Gdyby Jordan Belfort nigdy się nie urodził, Martin Scorsese mógłby oprzeć "Wilka z Wall Street" na życiorysie Martina Shkreliego i film nie straciłby absolutnie nic ze swojej atrakcyjności. Szybka kariera, łatwe pieniądze, kontrowersyjne decyzje, wielkie oszustwa, kłopoty z prawem i upadek. Przedstawiamy człowieka, któremu udało się wkurzyć całą Amerykę.
Jest grudzień 2015 r., godz. 6.30. Ulicami nowojorskiego Manhattanu idzie zakuty w kajdanki i w eskorcie oficerów FBI młody człowiek ubrany w szarą bluzę z kapturem. Temu "spacerowi" z zaciekawieniem przyglądają się spieszący się do pracy mieszkańcy "Wielkiego Jabłka", a fotoreporterzy korzystają ze swoich pięciu minut.
Zatrzymany to 32-letni Martin Shkreli, szef koncernu farmaceutycznego Turing Pharmaceuticals, który kilka miesięcy wcześniej został ochrzczony mianem najbardziej znienawidzonego człowieka w Stanach Zjednoczonych. Powiedzieć o nim "kontrowersyjny" to jakby nic nie powiedzieć.
"Drań", "śmieciowy potwór", "krwiopijca", "moralnie upadły socjopata" – to tylko niektóre –i to najłagodniejsze – określenia, jakie nadali mu w internecie jego adwersarze. W jaki sposób Shkreli, młody, kochający życie i pieniądze człowiek, stał się nagle obiektem potężnego hejtu i dlaczego grożono mu śmiercią?
Pięć tysięcy procent podwyżki
Świat usłyszał o nim we wrześniu ubiegłego roku. Jego firma nabyła za 55 mln dolarów prawa do Daraprimu. To lek opracowany w latach 50., który najskuteczniej walczy z infekcją pasożytniczą o nazwie toksoplazmoza. Osoby z osłabionym układem immunologicznym, tacy jak chorzy na AIDS czy nowotwory, mogli polegać na Daraprimie, którego cena wynosiła 13,5 dolara za tabletkę.
Jednak Shkreli ogłosił nagle, że podnosi cenę leku do 750 dolarów za tabletkę. Podwyżka o ponad 5 tys. proc. i zuchwałe próby obrony tej decyzji sprawiły, że Shkreli natychmiast stał się wrogiem numer jeden dla tysięcy pacjentów, polityków oraz użytkowników Twittera i innych "społecznościówek".
Sprawa odbiła się naprawdę szerokim echem. Nawet kontrowersyjny Donald Trump, jeden z republikańskich kandydatów na prezydenta USA, nazwał Shkreliego "zepsutym bachorem". Z kolei Bernie Sanders, który walczy o prezydenturę z ramienia Demokratów, odrzucił 2,7 tys. dolarów, jakie Shkreli wpłacił na wsparcie jego kampanii, i przekazał te pieniądze na walkę z AIDS.
Shkreli to zepsuty bachor
Donald Trump
Aston Martin w cenie roweru
Shkreli tłumaczył, że wzrost ceny Daraprimu jest uzasadniony, ponieważ jest to lek wysoce specjalistyczny. Porównał Daraprim do "Astona Martina, który wcześniej był sprzedawany w cenie roweru". Obiecał też, że dodatkowe zyski zostaną wykorzystane do ulepszenia 63-letniej receptury leku. Swojej decyzji bronił m.in. na YouTube podczas czatu na żywo z użytkownikami serwisu.
Jednak po tym, jak spadła na niego potężna fala krytyki, postanowił w końcu, że obniży cenę lekarstwa. – Zgodziliśmy się do obniżenie ceny Daraprimu do poziomu, który jest bardziej przystępny i który pozwoli spółce na osiągnięcie zysku. Ale będzie to bardzo niewielki zysk – powiedział w rozmowie z ABC News.
Później jednak częściowo wycofał się z tej decyzji (obniżył cenę leku o połowę dla szpitali). Gdy Hillary Clinton próbowała w listopadzie jeszcze raz nakłonić go do obniżenia ceny, ten odpisał jej na Twitterze: "lol" ("laughing out loud", czyli "śmieję się głośno").
Na grudniowym szczycie Forbesa w Nowym Jorku Shkreli przyznał, że gdyby mógł, to podniósłby cenę leku jeszcze bardziej. – Moi inwestorzy oczekują ode mnie maksymalizacji zysków – tłumaczył.
Drwiny z amerykańskiego snu
Martin Shkreli, syn chorwackich i albańskich imigrantów, urodził się w kwietniu 1983 r. Dorastał w robotniczej społeczności na nowojorskim Brooklynie. Długo wydawało się, że jest ucieleśnieniem amerykańskiego snu – narodowego etosu, z którego później zaczął sobie drwić.
Jako dziecko Shkreli lubił grać w szachy ze swoim sąsiadem, staruszkiem imieniem Marty. Ten nauczył młodszego kompana nie tylko szachowych trików. Wiele opowiadał mu również o znajdującej się po drugiej stronie East River Wall Street i rządzących nią mechanizmach.
Okazało się, że nauka nie poszła w las. W 1995 r. 12-letni Martin kupił akcje Compag, a trzy lata później do swojego inwestycyjnego portfela dorzucił akcje Amazona.
W wieku 16 lat zrezygnował z prestiżowego liceum Huntera i kilka miesięcy później rozpoczął swój pierwszy staż w Cramer Berkowitz & Co, funduszu hedgingowym założonym przez osobowość telewizyjną Jima Cramera.
Gdybym mógł, podniósłbym cenę Daraprimu jeszcze bardziej. Moi inwestorzy oczekują ode mnie maksymalizacji zysków
Martin Shkreli
W 2004 r. otrzymał dyplom z biznesu w nowojorskim Baruch College. Dwa lata później założył własny fundusz hedgingowy Elea Capital Management. Przetrwał on zaledwie rok. Został zamknięty po pozwie, w którym bank Lehmann Brothers zażądał od Elei 2,3 mln dolarów. Zanim jednak doszło do wydania orzeczenia sądowego, Lehmann Brothers zbankrutował.
W 2008 r. Shkreli założył kolejny fundusz hedgingowy – MSMB Capital Management. MIała to być platforma do stworzenia przez Martina firm biotechnologicznych, w tym Turing Pharmaceuticals.
Nie była to jednak pierwsza firma założona przez Shkreliego. W 2011 r. stworzył Retrophin, koncern farmaceutyczny, który miał się skupiać na lekarstwach na rzadkie choroby. Trzy lata później został jednak odsunięty ze stanowiska szefa firmy z powodu zarzutów dotyczących nieprawidłowych rozliczeń. W sierpniu 2015 r. firma złożyła pozew przeciwko Shkreliemu z żądaniem 65 mln dolarów. Twierdziła, że Shkreli stworzył Retrophin i wszedł z nią na giełdę tylko po to, aby spłacić inwestorów swojego starego funduszu MSMB.
Shkreli zaprzeczał oskarżeniom. – Oni wymyślają dziką, szaloną i nieprawdopodobną historię, aby wyłudzić moje pieniądze – mówił w wywiadzie dla "New York Timesa".
Firma Turing Pharmaceuticals rozpoczęła działalność w lutym 2015 r., po tym, jak Shkreli został zmuszony do odejścia z Retrophin. Firma twierdzi, że jej celem jest skupienie się na leczeniu poważnych schorzeń. "Chcemy pomagać pacjentom, którzy często nie mają skutecznych metod leczenia" – możemy przeczytać na ich stronie internetowej. Firma posiada na rynku tylko dwa produkty – Daraprim i Vecamyl, lek na obniżenie ciśnienia.
Aresztowanie
W grudniu ubiegłego roku do apartamentu Shkreliego na Manhattanie zapukali oficerowie FBI. 32-latek został aresztowany za oszustwa finansowe. Po kilku godzinach wyszedł za kaucją w wysokości 5 mln dolarów.
Nieprawidłowości mają dotyczyć czasów, kiedy Shkreli stał na czele MSMB Capital Managment i Retrophin. Według FBI miał wtedy fałszować bilans finansowy w Retrophin, aby spłacać inwestorów MSMB.
Shkreli prowadził firmy jak piramidy. Każdą kolejną wykorzystywał do tego, aby spłacać oszukanych inwestorów w poprzedniej. Według aktu oskarżenia Shkreli tracił pieniądze i oszukiwał inwestorów od momentu, gdy zaczął zarządzać ich pieniędzmi. Z 3 mln dolarów, jakie powierzyło mu dziewięciu inwestorów, zostało tylko… 331 dolarów.
Jeszcze w grudniu zrezygnował ze stanowiska prezesa Turing Pharmaceuticals. Twierdzi, że "jest niewinny i że wyjdzie z tej sytuacji zwycięsko".
Miesiąc przed aresztowaniem Shkreli kupił jeszcze firmę KaloBios Pharmaceuticals. Akcje koncernu w reakcji na tę wiadomość poszybowały w górę o 400 proc. Firma posiadała prawa do leku o nazwie Benznidazol, które jest stosowany w leczeniu choroby Chagasa. Shkreli poinformował, że KaloBios planuje… podnieść cenę leku. Po jego aresztowaniu akcje KaloBios straciły 50 proc. Jeszcze tego samego dnia handel nimi wstrzymano. Shkreli został wyrzucony z fotela prezesa, a firma zbankrutowała.
AAA… kupię album
Jednak finanse i famacutyka to nie jedyne pasje Shkreliego. I nie jedyne powody, dla których jest nienawidzony. Inwestor jest wielkim entuzjastą hip-hopu. Tak wielkim, że wydał w grudniu 2 mln dolarów na jedyną kopię albumu Wu-Tang Clanu zatytułowanego "Once Upon a Time in Shaolin". Płyta została wystawiona na licytację i to właśnie Shkreli okazał się zwycięzcą. Fani legendarnego składu nie zostawili na nim suchej nitki, kiedy w rozmowie z "Bloomberg Businessweek" stwierdził, że krążka nie zamierza nawet wysłuchać. Ghostface Killer, jeden z założycieli grupy szybko skrytykował kupca, nazywając go "fałszywym superzłoczyńcą".
W tym samym miesiącu Shkreli poinformował, że chce wykupić z więzienia rapera Bobby'ego Shmurdę, który tak jak on wychowywał się na Brooklynie.
Po raz kolejny głośno stało się o nim kilka dni temu, gdy zaproponował supergwieździe Kanye Westowi, że zapłaci mu 10 mln dolarów za to, że ten wyda swój najnowszy, długo wyczekiwany album "The Life of Pablo" tylko dla niego. "Piszę z nadzieją, że uda mi się wstrzymać wydanie nadchodzącego albumu studyjnego. Zamiast milionom fanów, proszę ciebie, abyś sprzedał tę płytę tylko mi, za 10 milionów dolarów" – czytamy w liście Shkreliego skierowanym do rapera.
Wyjaśniał, że jest długoletnim fanem Kanye Westa, a jego debiutancki album z 1999 r. zatytułowany "The College Dropout" zainspirował go, "aby odnieść sukces w młodym wieku".
Ku jemu niezadowoleniu West zdecydował się opublikować płytę w Tidalu, serwisie streamingowym należącym do jego przyjaciela Jaya-Z.
Później Shkreli stwierdził, że próbując kupić nowy album Westa, stracił 15 mln dolarów. "Ktoś imieniem Daquan powiedział, że jest znajomym Kanye. Podpisałem z nim umowę na zakup płyty i wysłałem mu bitcoiny" – relacjonował na Twitterze.
Utracone pieniądze próbował odzyskać od internautów, prosząc ich o wsparcie na stronie GoFundMe. Ostatecznie poinformował jednak, że 15 mln dolarów nic dla niego nie znaczy. "Mogę odzyskać te pieniądze szybciej niż ktokolwiek inny. To wam powinno być głupio, jeżeli myślicie, że mnie to w ogóle obchodzi" – pisał.
Imbecyle
Na początku lutego Shkreli stanął przed komisją Kongresu USA w związku z podniesieniem ceny Daraprimu. Finansista twierdząco odpowiedział na pytanie, czy śledczy prawidłowo wymawiają jego nazwisko. Odmówił jednak odpowiedzi na wszystkie pozostałe pytania. Konsekwentnie powoływał się na 5. poprawkę do amerykańskiej konstytucji, w której zapisano, że "nikt nie może być zmuszony do zeznawania w sprawie karnej na swoją niekorzyść".
Shkreli otwarcie dawał wyrazy swojego lekceważenia dla toczącego się przesłuchania. Przez większość czasu wiercił się, uśmiechał i przewracał oczami, zaś po zakończeniu przesłuchania na Twitterze nazwał przesłuchujących "imbecylami".
– Chyba nigdy nie widziałem komisji Kongresu traktowanej z równą pogardą – stwierdził John L. Mica, republikański kongresmen, który brał udział w przesłuchaniu.