Rocznie 6 tys. Polaków popełnia samobójstwo. Sześciu mężczyzn na jedną kobietę. - Silny mężczyzna nie szuka pomocy, bo myśli, że to oznaka słabości. To nieprawda - komentuje psychiatra, dr Anna Baran.
W 2011 r. media nagłaśniały historię Krzysztofa "Diablo" Włodarczyka. Jeden z najbardziej znanych polskich bokserów targnął się na własne życie, łamiąc tym samym wszystkie stereotypy samobójcy. Silny facet, człowiek sukcesu, sławny i bogaty.
"Diablo" miał wtedy 30 lat. Ale specjalistów szczególnie martwi stan psychiczny polskich mężczyzn w średnim wieku, bo to oni najczęściej targają się na własne życie. To po 45. roku życia wskaźnik samobójstw wśród mężczyzn w Polsce rośnie drastycznie. Rocznie zabija się aż 45 mężczyzn na 100 tys. Polaków. Ta tendencja utrzymuje się od co najmniej 15 lat i bijemy pod tym względem czarny rekord na świecie.
Samobójca najczęściej mieszka w małej miejscowości, jest rozwodnikiem, wdowcem lub osobą stanu wolnego.
Czemu targa się na swoje życie? Powodów jest wiele - alkohol, problemy finansowe, samotność. Ale wpływ mają także przemiany ekonomiczne i społeczne i zmieniająca się wraz z nimi rola mężczyzny.
W przypadku mężczyzn Polska zajmuje 11. miejsce na świecie jeśli chodzi o liczbę samobójstw. W przypadku kobiet to 38. miejsce na świecie. 10 września, w światowy dzień zapobiegania samobójstwom rusza kampania ”Zobacz-znikam”, która z kolei ma zwrócić uwagę na ten problem u ludzi młodych.
Polska nie ma działającego systemu prewencji samobójstw. Dopiero niedawno, 30 sierpnia w Ministerstwie Zdrowia zebrał się po raz pierwszy zespół, który ma pracować nad wdrożeniem go w życie. W Szwecji narodowy program prewencji samobójstw działa od ponad 20 lat. Idea: poprawienie komunikacji między ludźmi, bo to może zmniejszyć liczbę niepotrzebnych śmierci.
MAŁGORZATA GOŚLIŃSKA, TVN24.PL: Co się dzieje z mężczyzną w kwiecie wieku, że targa się na własne życie?
ANNA BARAN, PSYCHIATRA, REGIONALNA SIEĆ PREWENCJI SAMOBÓJSTW W SZWECJI: Z wiekiem obniża się poziom testosteronu, co może być wynikiem nagromadzenia porażek. U mężczyzn o słabej odporności psychicznej spadek tego hormonu może doprowadzić do kryzysu samobójczego.
W Stanach Zjednoczonych, odkąd wskaźnik samobójstw zaczynał rosnąć po powrocie żołnierzy z wojny, pracuje się nad zmianą modelu silnego mężczyzny. I tu jest ogromna rola mediów. Mężczyzna jest przekonany, że szukanie pomocy jest oznaką słabości. To kulturowo uwarunkowane zjawisko, polska tradycja. We Włoszech czy Hiszpanii pytanie o pomoc jest normalne. Przekujcie to w tezę, że to akt odwagi.
Na razie to samobójstwo kojarzone jest z bohaterstwem. Ale który mężczyzna, kiedy się dowie, że samobójstwo wiąże się z niskim testosteronem, targnie się na własne życie? Ma się przyznać, że ma spadek testosteronu?
"Gdyby nie dzieci, dawno bym się zabił. Straciłem dobrze płatną pracę i zarabiam teraz 2 tys. zł, a żona wciąż oczekuje ode mnie tych samych pieniędzy" – skarży się mężczyzna na forum przyjaciele.org, strony dla ludzi w kryzysie samobójczym. A inny mężczyzna tak mu odpowiada: "Ja zarabiam 10 tys. i mam identyczny problem".
Przyczyna samobójstwa jest bardzo subiektywna. Miałam pacjenta, któremu padła jedna z dziewięciu jaszczurek. Dla nas błahostka, u niego to przelało czarę złych wydarzeń.
Musi się coś zdarzyć, żeby pojawiły się myśli samobójcze. Straciliśmy pracę, grozi nam eksmisja, nie ma znikąd wsparcia, nie mamy bliskich i nie wiemy, gdzie szukać pomocy. Ale prócz aspektu społecznego jest jeszcze psychologiczny: jak to zdarzenie przeżywamy – mamy poczucie kontroli nad rzeczywistością czy odwrotnie, brak nadziei na zmianę? Podłożem tego negatywnego myślenia często jest depresja.
Boli mnie brzuch. Zaczynam wyobrażać sobie śmiertelną chorobę. Problem rośnie, zaczyna przytłaczać. Wszystko, co obserwuję, go potwierdza. To jak mechanizm śnieżnej kuli. Mój mózg nie dopuści nic pozytywnego. Jest zaburzony.
Bo kryzys samobójczy ma również aspekt biologiczny, najmniej znany i przez to lekceważony. Pewne ośrodki mózgu pracują wtedy nieprawidłowo. Pacjenci często nie pamiętają, dlaczego próbowali się zabić, po kilku latach w ogóle nie pamiętają o próbie – to najlepszy dowód, że to się dzieje jakby poza świadomością. Mało kto o tym wie, ale następuje zaburzenie neuroprzekaźników, wykrzywienie rzeczywistości i przekonanie, że to nigdy nie minie.
A mija?
Najczęściej po kilku, maksymalnie po 72 godzinach.
Ale samo mija?
Trzeba się jakoś na te trzy dni zabezpieczyć. Przygotować wcześniej plan, co robić w razie, gdy pojawią się myśli samobójcze, bo potem jest jak w pożarze, można tylko działać. Wezmę zimny prysznic, zrobię kilka pompek, coś, co mnie odpręży. Posłucham muzyki, pójdę na spacer, zadzwonię do przyjaciela…
Napiję się…
Alkoholu należy unikać, tylko zwiększy problemy. Szukanie pocieszenia w butelce obniża poziom testosteronu.
A jeśli nic nie zadziała?
Człowiek powinien znaleźć się w otoczeniu ludzi. Ostatecznie iść do lekarza. Miałam pacjentkę, która w kryzysie szła do szpitala. Ale nie musiała wchodzić, czuła się bezpiecznie, siedząc w pobliżu wejścia.
Mężczyzna w Polsce zabija się sześć razy częściej niż kobieta. Po 45. roku życia aż 45 mężczyzn na 100 tys. mieszkańców rocznie. Polki są silniejsze od Polaków?
Są lepsze w komunikacji. Polscy mężczyźni nie okazują emocji tak jak kobiety, zwłaszcza dzisiejsi 40-latkowie. Młodsze pokolenie jest już inne.
Bo facet z problemem nie jest prawdziwym facetem. Nie radzi sobie.
A Mahatma Gandhi? A Walt Disney? Oni też mieli za sobą próby samobójcze i potem ile jeszcze dokonali!
Kobietę chroni przed kryzysem samobójczym urodzenie dziecka. Przestaje być skoncentrowana na sobie.
Egoista – tak na forum przyjaciele.org nazywają samobójców ich żony i dzieci. Grożą: jak to zrobicie, okaleczycie bliskich na całe życie.
Ludzie zabiją się, bo są przekonani, że są dla innych ciężarem. Jest to myślenie skoncentrowane na sobie: ja przeszkadzam, ja muszę się usunąć, ale trudno je nazwać egoistycznym. Natomiast to, że samobójstwo jest ogromną tragedią dla rodziny, jest prawdą i każdy ma prawo o tym wiedzieć. Nie chodzi o zastraszanie, tylko informowanie: rozważ to.
Były reportaże o mężczyznach, którzy zabijali się przez kredyty. Chcieli uwolnić rodzinę od długu. Nie przewidzieli, że żona i dzieci będą musieli go spłacać.
To jest bagaż, który przekazujemy. Badania pokazują, że jeśli w rodzinie doszło do samobójstwa, częściej zdarzają się w niej kolejne próby targnięcia się na własne życie. Jedno pcha drugie.
Rodzina to jeden z powodów, który podają pacjenci na pytanie, dlaczego powstrzymują się przed samobójstwem. Inny: bo nie chcę popełnić grzechu. Ale to w Polsce. W Szwecji religia nie ma takiego znaczenia.
Szwecja – taki bogaty kraj ma samobójców?
Niemal trzy razy więcej niż Grecja po kryzysie ekonomicznym. A Rumunia ma mniej niż Polska, chociaż jest biedniejsza. Łączenie biedy z samobójstwem jest bezpodstawne i szkodliwe, bo podpowiada ludziom ubogim, że powinni się zabić. Dwa lata temu zabił się Robin Williams, a przecież pieniędzy mu nie brakowało.
Ale Szwecja, kraj z wzorcowym socjalem? Pewnie przez brak słońca? Dlatego w serialu "Przystanek Alaska" bohaterowie profilaktycznie chodzili z latarkami nad oczami.
Kolejny stereotyp utrwalany przez media. Najwięcej samobójstw w regionach podbiegunowych zdarzyło się w czasie białych nocy.
To od czego zależy ilość samobójstw w kraju?
Od dostępu do drugiego człowieka. W greckich domach są duże rodziny i ważna jest religia. W Szwecji – odwrotnie. Co drugie małżeństwo się rozwodzi. Ale nie chodzi tylko o bliskich. Drugi człowiek to może być kolega, ksiądz, policjant, pracownik socjalny, lekarz.
Dzwoni do mnie kolega i mówi, że chyba się zabije, bo ma tak potworne długi, że komornicy go nachodzą. Nie dam mu tych pieniędzy, nie mam. A on znowu dzwoni i opowiada to samo. Już boję się odbierać telefon, zaczynam go unikać. Nie wiem, co mu powiedzieć.
Wystarczy być. Obecność jest najważniejsza. Jak nas nie będzie, nie zainterweniujemy. Mamy być i słuchać. Słuchać, słuchać, słuchać. Proszę pamiętać, że musimy zyskać na czasie. Te trzy dni, kiedy mózg źle pracuje.
Człowiek w kryzysie potrzebuje mówić, wszystko jedno – osobiście, przez telefon czy internet.
Internet? W polskim filmie fabularnym "Sala samobójców" to znajomi z internetu pchnęli bohatera do samobójstwa. Ludzie opowiadają o swoich problemach w sieci, a przecież internet pogłębia izolację społeczną.
Jak czytam fora internetowe, to mam wrażenie, że wchodzą tam głównie mężczyźni, czyli najbardziej zagrożona grupa w Polsce. Na forum mogą być anonimowi, przynajmniej tam się otworzą.
Tak samo moglibyśmy deprecjonować telefon, a on nie raz kogoś uratował. Za przykład taka historia. Pewien pan z Australii zadzwonił do przyjaciela w Szwecji, że chce się zabić. Szwed poprosił kogoś w domu, żeby powiadomić policję. Sam został na linii z przyjacielem, nie przerywając rozmowy. Szwedzcy policjanci skontaktowali się z australijskimi, a tamci wysłali karetkę do zdesperowanego mężczyzny. Był za to wdzięczny przyjacielowi ze Szwecji do końca życia.
Narzędzie nie ma znaczenia, tylko kontakt. A dostępność telefoniczna to podstawa zapobiegania samobójstwom. Ludzie w kryzysie pierwsze co robią, to dzwonią.
Słuchajmy człowieka bez krytyki, bez oceniania, z szacunkiem.
Może on tylko tak gada?
Do szpitala, w którym pracuję, pewien pacjent trafiał trzy razy w tygodniu po tym, jak zadzwonił na policję, że się zabije. Każdą taką groźbę trzeba traktować serio, chociaż nie zawsze interwencja musi być ekstremalna. Zapytałam go, dlaczego dzwoni na policję, zamiast po prostu przyjść do szpitala.
Bo pewnie nie przyjęliby go od ręki, tylko zapisali na wizytę za trzy miesiące, przynajmniej w Polsce.
On po prostu nie wiedział, że może. W Szwecji też są kolejki do psychiatry. Ale taki pacjent, zagrożony samobójstwem, ma wpisane w elektroniczną historię choroby, że należy go przyjąć od razu, gdy się zgłosi.
Po terapii ten mężczyzna wyjechał z miasta i nagle po pięciu latach znowu wylądował w szpitalu. Poszłam do niego i pytam: co, znowu policja? A on, że nie, że wsiadł w pociąg i przejechał te 70 km, tak jak mu poradziłam.
Przyszedł, bo wcześniej został wysłuchany. Interwencje policji to były dla niego sygnały, że kogoś obchodzi, że ktoś próbuje go poznać i zrozumieć.
Dlaczego chce wam się żyć? – pyta forumowiczka na forum przyjaciele.org. Nie: "jakie macie powody do samobójstwa?", ale: "po co żyć?". I ludzie odpowiadają: "bo mam psa", "bo lubię malować, śpiewać".
Pasja! Przed kryzysem samobójczym chroni więź. To nie musi być więź z rodzicami. Może być z nauczycielem, przyjacielem, psem. Ale także przywiązanie do idei, choćby gra w nogę.
Pewien forumowicz opowiadał o pracy społecznej w hospicjum. "Jaki głupi byłem – napisał – że się czymś przejmowałem".
Wolontariat w Stanach Zjednoczonych jest jednym z zalecanych sposobów na zachowanie dobrego zdrowia psychicznego.
Bo okazuje się, że jednak nie zawadzam, ale mogę być komuś potrzebny?
I że w ogóle są ludzie, którzy pomagają. Czyli że mi też mogą pomóc. Dla kogoś, kto ma myśli samobójcze, to często odkrycie, wcześniej nigdy tego nie doświadczył.
W Polsce właśnie powstaje narodowy program prewencji samobójstw. Co musimy zrobić?
Najpierw doszacować statystykę. Bo to dziwne, że w Szwecji na jedną kobietę, która popełniła samobójstwo, przypada dwóch mężczyzn, a w Polsce aż sześciu. Być może nie każda polska samobójczyni została policzona. Trafiła do szpitala po zażyciu leków, odratowują ją, ale w końcu umiera w wyniku jakichś komplikacji i przyczyną śmierci w akcie zgonu jest zatrucie, a nie samobójstwo.
Kobiety podejmują mniej skuteczne próby niż mężczyźni. A Główny Urząd Statystyczny w Polsce w ogóle nie rejestruje prób. W Szwecji rejestrowane są nawet groźby, np. to, że ktoś zadzwonił na policję i powiedział, że chce się zabić. Porządne liczenie ludzi zagrożonych kryzysem samobójczym pokazałoby rozmiar problemu i może wtedy znalazłyby się pieniądze na dalsze działania.
Tak jak na program 500 plus. W programie prewencji samobójstw chodzi przecież o to samo – zwiększenie liczby mieszkańców.
W Szwecji już na to wpadli. Niż demograficzny poprawiają tam imigranci, ale Polska niezbyt jest otwarta na takie rozwiązanie.
Pani zadaniem w polskim programie ma być również rola mediów w prewencji samobójstw. Może po prostu nie pisać o tym, żeby nie eskalować zjawiska? Ale czy to nie hipokryzja? Na forum przyjaciele.org. znalazłam taki wpis: "w mediach tyle piszą o złych wydarzeniach, że nic innego, tylko się zabić".
Dla większości to pocieszenie, że bomba wybuchła w Londynie, a nie u nas. Dlatego złe wydarzenia tak dobrze sprzedają się w mediach, chociaż nie chcemy sobie tego uświadamiać.
W regionie, w którym mieszkam w Szwecji, zginął śmiercią tragiczną młody chłopak. Nie udało się ustalić, czy to był wypadek, czy samobójstwo. Małe miasto, 80 tys. mieszkańców, a on był z drużyny futbolowej. Wszyscy go znali. W dodatku to się stało blisko jego szkoły.
Rozmawiałam o tym z dziennikarzami i zdecydowaliśmy, że nie będą o tym pisać – właśnie z obawy o efekt Wertera. Ale facebookowcom nikt nie zamknie ust. Pisali ze szczegółami, wklejali zdjęcia. I w regionie, w którym normalnie dochodziło do jednego-dwóch samobójstw rocznie, nagle było siedem. Lepiej więc pisać, zachowując pewne standardy.
Kiedyś znalazłam takie wytyczne dla dziennikarzy w USA. "Nie podawajcie motywacji, bo wtedy każdy w podobnej sytuacji może pomyśleć: aha, czyli ja też powinienem się zabić, nie ma dla mnie wyjścia. Nie podawajcie sposobu, bo to podpowiedź: połknę tyle i tyle takich tabletek i zasnę na zawsze".
W Szwecji samobójca byłby nie do zidentyfikowania, w artykule nie ma nazwy miejscowości, nawet inicjałów człowieka. Dodatkowo pod każdym takim artykułem obowiązkowo podaje się listę kontaktów, gdzie można zwrócić się o pomoc w kryzysie samobójczym.
Wie już pani wszystko o samobójstwie?
Specjalizuję się w tym temacie od 10 lat i wciąż więcej nie wiem.
Aktorka Joanna Szczepkowska napisała kiedyś felieton o młodej dziewczynie, która od dziecka próbowała się zabić i w końcu jej się udało. Miała wszystko, nie tylko materialnie, kochających rodziców, przyjaciół, ładna, zdolna. Próbowali z nią wszystkiego: psychoterapii, farmakoterapii, hospitalizacji, nawet prześwietlili rentgenem mózg. Z felietonu rysował się portret osoby jakby skazanej na samobójstwo. Ona musiała się zabić, nie mogła żyć, bo samo życie ją bolało.
Nigdy do końca nie poznamy, co myśli druga osoba. Ona niekoniecznie chce się wszystkim podzielić. To, że nie znaleziono sposobu, nie oznacza, że go nie było. Tak jak z nowotworem – nie każdego się uratuje. Ale trzeba próbować i mieć przekonanie, że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy.