Ceny ropy szorują po dnie, zatem szukanie alternatywy dla niej może wydawać się zbędne. Jednak od dawna przybywa opinii, że czas "czarnego złota" dobiega końca. Producenci samochodów prześcigają się w pomysłach dotyczących samochodów niezasilanych ropą i benzyną. Co z tego wyjdzie?
"Fardier à vapeur" 250 lat temu był pierwszym samochodem w historii. O jego porażce zdecydowały maksymalna prędkość zaledwie 4 km na godzinę i czasy – zmiotła go Rewolucja Francuska. Do historii przeszedł też jako pierwsze auto, które spowodowało wypadek drogowy. Napędzany był parą wodną.
O ropie nie myślał też Rudolf Alexander Diesel. Kiedy pod koniec XIX wieku patentował swój nowoczesny silnik, opierał go na oleju z orzeszków ziemnych.
Oczywiście rozwój elektrycznej motoryzacji jest niemożliwy bez wsparcia ze strony rządów. I nie chodzi tu tylko o przywileje w postaci możliwości wjazdu na centrum dużych miast, możliwości korzystania z buspasów i darmowego parkowania
Jarosław Maznas, TVN Turbo
Za dominację benzyny w globalnym przemyśle motoryzacyjnym możemy podziękować Karlowi Benzowi i Gottlibowi Daimlerowi, którzy 150 lat temu postawili właśnie na to paliwo.
Czy teraz przyszła pora na kolejną rewolucję?
Napęd elektryczny
W odradzającym się w Detroit na początku roku odbyły się jedne z najważniejszych targów motoryzacyjnych na świecie. Widać było na nich, że idzie nowe. Każdy szanujący się gracz na rynku zaprezentował przynajmniej jeden model zasilany w inny sposób niż silnikiem spalinowym.
Wspierając się ekologią, na amerykański rynek powrócić chce Volkswagen, którego opinia i pozycja zostały nadwątlone po ubiegłorocznym skandalu z emisją spalin. Ratunkiem ma być to, co Amerykanie kochają: duży SUV, ale z napędem elektrycznym (opcjonalnie hybrydowym – model na zdjęciu). Tiguan już raz poprawił wyniki niemieckiego koncernu za oceanem, dlatego szefowie VW wierzą, że jego odsłona znów wzmocni pozycję marki.
Nie poddaje się również inna marka z niemieckiego koncernu. Audi zaprezentowało w Detroit koncepcyjny model SUV H-tron quattro, który napędzany ma być paliwem wodorowym. Dodatkowo pojazd został wyposażony w systemy autonomicznej jazdy i zdalnego parkowania.
Zwykłego zjadacza chleba może przekonać natomiast nowy Ford Focus. Ten zaprezentowany w Detroit ma być pierwszym w pełni elektrycznym pojazdem firmy. Poruszać się będzie dzięki bateriom litowo-jonowym, które powstały we współpracy z LG. Focus pojedzie z maksymalną prędkością 136 km/h.
Hitem w Ameryce Północnej może być jednak Lexus LF-FC, który również ma się poruszać dzięki silnikowi wodorowemu. I podobno ma kosztować mniej niż 100 tys. dolarów.
W Detroit zabrakło jednak najgłośniejszego gracza na rynku aut elektrycznych – spółki Tesla Elona Muska. Szkoda, bo Musk wielokrotnie zaskakiwał branżę niesztampowymi pomysłami.
Być może teraz zbiera siły, bo już wkrótce przyjdzie mu rywalizować nie tylko z tradycyjnymi gigantami motoryzacji, ale także z konkurentami ze świata nowych technologii – nad swoimi samochodami pracują Apple czy Google.
Elektryczne i autonomiczne
Jednak masowa elektryczna motoryzacja to na razie wciąż pieśń przyszłości, tym bardziej że producenci mają problem z wypracowaniem jednolitych standardów. Dotyczy to zarówno baterii stosowanych w tego typu samochodach, jak i metody ładowania.
– Jeżeli chodzi o standaryzację, to większość producentów preferuje wtyczkę SAE Combo2. Inaczej jest w wypadku Tesli. Sam tego doświadczyłem w czasie jednego z testów, próbując podładować akumulatory w punkcie ładowania Nissana Leafa w Krakowie – tłumaczy Jarosław Maznas z TVN Turbo. – Z tego powodu Audi zerwało współpracę z Teslą przy tworzeniu sieci ładowania akumulatorów. Audi jest zainteresowane budową takich punktów, bo w 2018 r. pojawi się ich auto napędzane trzema elektrycznymi silnikami – mówi.
Niezakończone wciąż są też testy dotyczące samych baterii. Poszczególne koncerny pracują nad modelami, które będą działały dłużej i sprawniej. Przykładowo na Uniwersytecie Cambridge jest testowany najnowszej generacji akumulator litowo-tlenowy, w którym zastosowano m.in. wodorotlenek litu oraz grafenowe elektrody. Naukowcy twierdzą, że nowy akumulator będzie wydajniejszy i efektywniejszy. Niestety, na produkcję seryjną trzeba będzie poczekać kilka lat.
Wyzwaniem jest również wciąż jeszcze słaba infrastruktura, czyli liczba i rozmieszczenie stacji do szybkiego ładowania. Warto pamiętać, że ładowanie takiego samochodu w specjalnej stacji zajmuje kwadrans, a z domowego gniazdka może to trwać nawet osiem godzin. Choć fakt, że da się to zrobić z własnego mieszkania na blokowisku, już jest rewolucją. Wystarczy dysponować specjalnym przewodem (który kupuje się u producenta samochodu) i wprost z naszego gniazdka możemy naładować taki pojazd.
Wiara w prąd
Sami Amerykanie przyznają, że sprzedaż elektrycznych samochodów w ich kraju nie przekroczy miliona modeli do 2020 r., jednak nikt nie rezygnuje z planów związanych z rozwojem tej branży.
Niemiecki rząd chce współfinansować budowę 10 tys. stacji ładowania akumulatorów, co ma kosztować 100 mln euro. Pod koniec 2014 r. w Niemczech było 4 800 stacji ładowania akumulatorów
Jarosław Maznas, TVN Turbo
Sekretarz stanu USA ds. energii Ernest Moniz przyznał w rozmowie z Reutersem, że "wciąż konieczne jest kontynuowanie prac nad udoskonaleniem baterii zasilających elektryczne auta, co może zająć trzy lub cztery lata". Proces ten jednak spowalnia obecnie niska cena ropy na rynkach, co przekłada się na tanie paliwo. Szacuje się, że po amerykańskich drogach jeździ zaledwie 400 tys. samochodów z tego typu napędem (w ubiegłym roku zanotowano wzrost o 150 tys. egzemplarzy). Dla porównania w USA zarejestrowanych jest około 250 mln tradycyjnych pojazdów.
Na elektryczne samochody stawia mocno Berlin. Angela Merkel już dwa lata temu deklarowała, że do 2020 r. po niemieckich drogach ma jeździć milion takich samochodów. – Aby osiągnąć ten cel, niemiecki rząd chce współfinansować budowę 10 tys. stacji ładowania akumulatorów, co ma kosztować 100 mln euro. Pod koniec 2014 r. w Niemczech było 4 800 stacji ładowania akumulatorów – wylicza dziennikarz TVN Turbo.
Także podczas ostatniego szczytu klimatycznego w Paryżu mówiono o konieczności zmian w motoryzacji. 20 producentów samochodów podpisało deklarację na rzecz elektromobilności. Na jej mocy mają dążyć do tego, by już za 15 lat 20 proc. wszystkich pojazdów stanowiły te napędzane prądem.
– Oczywiście rozwój elektrycznej motoryzacji jest niemożliwy bez wsparcia ze strony rządów – zaznacza Maznas. – I nie chodzi tu tylko o przywileje w postaci możliwości wjazdu na centrum dużych miast, możliwości korzystania z buspasów i darmowego parkowania. Poza zaangażowaniem w budowę punktów ładowania akumulatorów (Niemcy) potrzebne są również zachęty finansowe, choćby takie jak we Francji, gdzie rząd dopłaca do każdego elektrycznego samochodu, dbając nie tylko o środowisko naturalne, ale przy okazji również o interesy np. koncernu Renault – mówi.
Wodór czy hybryda?
Twórcy samochodów jednak nie tylko o prądzie myślą. Nowym pomysłem jest raczkująca na razie technologia – napęd wodorowy. Zachwyceni nim są szczególnie ekolodzy. W tradycyjnym silniku energię uzyskuje się w procesie spalania paliwa, którego efektem ubocznym są spaliny i dwutlenek węgla. Samochód z wodorowym silnikiem napędza energia elektryczna powstała w wyniku reakcji wodoru z tlenem, a efekt uboczny to para wodna. Użycie wodoru w samochodach napędzanych ogniwami paliwowymi przyniesie nam wymierne korzyści, zwłaszcza jeśli chodzi o ochronę środowiska naturalnego.
Sporych nakładów finansowych wymaga budowa sieci stacji tankowania wodoru. Ograniczone jest dziś wsparcie udzielane tej technologii przez instytucje rządowe. Szczególnie gdy porównamy je z promowanymi w wielu krajach tradycyjnymi autami elektrycznymi czy hybrydowymi
dr hab. inż. Wojciech Gis z Instytutu Transportu Samochodowego
– Sporych nakładów finansowych wymaga budowa sieci stacji tankowania wodoru. Ograniczone jest dziś wsparcie udzielane tej technologii przez instytucje rządowe. Szczególnie gdy porównamy je z promowanymi w wielu krajach tradycyjnymi autami elektrycznymi czy hybrydowymi – mówi dr hab. inż. Wojciech Gis z Instytutu Transportu Samochodowego. Na niekorzyść aut napędzanych wodorem oddziałuje też obecnie ich wysoka cena.
W ostatnich latach coraz większą popularnością cieszy się napęd hybrydowy, czyli połączenia silnika spalinowego i elektrycznego. W zależności od konstrukcji spalinowy może być wykorzystywany na długich trasach lub wspierać elektryczny w czasie jazdy po mieście. Dzięki takiemu rozwiązaniu spalanie w pojeździe spada do bardzo niskich poziomów – nawet 3 l na 100 km. Dodatkowo taki pojazd jest wyjątkowo cichy, co jednak wielu postrzega jako wadę (pieszy nie spodziewają się nadjeżdżającego auta). Jest jeszcze jeden wielki minus: cena. Samochód z silnikiem hybrydowym zazwyczaj jest dwa razy droższy od wersji klasycznej pojazdu.
Polak w ekoaucie
A jak wygląda sytuacja na krajowym podwórku? Kilku producentów tradycyjnych samochodów już teraz oferuje elektryczne pojazdy w polskich salonach. To zazwyczaj miejskie auta, która można ładować w specjalnych stacjach lub wprost z gniazdka. Mają wiele zalet: są ciche, ekologiczne, paliwo jest tanie. Ale posiadają też wady: mały zasięg na jednym ładowaniu i długi czas ładowania.
Do tego dochodzi wciąż słabo rozwinięta infrastruktura. Światowa sieć punktów ładowania pojazdów elektrycznych liczy prawie 100 tys. obiektów, z czego w Europie jest ich 22 tys. W Polsce to jednak wciąż rzadkość.
Nadzieję na rozwój sieci daje Orlen. W ubiegłym roku firma poinformowała o tym, że na swoich stacjach w Niemczech, Polsce i Czechach otwiera punkty szybkiego ładowania dla samochodów elektrycznych. To efekt współpracy z amerykańską Teslą.
Bez wsparcia państwa – niższych podatków i dotacji nie ma szans na to, by w najbliższej przyszłości w naszym kraju powstała gęsta sieć stacji do tankowania wodoru czy samochodów elektrycznych
Urszula Cieślak, BM Reflex
"Obiekty w miejscowościach Grimmen w Meklemburgii-Pomorze Przednie i Uckerfelde w Branderburgii, przy granicy z Polską, są obecnie wyposażane przez firmę Tesla w najszybsze na świecie porty służące do ładowania elektrycznego maksymalnie do czterech samochodów. Punkty Supercharger umożliwiają bezkosztowe doładowanie aut Tesla Model S w niecałe 30 min, co pozwala na przejechanie nawet 270 km. W 40 min możliwe jest już naładowanie 80 proc. baterii, a w 75 min – 100 proc. Pojedyncze doładowanie baterii pozwala na przejechanie do 460 km" – informuje spółka. Jednak wciąż jest to projekt testowy.
– Największa przeszkodą, która stoi na drodze do tego, by rozwinąć inne rodzaje zasilania samochodów, są obciążenia podatkowe – mówi Urszula Cieślak z BM Reflex. – Bez wsparcia państwa – niższych podatków i dotacji nie ma szans na to, by w najbliższej przyszłości w naszym kraju powstała gęsta sieć stacji do tankowania wodoru czy samochodów elektrycznych – podkreśla. Zmianę polityki w tym zakresie może ewentualnie wymusić Komisja Europejska, jeżeli zdecyduje się na wprowadzenie jednolitych przepisów dotyczących popularyzacji paliw innych niż ropa i benzyna.
Problemem w Polsce są też ceny. Mało kogo dziś stać na to, by kupić nowy pojazd elektryczny czy zasilany wodorem. Nawet mały miejski ekosamochód kosztuje co najmniej 80 tys. zł. W wielu wypadkach użytkownik musi płacić producentowi za wypożyczenie baterii lub wydać na ich kupno drugie tyle co na sam samochód.
Zatem na szeroką skalę ta rewolucja może dotrzeć do Polski dopiero za 20-30 lat, kiedy takie samochody staną się dość popularne na Zachodzie, a do naszego kraju będą trafiać tak jak dziś 20-letnie "niebite" auta z Niemiec.
Zobacz: Ceny paliw krążą wokół 4 zł. Benzyna będzie jeszcze tańsza.