Przyznaje, że oczekiwał, aby studentki na egzamin przychodziły w spódnicach. Zaprzecza, by do ziewającej studentki miał powiedzieć, że "jego by się nie zmieścił". Rozmawiamy z wykładowcą filozofii, który został oskarżony przez studentów o seksizm. Czeka na decyzję, czy straci pracę.
Wprowadzenie
Studenci Uniwersytetu Śląskiego poskarżyli się władzom uczelni na seksizm doktora filozofii. W anonimowej semestralnej ankiecie wypisali zdania, które miały padać z ust wykładowcy w trakcie zajęć. Sprawą zajął się uniwersytecki rzecznik dyscyplinarny, "przesłuchał" autorów negatywnych ankiet i przekazał do rektora UŚ wniosek o ukaranie nauczyciela. Żąda jego zwolnienia oraz zakazu wykonywania zawodu przez dwa lata.
Na czas wyjaśniania sprawy filozof został zawieszony. Na razie na pół roku. Otrzymuje połowę pensji. Do emerytury ma dwa lata.
Wiadomo, że skarżących było co najmniej kilkanaścioro, wśród nich i kobiety, i mężczyźni.
W mniemaniu polskich heteroseksualnych mężczyzn molestowanie werbalne, niezwykle często przez nich stosowane, jest wyrazem zainteresowania osobami płci przeciwnej. Nie przychodzi im jednak do głowy, że kobiety, które padają ofiarami tej formy męskiej dyskryminacji, odczuwają strach oraz mają poczucie, że ich godność została zdeptana. Stereotypowo wydaje się nam, że werbalna przemoc seksualna – błędnie nazywana "końskimi zalotami" – jest domeną mężczyzn z niższych warstw społecznych. Nic bardziej błędnego.
W odpowiedzi na zarzuty pod adresem wykładowcy jedna ze studentek filozofii wystosowała petycję online w jego obronie, podając do publicznej wiadomości nazwisko oskarżanego, bez jego wiedzy. W ten oto sposób tożsamość rzekomego seksisty wyszła poza wąski krąg akademicki.
Petycję podpisało 358 osób, w tym jedna czwarta kobiet. Część podpisów jest anonimowa.
Co się tyczy wszystkich Nas, niżej podpisanych studentek, poświadczamy, iż nigdy nie byłyśmy przez Pana Doktora molestowane ani to fizycznie, ani też psychicznie czy werbalnie. Dodatkowo, nie doświadczyłyśmy również na prowadzonych przez Niego ćwiczeniach przemocy słownej oraz nie spotkałyśmy się z obelgami skierowanymi w naszą stronę, a tyczącymi się naszej płci.
My, niżej podpisani studenci (…) nie byliśmy świadkami posługiwania się mową nienawiści wynikającą z braku szacunku czy jakichkolwiek innych pobudek. Zaświadczamy również, iż sami nie byliśmy w żaden sposób poniżani przez ww. wykładowcę. (…) My, niżej podpisani pracownicy naukowi, znający osobiście Pana Doktora poświadczamy, iż również nie byliśmy świadkami sytuacji o charakterze erotycznym czy seksualnym z udziałem Pana Doktora. (…)
Osoby
Wykładowca – prosił o niepodawanie nazwiska
Studentki: Nicole, Ewelina, Kaja, Marta, Marcelina (nazwiska do wiadomości redakcji)
Studenci: Szymon, drugi student chce pozostać anonimowy
Była studentka – Agnieszka, psycholożka
Obrońca – kompilacja komentarzy pod petycją w obronie wykładowcy
Dziennikarka – autorka tego artykułu (rozmawiałam ze stronami osobno)
Za drzwiami
Studentki: – My tego nie słyszałyśmy, ale dziewczyna z innej grupy opowiadała nam, co powiedział jej Wykładowca, gdy ziewała. "No, mój to by się nie zmieścił".
Obrońca: – A po co to na filozofię szło? Dziewoi w szkole nabito do pustego bezgłowia, że nauczyciel to zero, a ona nietykalna. W jej ograniczonym intelekcie wieloprzestrzennego myślenia brak, stąd ta szeroka paszcza i w mojej ocenie żartobliwa dygresyjka jest strzałem w dziesiątkę. Nagle się obudziła i już nie ziewa, za to zieje nienawiścią. Mogła się wygnić w domu, to nikt by jej nie powiedział dobitnie, co o niej myśli.
Wykładowca: – Nigdy bym czegoś takiego nie powiedział. To obrzydlistwo!
Studentka 1: – Wykładowca tłumaczył Freuda, że wszyscy myślą o jednym i tylko tego chcą. W sali prócz mnie było trzech albo czterech studentów. Nie znałam tych chłopców, nawet nie rozmawialiśmy wcześniej na korytarzu. "No to co, zamykamy drzwi?" – zapytał Wykładowca i spojrzał na mnie. Musiało chodzić o przekręcenie klucza, drzwi były zamknięte na klamkę. Zapadła cisza, więc Wykładowca po chwili dodał: "to żart". Żałowałam, że nie wyszłam. Potem to z siebie wyparłam.
Obrońca: – Tacy ludzie nie powinni mieć dostępu do społeczeństwa, sztywni i z kijem w dupie. (To o studentce).
Wykładowca: – Nigdy nie było takiej sytuacji. Jestem gotowy na konfrontację ze Studentką. Niech mi to powie w twarz. U mnie zawsze drzwi były otwarte na oścież.
Studentka 1: – Na zaliczeniu poprosiłam Wykładowcę o jedno pytanie. Tyle wystarczyło, żeby dostać trójkę – banalne pytanie i po minucie wyjść. Wolałam tróję niż przebywać z Wykładowcą sam na sam dłużej.
Wykładowca: – Ale czy ja którąś skrzywdziłem? Od 1983 r. nie postawiłem żadnej dwói. Jak ktoś nie umiał, odsyłałem na inny termin.
Człowiek i kobieta
Studentki: – Na pierwszych zajęciach Wykładowca powiedział, że kobiety nie będą miały problemu z zaliczeniem, bo mają trudniej w życiu, mniej czasu, muszą pomyśleć, w co by tu się ubrać, pomalować się.
Wykładowca: – Przecież kobieta musi się ubrać i pomalować! Mówiłem tak, ale one zdawały, bo umiały.
Studentka 3: – Na początku wykładu zaglądał pod ławki, mierzył nas wzrokiem i jak któraś była w spódnicy, mówił: "o, pani jest przygotowana", jak w spodniach, to: "a pani nieprzygotowana". Mówił: "kobieta w spodniach nie jest mężczyzną ani kobietą, jest nijaka".
Studentka 1: – Przyszłam na zajęcia w spodniach. Wykładowca mówi: "chce mi pani pokazać, gdzie jest moje miejsce?" – bo wcześniej widział mnie w spódnicy. Powiedziałam: "dokładnie". A on: "ale to ja mam ostatnie słowo na zaliczeniu".
Studentka 2: – Na zaliczenie trzeba było iść w spódnicy. Na pierwszym roku poszłam, potem miałam o to żal do siebie. Następnym razem poszłam w spodniach. Dostałam pięć, bo się nauczyłam. Ale skąd mogłam wiedzieć, że tak się skończy?
Wykładowca: – Skoro ja nie chodzę w dresie i adidasach, skoro zawsze jestem pod krawatem, dobrze by było, gdyby studenci z szacunku do wykładowcy przyszli na egzamin elegancko ubrani. "Mężczyźni w białych koszulach i garniturach, a kobiety w spódnicach" – mówiłem. Ale to był cytat z mojego profesora na UMCS w Lublinie. On nie wpuszczał kobiet w spodniach na wykład. U mnie to nie był wymóg. Liczyła się tylko wiedza.
Była studentka: – Na co dzień wszystkie chodziłyśmy w bluzach i dżinsach. Ale na egzamin do Wykładowcy wszystkie wskoczyłyśmy w spódnice i szpilki. Chyba żadna się nie wyłamała. Bo profesor powiedział, że za spódniczkę będzie plusik albo lepsza ocena. Miałam ten plusik na kartce. Gdy po latach opowiedziałam o tym mojemu mężowi, złapał się za głowę. I tak sobie myślę, czy Wykładowca nas sprawdzał, czy się sprzedamy? Ale to nieetyczne. Człowiek ma prawo wiedzieć, że uczestniczy w jakichś badaniach i wyrazić na to zgodę.
Obrońca: – Od Platona po współczesnych filozofów o kobietach nie ma się wysokiego mniemania. Cóż, pan doktor tylko podziela i cytuje autorytety z tej dziedziny.
Studentka 4: – Powiedział: "Człowiek i kobieta powinni mieć równe prawa".
Wykładowca: – No tak. A dlaczego nie?
Dziennikarka: – Człowiek i kobieta? Nie: mężczyzna i kobieta?
Wykładowca: – To było powiedziane w kontekście historii pojęcia. Najpierw był Adam, co znaczy "człowiek". Po angielsku dotąd jest man i woman. Dopiero Diderot stwierdził, że kobieta jest człowiekiem. W dzisiejszych czasach już nikt by się nie odważył temu przeczyć.
Studentka 2: – Dla mnie to było jasne, zanim zaczęłam studiować. Poszłam na filozofię z pasji. Nie dla kokosów. Interesowała mnie etyka. A Wykładowca mówi: "Niech pani sobie wyobrazi, że jest prostytutką. Ma pani jako klientów brzydkiego Sokratesa, mądrego Platona i bogatego Arystotelesa. W jakiej kolejności ich pani przyjmie?"
Obrońca: – Mniemanologia. Stalking doktora.
Wykładowca: – Po pierwsze: nie pani, ale panie, nie zwracałem się do konkretnej studentki. Po drugie hetera, a nie prostytutka, czyli połączenie pani z Mariackiej [kiedyś sławna ulica prostytutek w Katowicach – red.] z gejszą, kobietą wykształconą. Do hetery chodził Platon, który był homoseksualistą, więc nie mogło chodzić o seks, tylko o rozmowę. Po trzecie Alcybiades, a nie Arystoteles. Przystojny Alcybiades, bogaty Platon i mądry, brzydki Sokrates. Ale nazwiska nie były istotne, tylko wartości. Arete. Na każdym roku przeprowadzałem takie głosowanie wśród pań, co jest cnotą w dzisiejszych czasach.
Dziennikarka: – Dzisiaj mogą wybrać po prostu pieniądze, a nie bogatych mężczyzn.
Wykładowca: – I one najczęściej wybierały pieniądze.
Obrońca: – Feminirasizm i męskofobie.
Dziennikarka: – A panowie co wybierali?
Wykładowca: – Ich nie pytałem. Chłopy nie mają wyboru. Wybierają piękne kobiety.
Przyjmę uchodźców, najchętniej kobiety
Studentki: – Dopiero od pani dowiadujemy się, że te żarty miały jakiś kontekst filozoficzny. Wykładowca żartował na każdych ćwiczeniach. Co 10 minut żart.
Była studentka: – "Zapalił się tramwaj. Maszynista wysiadł i powiedział do pasażerów: dalej nie jedziemy" – tak Wykładowca wyjaśnił nam stoicki spokój. To był jedyny żart, który nie oscylował wokół płci.
Studentki: – Na początku niektórzy się śmiali, ale to stało się męczące. Przez 15 minut mówił o spermacie Anaksagorasa. Objaśniał pojęcie potentia Arystotelesa poprzez działanie męskiego przyrodzenia. Czułyśmy zażenowanie i bezradność.
Wykładowca: – Co te kobity znowu wymyślają! Chodziło o etymologię pojęć, że od potentia Arystotelesa, możliwości, pochodzi dzisiejsza potencja seksualna. A od spermata, kiedyś zarodków, homojomerie, arche według Anaksagorasa, pochodzi sperma.
Studentki: – "Kobieta należy do tatusia albo do męża, ponieważ nosi ich nazwisko. Kobiety z podwójnym nazwiskiem muszą mieć schizofrenię" – powiedział Wykładowca.
Wykładowca: – Pierwsza część się zgadza. W starożytności tak było i do dzisiaj tak jest, że kobieta ma nadane nazwisko ojca albo przyjmuje nazwisko męża, z tym że dzisiaj można iść do urzędu stanu cywilnego i zapłacić 50 zł, żeby mąż przejął nazwisko żony. Podawałem taki przykład dla zobrazowania, że nazywać coś to panować nad czymś. Dlatego na pytanie Abrahama: "jak masz na imię?" Bóg odpowiada: "jestem, który jestem". Nie podaje imienia, żeby człowiek nie miał nad nim władzy.
Studentki: – "Jeżeli ktoś jest głupi, to zawsze będzie szczęśliwy. Nie zrozumie, że istnieje coś takiego jak nieszczęście. Przykładem tego są katolicy".
Wykładowca: – Jezus Maria! Sam jestem katolikiem i to z Niepokalanowa, ze świętego miejsca. Nie mówiłem o katolikach, tylko o ludziach szczęśliwych i mądrych. Każda dziedzina ma swój dasmos, kompetencje. Komu filozof nie może zadać pytania: dlaczego? Człowiekowi szczęśliwemu. Po co pytać, dlaczego ktoś jest szczęśliwy. Można pytać, dlaczego jest nieszczęśliwy. Pytałem: kim byś wolał być, szczęśliwym głupcem czy nieszczęśliwym Sokratesem? Ja bym odpowiedział: głupcem. Mądrość nie zawsze jest kluczem do szczęścia. Filozofia to sztuka samopoznania. Chodzi w niej o zdobycie wiedzy, która czyni człowieka szczęśliwym.
Studentka 3: – Wykładowca powiedział: "Chciałbym posiadać sześć Syryjek. Jedną do gotowania, drugą do sprzątania, trzecią do kochania. One są tam obrzezane, ale to nie ona ma mieć przyjemność".
Wykładowca: – To w końcu sześć czy trzy? Odpowiedziałem na wezwanie papieża, że przyjąłbym uchodźców. I znowu jako żart dodałem, że wolałbym kobiety. Nic więcej. Sam sprzątam, sam sobie gotuję, jestem sam. Boże, ta political correctness, za każdym razem trzeba dodawać: uwaga, to żart.
Duns Szkot a Whoopi Goldberg
Studentka 3: – Wykładowca mówił wielokrotnie: "takiej Whoopi Goldberg nie tknąłbym kijem".
Wykładowca: – Ale jak można z kijem do kobiety! Do kobiety tylko z kwiatkiem. Ja lubię i zawsze szanowałem kobiety. Jak się spóźniały na zajęcia, mówiłem: przepraszam, to ja za wcześnie rozpocząłem.
Studentka 2: – To takie trumpowe trochę. Obdzielanie szacunkiem. Teatrzyk kurtuazji.
Wykładowca: – A facetom, jak się spóźnili, kazałem szukać zegarka komunijnego.
Studentki: – Faceci byli wyrzucani za spóźnienie. Wykładowca mówił takiemu po prostu: "proszę wyjść". A jak chłopcy szeptali do siebie na zajęciach, to mówił: "metroseksy nie gadają". To było jego hasło. Albo: "kobietom wolno, mężczyznom nie".
Studentki: – Wykładowca pytał: "Jak rozpoznać ideę kobiecości? Wystarczy spojrzeć na Cindy Crawford i Whoopi Goldberg".
Wykładowca: – Chodziło o haecceitas Dunsa Szkota, wytłumaczenie istoty rzeczy. Kobiecość Cindy Crawford nie budzi wątpliwości, natomiast w przypadku Whoopi Goldberg, którą bardzo lubię jako aktorkę, nie jest to takie oczywiste. Tak samo kobieta dostrzega istotę męskości, patrząc na Ronaldo, a nie na Quasimodo. Podobne przykłady podawałem, ilustrując natywizm Sokratesa czy Platona. Dlaczego dziecko uśmiecha się, gdy widzi Naomi Campbell, a nie uśmiecha się na widok Whoopi Goldberg? Skąd już dziecko wie, która kobieta jest ładna?
Obrońca: – Wykładowca jest po prostu prawdziwym mężczyzną, a nie seksistą czy półgejem.
Studentki: – Gdy Wykładowca mówił o homoseksualizmie Platona albo Biedronia, kończył: ale nie mówmy o tym, bo jeszcze nie jadłem śniadania.
Wykładowca: – Platon był gejem. Tyle mówiłem. A śniadań nie jadam. Mam znajomych o takich preferencjach, fajnie nam się rozmawia, jak mógłbym mówić o nich źle. Tak ich stworzył Pan Bóg czy natura.
Tyle lat bycia miłym
Obrońca: – Pełnowartościowa kobieta, która się szanuje, nie miała nigdy problemu z dystansem do poczucia humoru Wykładowcy.
Student 1: – Po pierwszym roku przestałem chodzić na zajęcia Wykładowcy. Po prostu uznałem to za marnotrawienie czasu. Kolega raz powiedział do Wykładowcy na korytarzu, żeby tak nie żartował, bo to uwłaczające. Słyszałem, jak Wykładowca odpowiedział: "niech pan przestanie, bo chce mi się wymiotować".
Student 2: – Zwracaliśmy uwagę na zajęciach: to nie jest temat do żartów. Wykładowca odpowiadał: "panowie, nie macie poczucia humoru". Po trzech ćwiczeniach milkliśmy i zajmowaliśmy się swoimi sprawami. Przychodziliśmy się odhaczać, na tym polegały te ćwiczenia. Wyłączyć się, odbębnić, iść do domu.
Wykładowca: – Poczucie humoru jest miarą inteligencji, tyle mówiłem. Nikt nigdy nie powiedział mi, że urażają go moje żarty. Dawałem studentom mój numer komórki, maila, mogli się poskarżyć. Tyle lat bycia miłym i teraz mnie coś takiego spotyka. Mam 61 lat i nic mi nie zostało.
Studentka 3: – To nie jest relacja równoległa, jesteśmy niżej w tej hierarchii wykładowca – student. Jak mogłyśmy protestować?
Studentka 2: – Człowiek czuł się na tych wykładach jak Yoko Ono w tym performansie, gdzie ludzie obcinają na niej ubranie i podchodzą coraz bliżej. Jest taki moment, że są już za blisko. I właśnie my się tak czułyśmy. Odzierane z godności.
Studentka 4: – To jest kwestia sprawiedliwości. Takie rozmowy można prowadzić prywatnie, ale nie w instytucji publicznej, na uniwersytecie. Wykładowca robił to od lat.
Studentka 3: – To już nie te czasy, że doktor ma autorytet, bo jest doktorem. Na uniwersytecie chodzi o umowę: ty wykładasz, my się uczymy. Ona została złamana przez Wykładowcę.
Studentka 1: – Jeśli dziewczyna nie miała wsparcia wśród bliskich, że może robić co tylko chce, gotowa była uwierzyć, że nauka nie dla niej. Wykładowca mógł zniszczyć jej potencjał.
Obrońca: – Nie można niszczyć człowieka za jeden, zwykły (choć przyznaję – głupi, sprośny) żart. A Uniwersytet Śląski mógłby się z kolei skupić na problemach akademików.
O komentarz do zaistniałej sytuacji, dramatu dla jednych, komedii dla drugich poprosiliśmy socjologów kultury:
Agata Szczęśniak, socjolożka, Instytut Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego: – Te wypowiedzi są oburzające. Filozofię można tłumaczyć na wiele sposobów, rzeczywistość dostarcza przykładów na każdy sylogizm, nie trzeba sięgać po takie, które mogą kogoś krzywdzić. Wystarczającym dowodem na to, że te wypowiedzi takie były, jest fakt, że są osoby, które poczuły się nimi urażone.
To nie jest problem tylko polskich uczelni. Jest gorącym tematem również w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.
Trudno powiedzieć, czy na uczelniach jest teraz więcej seksizmu, mizoginii. Na pewno więcej się o tym mówi, to już nie jest ukryte w zamkniętych salach uniwersyteckich i powtarzane z ust do ust. I są narzędzia administracyjne wobec osób, które krzywdzą słowem.
Ta zmiana wynika z gotowości młodego pokolenia do przeciwstawiania się, podjęcia działania. Dzisiejsze młode kobiety są dużo bardziej świadome swoich praw i zaczynają wyrażać głośniej i precyzyjniej, na co nie można sobie wobec nich pozwolić.
Z drugiej strony usprawiedliwianie wykładowcy inną wrażliwością pokoleniową, innym wychowaniem, że mógł nie wiedzieć, mnie nie przekonuje. Przebywał w środowisku z założenia postępowym, przekazującym wartość szacunku dla wszystkich. Ponadto w regulaminie uczelni stoi czarno na białym, że nie wolno nikogo obrażać.
Nie lubimy regulaminów, zakazów, a tu jeszcze chodzi o żarty. Łatwo więc to oburzenie na żarty obśmiać. I w naszej kulturze jest duże przyzwolenie na tego typu żarty w przestrzeni publicznej, tyle jest kawałów o blondynkach, niektóre nawet są zabawne.
Ale w tym przypadku mamy do czynienia z władzą, z hierarchią. Wykładowca ma realny wpływ na życie studentów, ich pozycję zawodową, oni są właśnie na początku tej drogi. Musi zadbać, żeby jego komunikaty były jednoznaczne, a żarty na uczelni nigdy nie będą tak niewinne jak na spacerze czy w knajpie, kiedy mogę wyjść albo powiedzieć: odwal się. Wykładowca nie może sugerować, że ubranie lub cokolwiek innego, niezwiązanego z wiedzą, ma wpływ na ocenę z egzaminu, tworzyć atmosferę niepewności. Studenci muszą być pewni, że chodzi o wiedzę.
Kazimierz Krzysztofek, socjolog i medioznawca, Uniwersytet SWPS: – Rzeczywiście od 25 lat, po otwarciu się na świat, uczestniczymy w politycznej poprawności. Czasami to przesada, cenzurowanie myślenia. Ale generalnie chroni ludzi przed pogardą, poniżaniem, cierpieniem, zwłaszcza innych na tle większości.
Spora część ludzi nie przyjmuje jednak tego do wiadomości i buntują się przeciwko politycznej poprawności. Zachowanie tego wykładowcy może być właśnie takim zaowalowanym protestem, bo jako nauczyciel akademicki raczej nie cierpi na deficyt intelektualny, żeby nie zauważać zmian, feminizmu, braku tolerancji młodych kobiet dla tego typu zachowań. On może tego nie deklaruje, ale ostentacyjnie lekceważy.
Traktujemy poważnie polityczną poprawność w takich kwestiach jak kłamstwo oświęcimskie. W sprawach obyczajowych jeszcze nie. No i przecież chodzi o żarty.
Ale to żartów dotyczy większość nadużyć. Widać to chociażby przy okazji wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Może ten wykładowca jest takim lokalnym Trumpem. Myślę, że powstaje właśnie takie zjawisko i pojęcie: trumpizm.
To nie jest związane z pokoleniem. Widać to w internecie. Media są kontrolowane, ale w sieci, gdzie są głównie ludzie młodzi, rozhamowanie nie ma granic.
Redakcja Iga Piotrowska