatelskie i prawa człowieka w imię walki z terrorem, w praktyce zbliżając się do modelu świata wyznawanego przez dżihadystów.
– Terrorem rządzi nasza percepcja – stwierdza Rękawek i porównuje terroryzm do teatru. – Teraz daliśmy mu nową scenę - dodaje. Tą nową sceną, na której terroryści mogą działać skuteczniej niż kiedyś, są nowe media i ciągle zmieniający się świat. – Informacja masowa, telewizyjne relacje na żywo – to było najważniejsze w spopularyzowaniu terroru – ocenia dr Fyderek.
Nadmiar wiedzy szkodzi
W latach 70. i 80. o zamachu w Brukseli przeciętny Polak dowiedziałby się z krótkiej wzmianki w cenzurowanym dzienniku telewizyjnym, suchej informacji w radiu albo artykułu w gazecie opatrzonego jednym czarno-białym zdjęciem. Nie wywołałoby to w nim wielkiego poczucia zagrożenia. Większe obawy mogłaby spowodować informacja o wielkich manewrach NATO i podwyższonym ryzyku wybuchu III wojny światowej.
Dzisiaj media są jednak diametralnie inne. Informacja o zamachu pojawia się niemal natychmiast w telewizji, radiu i internecie. Następuje zalew doniesień korespondentów, relacji świadków, nagrań i zdjęć przedstawiających sam zamach lub chwile tuż po nim. Można się poczuć niemal jak na miejscu zdarzenia, co rodzi silne emocje i strach. Każdy może sobie wyobrazić siebie w takiej sytuacji.
Dodatkowo terroryści mogą korzystać z dobrodziejstw internetu i sieci społecznościowych, choć zdaniem dr. Fydereka ma on mniejsze znaczenie w popularyzacji zamachów niż tradycyjne media informacyjne. – Media społecznościowe ułatwiły terrorystom taktykę – przekonuje ekspert i tłumaczy, że chodzi tu o łatwą komunikację, rozsiewanie propagandy i radykalizowanie potencjalnych kandydatów na terrorystów.
Brak proporcji i dystansu
To, że dżihadyści wzięli na cel wszystkich Europejczyków bez wyjątku, ich ideologia jest obca kulturowo, a przy tym mają dostępną "nową scenę" do prezentowania swoich makabrycznych metod walki, powoduje, iż obawia się ich dzisiaj cały kontynent. Tragiczne wydarzenia z lat 70. i 80. odeszły w niepamięć i w sposób naturalny koncentrujemy się na tych bieżących. Zwłaszcza że zamachy w Paryżu i Brukseli były wyjątkowo krwawe. Kosztowały życie niemal 200 osób. Ostatni raz terroryści islamscy zabili w Europie tyle niewinnych osób w latach 2004–2005 w Madrycie i Londynie, gdzie ofiarami bomb Al-Kaidy padło 240 osób.
W efekcie europejskie służby bezpieczeństwa są w stanie najwyższej gotowości i trwają intensywne poszukiwania kolejnych potencjalnych terrorystów. Tak zwane Państwo Islamskie pławi się natomiast w niesławie i zapowiada kolejne ataki, choć w Syrii i Iraku systematycznie kurczy się pod ciosami licznych wrogów. Pomimo tego jest powszechnie traktowane na Zachodzie jako bezpośrednie i poważne zagrożenie. – Nasze odczucia są teraz zniekształcone – mówi dr Rękawek i dodaje, że chodzi przy tym nie tylko o media, ale też o ogólny kryzys polityczno-społeczny, w którym jest pogrążona Europa. Strach przed migrantami z Bliskiego Wschodu tylko podsyca obawy związane z wywodzącymi się z tego samego regionu terrorystami islamskimi.
Statystyka wyraźnie wskazuje, że kilka razy bardziej prawdopodobna jest śmierć na polskiej drodze (2,9 tys. ofiar tylko w 2015 r.) niż w jakimkolwiek zamachu na obszarze Europy (640 ofiar od 2000 r., w tym 77 ofiar niezwiązanego z islamem Andersa Breivika).
– Zbytnio się koncentrujemy na terroryzmie, przez co proporcje wymykają się nam spod kontroli – mówi dr Fyderyk. Natomiast Rękawek zaznacza, że choć zagrożenie ze strony terroryzmu w Europie jest obecnie "duże", to jednak nie "katastrofalne". – Nie przesadzajmy. Dżihadyści mają problem z utrzymaniem miast w Iraku, takich jak Ramadi, a zaraz Mosul, a co dopiero mówić o przepłynięciu Morza Śródziemnego i przeprowadzeniu inwazji na Europę – stwierdził.