W dniu tragicznej śmierci poszła na uniwersytet, była na poczcie, wypłaciła w banku pieniądze. Do Lasu Kabackiego, w którym zginęła, dotarła bez torebki, bez pieniędzy i dokumentów, a co najważniejsze, bez swojego aparatu słuchowego. Nie zostawiła listu pożegnalnego. Jolanta Brzeska nie popełniła samobójstwa? Została zamordowana? Pewnych odpowiedzi wciąż brak. Jednak pewne jest, że w śledztwie popełniono kardynalne błędy porównywalne z tymi w sprawach Krzysztofa Olewnika, Marka Papały, Iwony Wieczorek czy zabójstwa małżeństwa Jaroszewiczów.
Jolanta Brzeska była osobą, o której w Warszawie było głośno. Sprzeciwiała się czyścicielom kamienic. Współzakładała Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów walczące z procesem reprywatyzacji stołecznych kamienic, które nie trafiały w ręce ich przedwojennych właścicieli czy nawet spadkobierców, lecz stawały się własnością ich "następców prawnych", czyli przeróżnej maści biznesmenów i prawników, którzy odkupowali roszczenia do nieruchomości od żyjących właścicieli lub ich rodzin.
Prokuratura zamknęła sprawę jej zabójstwa po dwóch latach od tego czynu, wiosną 2013 r. "Postanowieniem Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo w sprawie pozbawienia życia Jolanty Brzeskiej poprzez podpalenie skutkujące wstrząsem termicznym i rozległymi oparzeniami powłok ciała, ponadto podtruciem tlenkiem węgla, co doprowadziło do śmierci" – napisał wtedy w specjalnym komunikacie rzecznik prokuratury okręgowej.
Próba "uciszenia"
Z uwagi na wydźwięk takich spraw i ogromne pieniądze, podejmowane w tych sprawach działania J. Brzeskiej, ale niekoniecznie związane tylko z jej mieszkaniem ale ogólnie dotyczące spraw lokatorów w przejmowanych przez właścicieli mieszkaniach komunalnych, mogły zostać odebrane jako stanowiące zagrożenie dla tego procederu dla określonej "grupy interesu" co mogło skłonić do podjęcia próby jej "uciszenia", poprzez zastraszenie, groźby, które wymknęły się spod kontroli i skutkowały jej śmiercią czy też wprost, do zabójstwa.
To nie jest fragment sensacyjnej książki opowiadającej o spisku na życie zwykłej kobiety walczącej o swoje. To konkluzja najnowszej analizy zaniechań i błędów popełnionych w śledztwie w sprawie śmierci Brzeskiej. Sprawę przeanalizowała Prokuratura Krajowa.
Minister: "Mafia reprywatyzacyjna"
– Zebrane dowody wskazują, że było to zabójstwo. Niepojęte jest, jak można było w tej sprawie rozważać samobójstwo. Sprawa jest ekstremalnie trudna, bowiem błędy popełnione w początkowym okresie śledztwa w 2011 r. spowodowały nieodwracalną utratę wielu ważnych dowodów. Udało nam się jednak dotrzeć do nowych dowodów wskazujących, że za tą zbrodnią może stać mafia reprywatyzacyjna. Sprawa ta pokazuje, że tak zwana niezależna prokuratura całkowicie wówczas zawiodła – uważa Zbigniew Ziobro, szef polskich prokuratorów.
Bez dokumentów, bez pieniędzy
Cofnijmy się do wydarzeń sprzed pięciu lat.
Tlące się zwłoki odnalazł mężczyzna, który 1 marca 2011 r. spacerował po Lesie Kabackim. Wszedł w gęstwinę, myśląc, że ktoś zostawił niedogaszone ognisko. To on zaalarmował policję.
Na miejscu policyjni technicy nie odkryli wiele. "Przy zwłokach ujawniono osmalone fragmenty stopionego szkła i stopionego plastiku. Ujawniono także okulary leżące na ziemi oraz torebkę materiałową. W torebce znajdował się zegarek, 7 sztuk kluczy, fragmenty gazet, wieczko od napoju" – napisał później w komunikacie rzecznik prokuratury okręgowej w Warszawie.
Nie było jednak żadnych dokumentów i przez kolejne dni śledczy wiedzieli jedynie, że ofiara jest kobietą. Policja zorientowała się, że ofiarą z lasu jest Jolanta Brzeska, dopiero sześć dni później.
– W mieszkaniu pusto. Na stole gazety, w lodówce mięso na obiad. Jakby zaraz miała wrócić. Zostawiła dokumenty i portfel, co mnie zdumiało. Zawsze to nosiła przy sobie – wspominała później córka tragicznie zmarłej autorce reportażu "Jolanta i ogień", który ukazał się w "Gazecie Wyborczej".
Architekt i arystokrata
Kamienica, w której jej rodzina mieszkała od końca wojny – przy ulicy Nabielaka 5 – również została zwrócona spadkobiercom. W 2006 r. decyzję taką podpisał ówczesny sekretarz miasta Mirosław Kochalski, dzisiejszy wiceprezes koncernu ORLEN.
Kamienicę przy Nabielaka pomógł prawowitym spadkobiercom odzyskać warszawski antykwariusz. Swój poprzedni zawód porzucił, skupiając się na procesach reprywatyzacyjnych. Dołączył do niego młody absolwent studiów z zakresu zarządzania nieruchomościami. Przedstawiał się jako potomek rodu wywodzącego swoje korzenie od ruskiego księcia Ruryka. Obydwaj stworzyli tandem "czyścicieli kamienic", który odzyskał kilkanaście nieruchomości, w których komunalne mieszkania mieli – często od końca drugiej wojny – zwykli warszawiacy.
Ten duet – istotny w historii Jolanty Brzeskiej – będziemy dalej nazywać "antykwariuszem i arystokratą". Spadkobiercy kamienicy, w której mieszkała Brzeska, po odzyskaniu jej sprzedali ją antykwariuszowi.
– Nie pamiętam, skąd miałem wtedy pieniądze, może pożyczyłem – tłumaczył dziennikarzom. Gdy 1 marca 2011 r. Jolanta Brzeska wychodziła z domu, była już ostatnią lokatorką kamienicy przy Nabielaka.
Tylko jedna wersja: samobójstwo
Sprawą zajmowali się prokuratorzy z rejonowej prokuratury na Mokotowie. Śledztwo wszczęto 3 marca.
Prokuratorzy z Mokotowa zaczęli badać tylko jedną tezę. Ich zdaniem w Lesie Kabackim doszło do samobójstwa.
– Mamy duży problem, o którym nikt głośno nie mówi. Gdy na samym początku ktoś uzna, że doszło do samobójstwa, to później sprawa trafia w ręce marniejszych prokuratorów, policjantów. Tak się po prostu w naszych instytucjach dzieje – mówi oficer z niemal 30-letnim doświadczeniem w pionach kryminalnych.
Dopiero we wrześniu oskarżyciele sporządzają plan śledztwa.
W mojej ocenie niezwłoczne i prawidłowe sporządzenie takiego planu "zmusiłoby" prowadzącego postępowanie do głębokiej analizy okoliczności zdarzenia, doprowadziło do przyjęcia wszystkich możliwych wersji oraz zaplanowania wszystkich możliwych i planowanych na dany moment czynności. Ten brak spowodował według mojej oceny niezbyt sprawne prowadzenie postępowania, na co wskazuje szereg zapisów na kartach wewnętrznego nadzoru służbowego, zawierający szereg poleceń wykonania konkretnych czynności procesowych – uważa prokurator, który pięć lat później przeanalizował błędy w śledztwie.
"W zasadzie nieprawdopodobna"
To nie wszystko. W planie śledztwa jako pierwszy punkt wersji do sprawdzenia widnieje samobójstwo z powodu problemów z mieszkaniem (zaleganie z czynszem), do którego opuszczenia zmuszana była Brzeska przez antykwariusza i arystokratę, lub z powodu jej problemów ze zdrowiem.
Wersja ta wydaje się w zasadzie nieprawdopodobną, której przeczy szereg dokonanych w tamtym czasie ustaleń. Pokrzywdzona wcześniej nikomu nie sygnalizowała w jakikolwiek sposób zamiaru popełnienia samobójstwa. Nie zostawiła listu pożegnalnego. Krytycznego dnia pokrzywdzona była na poczcie, uczestniczyła w zajęciach Uniwersytetu III Wieku, była w banku wypłacić pieniądze. Z tych czynności, które zdołano wykonać, wynika, iż zachowywała się zwyczajnie. Miejsce zdarzenia jest znacznie oddalone od miejsca jej zamieszkania, brak zatem jakiegokolwiek racjonalnego powodu, aby aż tak daleko udała się celem odebrania sobie życia – pisze prokurator w swojej analizie.
Dalej zwraca uwagę na to, że skoro Brzeska miałaby popełnić samobójstwo, to byłoby ono bardzo trudne do przeprowadzenia metodą, jaką stwierdzono:
Ponadto sposób – samopodpalenie, wydaje się nieadekwatny. Nie dość, że jest bardzo drastyczny, to niesie ze sobą ogromny ból i cierpienie, zaś samobójca szuka raczej szybkiego sposobu na odebranie sobie życia, to taki sposób kojarzy się raczej z jednoczesną próbą zamanifestowania czegoś, zaprotestowania przeciwko czemuś, nadania jakiegoś wydźwięku swojej śmierci ( np. podpalenie się swego czasu osoby protestującej przed kancelarią premiera). Tu brak takich okoliczności.
Przyspieszenie po roku
Przede wszystkim – zdaniem autora analizy – wersji o samobójstwie przeczy to, że Brzeska nie miała przy sobie niezbędnego do sprawnego, codziennego funkcjonowania aparatu słuchowego. Nie było go ani w jej domu, ani w miejscu, w którym zginęła, co wskazuje, że albo zostały przez kogoś zabrane, albo też np. w trakcie jej przewożenia przez kogoś w pojeździe wypadły jej.
Gdy media zaczęły pisać o podejrzanych okolicznościach śmierci Brzeskiej, możliwym związku jej śmierci z wieloletnią walką z osobami stojącymi za reprywatyzacją, sprawa trafiła na wyższy szczebel. Najpierw, w lipcu 2011 r. przejmują ją specjaliści od zabójstw – policjanci z Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw z Komendy Stołecznej Policji. W kwietniu 2012 r. śledztwo przejmuje wyższa w hierarchii prokuratura – okręgowa w Warszawie. Dopiero wtedy wyjaśnianie sprawy nabiera przyspieszenia.
Jednak pewnych błędów nie dało się naprawić, a do tego popełniano kolejne. W efekcie bezpowrotnie stracono wiele dowodów.
Przesłuchani po siedmiu miesiącach
Największe błędy prokurator dostrzega w zbieraniu dowodów dotyczących osób antykwariusza i arystokraty i ich ewentualnej roli w śmierci Jolanty Brzeskiej.
Mimo wskazań wielu świadków, że związek z jej zgonem mogą mieć Panowie [tu prokurator podaje nazwiska antykwariusza i arystokraty – przyp. red.] przesłuchano ich dopiero w dniach 3 i 7 listopada 2011 r., a więc 7 miesięcy po zdarzeniu. Do tego, o czym już wspomniano, poprzestano na ich przesłuchaniu, bez weryfikowania ich ewentualnego alibi na dzień zdarzenia – brak przesłuchania ewent. świadków, sprawdzenia miejsc, w których mieli przebywać. Do tego po takim czasie nie byli oni w stanie kategorycznie podać, co robili krytycznego dnia, gdzie i w jakim czasie przebywali. Ponadto pomimo podania przez [tu pada nazwisko antykwariusza – red.] w zeznaniach, że w dniu 3.03.2011 r., a więc dwa dni po zdarzeniu, miał kolizję drogową, samochód uległ całkowitemu zniszczeniu i wstawił go do konkretnego warsztatu, nie sprawdzono tego, a dopiero w dniu 28.12.2011 wystąpiono do Generali TU z zapytaniem w tej sprawie.
Niezbadane auta, notowana "prawa ręka"
Sprawdzenie samochodu antykwariusza było niezwykle ważne. Dlaczego? Chodziło o zbadanie, czy mogły być w nim ślady Jolanty Brzeskiej. Także oględziny pojazdu [nazwisko antykwariusza – przyp.red.] pod kątem ujawnienia ewent. śladów J. Brzeskiej przeprowadzono już po jego nabyciu przez inną osobę, w dniu 31.03.2013 r. oczywiście z wynikiem negatywnym.
Prokurator twierdzi też, że nie zbadano samochodu arystokraty. To nie wszystko. Okazuje się, że według analizy nie sprawdzono również pod kątem śladów Brzeskiej samochodu "prawej ręki" (prokurator w analizie podaje nazwisko tego człowieka – przyp. red.) antykwariusza, który był osobą notowaną.
Prokurator wytknął też poprzedniej ekipie śledczej, że błędnie zleciła podsłuchiwanie i operacyjne rozpracowywanie tylko jednej osoby, skoro równie prawdopodobnymi sprawcami czy osobami zamieszanymi w zdarzenie, w świetle zgromadzonych dowodów mogli być także [tu padają nazwiska antykwariusza i arystokraty].
Zniknęły billingi, nie sprawdzono logowań telefonów
Kolejne – nie mniej poważne – błędy prokurator zauważył w zbieraniu dowodów z miejsca śmierci Brzeskiej, jej mieszkania oraz informacji wynikających z połączeń telefonicznych osób, które "przewijały się" w tej sprawie.
Niezwykle ważnym dowodem na ewentualny udział w sprawie Brzeskiej są informacje wynikające z wykazu połączeń telefonicznych osób, które znały tragicznie zmarłą. Okazuje się, że billingi zniknęły z akt!
W aktach znajduje się jedynie notatka urzędowa, że zgromadzone billingi ok. 50 numerów telefonów poddano analizie w Wydziale Wywiadu Kryminalnego KSP i że czynności zostały zakończone z wynikiem negatywnym. Przekazano je do Wydziału Analizy Kryminalnej Biura Wydziału Kryminalnego Komendy Głównej Policji w celu weryfikacji uzyskanego wyniku i czynności analityczne nie wykazały jakiegokolwiek związku osób przechodzących w sprawie. Jest to niewystarczające (nie sposób tego zweryfikować) oraz nieprawidłowe, albowiem wykazy połączeń były uzyskane jako materiał procesowy i jako takie winny być podane procesowej analizie.
Kolejnym ważnym dowodem w sprawach takich jak śmierć Brzeskiej są informacje o telefonach, które logowały się w pobliżu miejsca tragedii. To pozwala zidentyfikować osoby, które wtedy były w pobliżu. Z analizy wynika, że albo tego nie zrobiono, albo informacja o tym zniknęła z akt śledztwa.
Należało niezwłocznie, już w ramach czynności operacyjnych ustalić wszystkie telefony, jakie w tamtym czasie logowały się do najbliżej usytuowanej stacji BTS, co wskazywałoby na przebywanie ich posiadaczy w tym miejscu. Te ustalenia zaś pozwoliłyby na wstępną selekcję osób, z którymi należy wykonać czynności procesowe (uwaga: czynność ta być może została wykonana, jednakże zarówno w aktach głównych, jak i podręcznych sprawy brak jest jakiejkolwiek informacji w tym przedmiocie, np. notatki urzędowej).
Wysprzątane mieszkanie, przegapione dowody z miejsca śmierci
Na początku każdej sprawy dotyczącej tajemniczej śmierci jest szybkie przejęcie monitoringu. W sprawie Brzeskiej z tym zwlekano. Efekt? Nie udało się zebrać wszystkich nagrań z miejsc, w których można było zobaczyć kobietę w dniu jej śmierci.
Dopiero w wytycznych z dnia 23.03.2011 r. prokurator zlecił zabezpieczenie monitoringu z okolic miejsca zamieszkania J. Brzeskiej oraz Parku Powsin. W dniu 24.03.2011 wpłynął wniosek dowodowy pełnomocnika pokrzywdzonej wskazujący bardzo szczegółowo, z jakich ulic monitoring należy zabezpieczyć, co przekazano policji do realizacji. Brak jest jednak jakiegokolwiek śladu, że prokurator pilnował nad realizacją tej czynności. W konsekwencji nie cały monitoring zdołano zabezpieczyć z uwagi na krótki okres przechowywania.
Zdaniem analizującego sprawę prokuratora na "miejsce zdarzenia" czyli do Lasu Kabackiego wysłano słabą, mało doświadczoną ekipę śledczą. Przegapili bowiem część dowodów.
Zabezpieczenie śladów na miejscu zdarzenia było niedokładne, albowiem świadek [tu pada nazwisko świadka w tej sprawie – przyp. red.] w kwietniu 2011 ujawniła tam i następnie przekazała Policji 4 nadpalone kawałki materiału, przez co wcześniej nie zostały one poddane badaniom fizykochemicznym. Do tego świadczy to niestety o braku profesjonalizmu, skoro nie wszystkie ślady zabezpiecza na miejscu zdarzenia organ procesowy, a po kilku dniach świadek i dostarcza je na Policję.
Dowodów na brak profesjonalizmu ekipy śledczej jest co raz więcej. Okazuje się, że dopiero 10 dni po tym, gdy policja ustaliła, że zmarłą jest Jolanta Brzeska (policjanci odkryli tożsamość ofiary 6 marca 2011 r.), śledczy zjawili się w jej mieszkaniu, by jej przeszukać i dowiedzieć się, czy wyszła z niego dobrowolnie, czy wyprowadzono ją siłą. A mieszkanie zdążyła już wysprzątać córka.
Nie dokonano niezwłocznie oględzin mieszkania denatki, a uczyniono to dopiero 16.03.2011 r. – bez efektu, gdyż córka denatki była w tym mieszkaniu i zmieniła stan faktyczny poprzez zabieranie różnych przedmiotów. Ponadto z treści tego protokołu, a także zeznań [tu pada nazwisko córki Brzeskiej – red.] wynika, iż policjanci byli w mieszkaniu już 07.03.2011 r. z tym, że brak jest jakiekolwiek dokumentu procesowego dot. tego faktu.
Nie sprawdzili wątku rodziny
Prokurator w swojej analizie wspomina także, że w swoich działaniach śledczy pominęli ważną – jego zdaniem – wersję, że za zabójstwem mogły stać osoby z najbliższej rodziny Brzeskiej, które z powodu jej działalności popadły w poważne kłopoty finansowe.
Okoliczność sprawy, fakt pozostawienia przez J. Brzeską w mieszkaniu dokumentów, pieniędzy, torebki, z jednoczesnym brakiem jakichkolwiek śladów walki, penetracji w jej mieszkaniu, może wskazywać, że dobrowolnie udała się jedynie na chwilę z osobą, którą znała, do której miała zaufanie.
Analizujący błędy w śledztwie prokurator zauważa, że nie sprawdzono alibi najbliższych osób, nie przesłuchano nawet świadków, którzy opowiedzieli o relacjach Brzeskiej z jej najbliższymi, a także, czy najbliższe osoby Brzeskiej nie poszły na jakąś ugodę z antykwariuszem i arystokratą w sprawie zadłużenia jej mieszkania.
Nie tylko antykwariusz i arystokrata?
Prokurator, który przeanalizował sprawę, uważa, że w nowym śledztwie trzeba też sprawdzić szerszy kontekst sprawy, nie tylko pod kątem osób – takich jak antykwariusz i arystokrata – które się już w niej pojawiły, ale w ogóle pod kątem grup stojących za procederem skupowania roszczeń do nieruchomości w Warszawie.
Zasadne wydaje się dokładne i całościowe "prześwietlenie" tematu dot. przejmowania mienia komunalnego w Warszawie nie tylko przez te konkretne, przechodzące w sprawie osoby, ale też i inne. Z dużym prawdopodobieństwem można pewnie założyć, że nie będą to rzeczywiści spadkobiercy poprzednich właścicieli, ale jakaś określona grupa osób działająca na podstawie pełnomocnictw, na co mogą wskazywać chociażby informacje zgromadzone w tej sprawie (pisma, artykuły). Należałoby w szczególności dokonać analizy na przestrzeni lat działania WSL [Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów, które założyła Brzeska – przyp.red.], być może ustalić i zapoznać się z różnego rodzaju sprawami karnymi dotyczącymi różnego rodzaju zdarzeń, których zarzewiem były konflikty na takim tle.
Nowe śledztwa
Nad warszawską reprywatyzacją i osobami zamieszanymi w ten proceder pracuje zespół śledczych z Wrocławia.
Po analizie błędów w śledztwie w sprawie Jolanty Brzeskiej Prokuratura Krajowa zdecydowała, że to postępowanie trzeba wznowić i że poprowadzi je dalej Prokuratura Regionalna w Gdańsku. Nowi prokuratorzy gromadzą zeznania świadków, którzy wykluczają samobójstwo Brzeskiej. Dla jej znajomych jasne jest, że zginęła, bo walczyła o swoje mieszkanie i mieszkania setek innych mieszkańców Warszawy.
Do podobnych wniosków doszli psycholodzy z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. dra Jana Sehna, opracowując swoją opinię psychologiczną, której główne tezy brzmią:
– zabójstwa dokonało dwóch lub trzech mężczyzn, których Brzeska musiała znać;
– były to osoby związane ze sprawą odzyskiwania nieruchomości lub przez takich wynajęte;
– celem działania sprawców było zastraszenie Brzeskiej przez oblanie jej substancją łatwopalną;
– do zabójstwa doszło przypadkowo, gdy kobieta stawiała opór lub lekceważyła ich polecenia.
Nie mieli motywu?
Ta opinia i zeznania świadków również kierowały podejrzenia w stronę wspomnianego duetu antykwariusza i arystokraty. Nigdy nie udało się jednak zebrać dowodów, które by go obciążały.
Rozmawialiśmy z członkami poprzedniej ekipy śledczej, którzy mimo wszystko uważają, że wersja o samobójstwie nie była bezpodstawna.
– Czytałem akta tej sprawy. Uważam, że antykwariusz nie miał żadnego motywu, by zabijać Jolantę Brzeską – mówi nam dziś doświadczony policjant. – W 2011 r. sytuacja była taka, że Jolanta Brzeska właśnie ostatecznie przegrała wszelkie swoje prawne bitwy. Był już nakaz jej eksmisji, licytacja komornicza. Została załatwiona w białych rękawiczkach, w sądzie. Nie było potrzeby jej mordować – twierdzi nasz rozmówca, kiedyś związany z tą sprawą.
Prokuratura zamknęła sprawę po dwóch latach, wiosną 2013 r. "Postanowieniem Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo w sprawie pozbawienia życia Jolanty Brzeskiej poprzez podpalenie skutkujące wstrząsem termicznym i rozległymi oparzeniami powłok ciała, ponadto podtruciem tlenkiem węgla co doprowadziło do śmierci" – napisał wtedy w specjalnym komunikacie rzecznik prokuratury okręgowej.
"Wiele poszlak wskazuje, iż do śmierci przyczyniły się osoby trzecie, lecz mimo istniejących wątpliwości część ujawnionych okoliczność nie pozwala także kategorycznie odrzucić wersji z zamachem samobójczym. Aczkolwiek wydaje się to mało prawdopodobne" – napisali prokuratorzy w 2013 r.
Po śmierci Jolanty Brzeskiej jej mieszkanie zostało wyremontowane i wraz z innymi w tej kamienicy wystawione na sprzedaż.
"Unikalna okazja, mieszkanie w przedwojennej kamienicy w stylu Art Deco z 1932 roku. Zamieszkaj w towarzystwie ludzi ze świata kultury i nauki" – tak zachwalała je agencja nieruchomości w 2014 r., wyceniając wartość na milion złotych.
Widzę analogię do sprawy zabójstwa gen. Marka Papały, do sprawy Krzysztofa Olewnika, Iwony Wieczorek, czy sprawy zabójstwa małżeństwa Jaroszewiczów. Błędy na początku śledztwa rzutują potem na całe postępowanie. Zgadzam się z tym, że Las Kabacki to było co najmniej dziwne miejsce na popełnienie samobójstwa. Najważniejsze jest zbadanie miejsca zdarzenia, zgromadzenie wszystkich dowodów. W tej sprawie – jak widać – tego nie zrobiono. Dopiero po zgromadzeniu takich dowodów buduje się wersje śledztwa. I po kolei należy je weryfikować i sprawdzać. W tym postępowaniu najwyraźniej weryfikowano przede wszystkim jedną wersję o samobójstwie. Powinno się było sprawdzić od razu cały monitoring wzdłuż potencjalnej trasy, jaką zmarła musiałaby pokonać od miejsca zamieszkania do miejsca śmierci. Od razu policjanci i prokuratorzy powinni sprawdzić mieszkanie Brzeskiej. Sprawę powinna od razu prowadzić prokuratura okręgowa, a nie rejonowa
Marek Biernacki (PO), były szef komisji śledczej ws. porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika